„Jadą czterej jeźdźcy, jadą”* do Terchowej w piątkowe popołudnie i dojeżdżają na miejsce późnym wieczorem. Na miejscu czekał już piąty element, który własnym pojazdem dotarł na miejsce noclegu z centrum Polski. Mimo, iż znamy się już kopę lat, nastąpił długi wieczorek zapoznawczy a po nim króciutka noc i zbyt wczesny poranek. W planach na sobotę mieliśmy wyjazd krzesełkami na Gruń ( 989 ) i stamtąd już z buta żółtym szlakiem do czerwonego na Południowy Gruń ( 1460 ). Następnie na Chleb ( 1646 ) i miejsce spoczynku, czyli do Chaty pod Chlebom. Jak wiadomo, plany są po to by je zmieniać. Rzut oka za okno oraz syndrom dnia poprzedniego sprawiły, że podjęliśmy inne wyzwanie, nie zmieniając jednak miejsca docelowego wędrówki. Śmignęliśmy autobusem do Vratnej i stąd wyruszyliśmy do góry. Ale zanim to nastąpiło, dla nabrania jeszcze większej dawki optymizmu i wzmocnienia siły ducha, zasiedliśmy w miejscowej restauracji zażywając capovane środki dopingujące. Będąc już na dopingu, wyrypa napowietrznym promem nie wydawała się już być zbyt przerażająca i śmiało wkroczyliśmy do kapsuły kosmicznej,
mała11.jpg
która wystrzelona z dolnego kosmodromu, po kilku minutach wylądowała na górnym, gdzie na dzielnych turystów czekała kolejna niespodzianka zwana restauracją. Podeszliśmy do sprawy naukowo i postanowiliśmy zbadać czy capovane 800 metrów wyżej smakuje tak samo jak w dolinie. Po pierwszej próbie ciężko było sprecyzować doznania i jako, że zacięcie naukowe i determinacja uczestników doświadczenia plasowały się na najwyższym poziomie (kolejki gondolowej, he, he) – eksperyment powtórzono. Wszyscy doszli do tego samego wniosku: w środku jest zdecydowanie cieplej i przytulniej niż na zewnątrz a widoczność bez problemu sięga z jednego końca sali na drugi, podczas gdy za oknami taki odcinek ginął w szaro-burych chmurach. Gdy na stole, znienacka pojawił się wzmacniacz smaku i zapachu pod postacią śliwowicy o kącie nachylenia mocno lawiniastych stoków - 52%, postanowiłem przerwać tą ciężką pracę laborantów, za co zostałem, delikatnie rzecz ujmując, odsądzony od czci i wiary.
Niemrawo ruszyliśmy w niepewną dal metodą długich i forsownych odpoczynków:
mała1.jpg
W końcu zaszczytowaliśmy i z Chleba opuściliśmy się w okolice Sedla za Hromovym. Szlak trawersujący wierzchołek zalegał gdzieś pod śniegiem, więc wyznaczyliśmy go sami
mała2.jpg
i jeszcze przed zapadnięciem zmroku dotarliśmy do schroniska.
Na nocleg w schronisku zostało nas pięciu, kilka grup czeskich turystów i chyba ani jednego Słowaka oprócz obsługi oczywiście. Czesi to niesłychanie rozśpiewany naród, atmosfera była więc wspaniała, śpiewy i gra na gitarze nie ustawały do 1.30. Chatarki uwijały się jak w ukropie, piwo lało się strumieniami i kofolka takoż, że o śliwowicy nie wspomnę. Taki wieczór, który zapamiętuje się na długie lata!
Poranny widok sprzed schroniska wynagrodził trudy podróży i szarość dnia poprzedniego
mała3.jpg mała4.jpg mała5.jpg mała13.jpg
*Kult - „Czterej jeźdźcy”
Zakładki