Dzis odwiedzamy opuszczone miasto Skrunda-2 , połozone kilka kilometrów od Skrundy wlasciwej. Bylo to jedno z tzw miast numerowanych, tajnych osiedli, ktorych setki byly niegdys rozsiane po calym ZSRR. Miast ktorych nie bylo na zadnych mapach, do ktorych bardzo ciezko bylo wjechac obcym a i mieszkancom niełatwo bylo z nich wyjechac. W zamian ponoc mieli wyzsze zarobki i troche lepsze warunki zycia niz gdzie indziej.

Skrunda-2 narodzila sie jakos w latach 60-tych gdy zbudowano tam stacje radarowa wczesnego ostrzegania (radar Dniepr). Blizniacze bazy istnialy gdzies w rejonie Murmańska. W latach 80 tych rozpoczeto budowe kolejnego gigantycznego radaru Darial (80x80m) ktory nigdy nie zostal ukonczony. Podobne planowano tez postawic w okolicach Mukaczewa, Irkucka, Bałchaszu i gdzies w Azerbejdzanie (Gabal)



zdjecia ze strony
http://www.google.pl/imgres?imgurl=h...%3Disch&itbs=1

W 94 roku, juz w niepodleglej Łotwie podjeto decyzje o zamknieciu baz i wywozie rosyjskich wojsk. Gigant zostal wysadzony w powietrze w 95 roku przez jakas amerykanska firme ktora wygrala przetarg na "uporzadkowanie terenu". Ostatni mieszkancy opuscili woskowe miasteczko w latach 98-99.

Radarów juz nie ma. Pozostalo porzucone 15 lat temu miasto.

Przy glownej drodze wjazdowej do Skrundy-2 stoi znak zakazu wjazdu. Jak przystalo na praworzadnych obywateli nie łamiemy prawa i nie wjezdzamy gdzie nie wolno. Okrązamy miasto inna drogą, zostawiamy auta i pieszo przedzieramy sie przez bagno w strone majaczacych miedzy zaroslami bloków

Od tyłu nie ma do miasta wjazdu. Próbujemy wiec przejsc zarosnieta droga noszaca slady asfaltu. Dziwnie tu , wyglada jakby komus bardzo zalezalo na zablokowaniu tej drogi. W kilku miejscach specjalnie zwalono na nią rosochate drzewa. Mozna sie poczuc jak na beskidzkich wiatrołomach dzien po jakism sporym huraganie



Kawalek dalej kolejna niespodzianka- droge przecina przekopany row miedzy bagienkami. Cale miasto polozone jest w rozlewiskach i bagnach, jakby wpisane w ufortyfikowana przyrode ktora sama broni dostepu do wnetrza.







Kurcze, przeciez teraz sie nie cofniemy jak budynki mamy juz na wyciagniecie ręki. Niektorzy probuja macac patykiem jak głeboki jest row i czy da sie go sforsowac wbrod , nie ryzykujac "zjedzenia" przez bagno. Sprytny toperz odnajduje jednak groble i przedostajemy sie sucha stopa. Mijamy wielka wieze a plywajace wokol łabedzie przygladaja sie nam z zaciekawieniem.



Skrunda-2 to okolo 60 nieuzywanych budynkow- mieszkalnych, gospodarczych, sa tu fabryczki, zaklady mechaniczne, szpital, szkola przedszkole, wojskowe koszary. Pierwsze co uderza jak wchodzimy miedzy zabudowania to cisza i pustka. Myslalam ze juz sie na tej Łotwie przyzwyczailismy do pustki ale tu jest ona jakas jeszcze bardziej namacalna. Chwile pozniej okazuje sie jednak ze nie ma tu ciszy absolutnej. Bardzo dudnia nasze kroki, szczękaja aparaty, a zwykle chrzakniecie zdaje sie byc daleko przenoszone dziwnym echem. Slychac spiew roznorodnego ptactwa a nieraz i zabrzeczy jakis zabłakany pierwszy wiosenny owad. Zdaje sie tez ze slychac jakis odlegly gwar dzieci bawiacych sie na placu zabaw, faceta naprawiajace samochod, imprezujacych menelkow pod blokiem, czy brzek szkla rozbijanego przez jakas zabłakana piłke. Brzek szkła byl akurat prawdziwy. Jakies kawalki posypaly sie z okna. Szlag wie dlaczego akurat teraz. Ma sie wrazenie ze zaraz, jak skrecimy za róg, to ukaze sie jakis obrazek ze zwyklego zycia osiedla. Ale nadal pustka, tylko urwana blacha na wietrze wydaje dziwny odglos, jakby ukladajacy sie w niezrozumiale slowa.. Wzrok omiata okna i balkony. Plamy zacieków i odbicia slonca w brudnych szybach sprawiaja nieraz wrazenie powykrzywianych postaci ktore pojawiaja sie i znikaja za fragmentami starych poszarpanych firanek. Pewnie kazde z tych czarnych okien opowiedzialoby jakas historie sprzed lat.. Patrzac katem oka ma sie wrazenie ze miedzy drzewami przemykaja jakies zgarbione cienie. Dobrze ze jestesmy spora ekipa bo mam mocne wrazenie, ze gdybym przyszla tu np. tylko z samym toperzem to predko znalazlabym jakis madry powod zeby jak najszybciej spowrotem czmychnac w bagna








Pierwszy zwiedzamy szpital. Zachowalo sie sporo tabliczek oddzialowych, dokumentow, opisów chorów, mocno juz przeterminowanych leków i rentgenowskich zdjec.









Zwraca uwage jedno z rentgenowskich zdjec. Odroznia sie od pozostalych. Pan Baranow mial w 1983 roku w prawym płucu cos wielkosci 1/2 calosci i to cos ksztaltem przypominalo płynąca meduze. Ciekawe czy facet jeszcze zyje , po tych 30 latach?

A proszków potrzebnych do badan rentgenowskich to zrobili chyba zapas na 50 lat, wierzac w niesmiertelnosc miasta i swojego panowania na tym terenie...



Najwieksze wrazenie robi na mnie opuszczone przedszkole.



Moze dlatego ze przypomina mi bardzo obiekt do ktorego ja chodzilam? takie same stoleczki, takie same szafeczki z symbolami zwierzatek i literek (tylko literki troche inne






Tez mielismy kącik dyzurow gdzie pinezka przypinalo sie nazwiska dzieci ktore zobowiazane byly podlewac kwiatki i porzadkowac zabawki.



I kacik sanitarny! gdzie opatrywalo sie rozbite na podworku kolana i glowy. Jakos ta zyrafka budzi moja wybitna sympatie!



Ciekawa jest tez ta mozaika. Szczesliwa mina kotka i okragly brzuszek sugeruje ze chwile wczesniej kurczat moglo byc wiecej (smutna mina kury zdaje sie ten fakt potwierdzac



A z okna jakby sie przygladala jakas dziewczynka o szpiczatych uszkach...



Jakos tak dziwnie wychodzi ze co zwiedzamy kolejny budynek to gubimy jedna osobe. Zaczynalismy w dziewiatke. Opuszczajac szpital jest nas 8, po wyjsciu z przedszkola 7, z pierwszego bloku mieszkalnego - 6. Jak w dobrym horrorze....Ktos zaczyna opowiadac o zabłakanych krasnoarmistach ktorzy 15 lat temu nie wyjechali z miasta i nadal porywaja ludzi... Poki co nie mozemy znalezc zagubionych kolegow ale zaczynamy sie bardzo dokladnie pilnowac aby cala szostka sie juz nie rozdzielala