Maćku i potworku, odpowiedzi idealne:) Co kto lubi ale w każdej porze roku, w każdym dniu dostrzegam piękno tych gór, tych terenów. Zimą Bieszczady są puste, są ciężkie, życie jest tam bardzo ciężkie, turyści wyselekcjonowani, ciężko ze wszystkim i zimno:) Ale człowiek uczy się wtedy cierpliwości i pokory (np. kilkugodzinne rozpalanie w piecu mokrym drewnem z pola, które wcześniej musiał sam porąbać). Ale ośnieżone drzewa uginające się od ciężkiego puchu, łąki pokryte dziewiczym, niezruszonym śniegiem, bądź zruszone jedynie tropem zwierzyny prowadzącym do lasu są wszystkiego warte choćby smagało silnie śniegiem i deszczem po twarzy a ty stoisz w szczerym polu z wyciągniętym kciukiem. Przełom zimy i wiosny zawsze kojarzy się z rogami, turystów jeszcze niewielu. W maju góry są fioletowe, mają chyba najpiękniejszą barwę. Latem kąpiesz się w strumykach i latasz na bosaka, turystów dużo ale za to jest wesoło, są koncerty. W sierpniu deszcze meteorów idealnie widoczne na górskim niebie. Jesienią to, na co czekam cały rok, czyli rykowisko:) I po pierwszych przymrozkach próbujesz uchwycić te kilka dni w roku, gdy góry mienią się idealną złocisto-czerwoną paletą barw. A później znów zima i wszystko od początku:) Czyli jaka by nie była pora roku, czy pogoda, deszcz, słońce czy śnieg -wszystko ma swoje plusy i minusy i mnie tam te góry podobają się zawsze tak samo ;)))
Zakładki