Pomysł wyjazdu na Łotwe powstał jakos pod koniec zeszłego roku. Początkowo planowałam ze moze na majowke wybierzemy sie na Białorus, przewodnik nawet kupiłam.. Ale lenistwo wygrało... Nie chcialo mi sie użerac z wizami.
Kilka osób slyszac o planach ostrzegalo albo nawet odradzało mi wyjazd w tamte strony. Mowili, ze sie rozczaruje, ze prozno w bałtyckich krajach szukac moich ulubionych klimatów, ze tam jest bardzo "zachodnio", nowoczesnie, drogo i predzej mozna odnalezc skandynawski porzadek niz wschodni bardak. Wiele ogladanych w necie relacji potwierdzalo, ze oni jednak moga miec racje..
I moze dobrze ze z takim nastawieniem pojechałam.. Bo moze wlasnie dlatego- przez kontrast z wyobrazeniami- kraj zachwycil mnie az tak bardzo a "oddech wschodu" dopadł juz na Litwie, jakies 30 km od granicy, po zjezdzie z glownej drogi Via Baltica, na boczne puste trakty.. A potem bylo juz tylko lepiej
Wyruszamy juz w piatek po poludniu. Musze wytrzymac w pracy od 9 do 14, co wcale nie jest takie latwe bo myslami zmierzam juz ku pólnocy... W Oławie czekaja Grześ i Piotrek- w barze oczywiscie. Dzis planujemy dotrzec pod Warszawe gdzie nocujemy u Wojtka. Na trasie spotykamy rozne atrakcje, np. traktory orajace asfalt, szeroko rozlane rzeki zabierajace boiska i słupy energetyczne, pasące sie w rowach bociany a przede wszystkim potworne korki w kazdym nawet najmniejszym miasteczku i niekonczace sie sznury tirów..
Około 22 dojezdzamy do planowanego miejsca gdzie czekaja na nas juz Wojtek i Tomek ze stołem zastawionym po brzegi, pelnym wszelakiego jadła a przede wszystkim napitku. Gruzinska "supra" moze sie schowac! Wogole u Wojtka w obejsciu mozna odnalezc prawie wszystko- staw, monitorowane kurki i kaczki wodne, opuszczona fabryke, dom z labiryntem stu zakretów oraz stworzenie nazywane psem a rzeczywistosci będace skrzyzowaniem niedzwiedzia z cielakiem gigantem!
Rano juz w szescioro wyruszamy w dalsza trase. Po drodze zawijamy do wulkanizatora bo w skodusi cos dziwnie "bije" na kierownicy. Diagnoza jednak jest taka ze obecnie nic sie nie da zrobic. Trzeba czekac az sie bardziej zepsuje- wiec jest szansa ze gdzies w centralnej Łotwie czeka na nas kolejna przygoda!
Z reszta łotewskiej ekipy spotykamy sie przy bunkrach w Bakałarzewie. Po wyjsciu z autka uderza nas lodowaty wiatr, para leci z ust a chmury ciagna ciezkie brzuchy bardzo nisko.. Dostaje smsa od mamy "na Ślasku 28 stopni i duchota". Odpisuje: "na Suwalszczyznie +7 i baaaardzo rzesko!"
A tu my wszyscy w komplecie.
To ten moment ktory najbardziej kocham na kazdym wyjezdzie. Sam samiuśki poczatek. Jeszcze wszystko przed nami, jeszcze nic nie minelo. Przed nami wielka niewiadoma, nie wiemy gdzie w najblizsze dni wypadnie nam spac, gdzie jesc, kogo spotkamy na swojej drodze. Ale wiemy ze wokól pachnie wolnoscia i przygoda a jakas niewidzialna siła pcha nas w nieznana dal
Zatrzymujemy sie jeszcze w Suwałkach aby odwiedzic jakis kantor i znalezc knajpe na obiad. (Knajpy nie beda mocna strona tego wyjazdu ) W tej w Suwałkach barmanka jest troche stropiona ze chce sie u niej stołowac az 9 osób, mowi ze musi sprawdzic w lodowce czy ma tyle porcji. Tu zapala nam sie czerwona lampka- zaczyna sie zupełnie jak nad Dunajem w "Sybiraczce" gdzie dostalismy na glowe po 4 pielmieni... Nie szukamy dalej, troche czas nas goni, moze znajdziemy jakies zarcie na Litwie? Na tym etapie toperz dostrzega napis "Gofry" i oblizujac sie, pospiesznie podąza w obranym kierunku. Ja sie tez łatwo kusze wiec zamawiamy dwa gofry.. Zwykle czas dostania gofra oscyluje w pomiedzy 10 sekund a minuta.. Tu jest jednak inaczej... Pani kasuje pieniazki i znika na zapleczu. Przez lekko uchylone drzwi widac ze miota sie miedzy lodowka a szafkami. Nosi jakies miski, cos miesza, przelewa. Buchaja jakies pary. Mija dziesiec minut, dwadziescia. Reszta ekipy juz pochrzakuje przy autach zastanawiajac sie w jaka czarna dziure tym razem wpadlismy. Mija pol godziny. Ja wiem, gofry mialy byc bardzo zlozone z owocami, polewa i smietana. Wyglada na to ze babka nie tyle doi krowe zeby zrobic smietane co poszla zasadzic drzewka owocowe!!! W koncu zwyciestwo. Gofry sa nawet calkiem smaczne ale chyba nie doceniamy ich na tyle co powinnismy gdy z umazanymi buziami pakujemy sie do skodusi. Od dzis powiedzenie "czekajac na gofra" staje sie symbolem
Od Tomka pozyczamy CB radio. Mimo napchanej po brzegi skodusi udaje sie go jakos upchac. Podstawiamy pod spód rolke srajtasmy, oklejami dookola kilkoma warstwami tasmy klejacej. Siedzi. Fajnie. Bedziemy mogli gadac miedzy autami jak sie gdzies pogubimy albo co.
No i w koncu granica, znaczona tylko tablica i opuszczonym porosłym trawa terminalem. Jakos tak dziwnie, jakos tak nieswojo. Nie ma paszportow, pieczatek, sznurow aut. Nikt nas nie zatrzymuje i nie zaglada do plecaka. Ale granice, mimo jej braku, widac namacalnie. Nagle staje sie jakos tak szeroko. Pusto. Niknie las bilbordów, ruch słabnie, z kazdym kilometrem okolica pustoszeje. Zjezdzamy z szosy bałtyckiej na boczne trakty. Droga szeroka i prosta. Mijamy malutkie wioseczki. Domunuje drewniana stara zabudowa.
Sporo jest tez opuszczonych chat i kołchozów. Wioski calkiem inne jak u nas, wogole to ciezko je wioskami nazwac. Bardziej pasuje słowo "chutor" albo "siedlisko". To nie ulicowki czy skupiska zwartej zabudowy. Pola, pola a na nich chalupki ze stajniami, stodolami i komórkami ustawionymi w prostokąt, kwadrat albo kolo. A wokol zabudowan szpaler starych drzew. Zartujemy ze szukajac noclegu w Polsce patrzy sie za kępa drzew na polu. A tu niespodzianka! Raz ze kęp jest niewiele i w kazdej takowej siedzi gospodarstwo!
Okolica przytłacza spokojem i pustka. Wrazenie poteguja brzuchate chmury i droga niknaca na horyzoncie. Aha! I calkowicie milknie rozgadane w Polsce CB radio. Cicho na wszystkich kanalach.
Tylko my, droga i te dziwne pola..
Na nocleg planujemy sie dostac do ruin bazy kolo Viesvile. Udaje sie tam dojechac ale kreca sie tam jacys ludzie prowadzacy prace rozbiorkowe. Nie wyglada zbyt przytulnie. Zatrzymujemy sie wiec na pobliskim lesnym parkingu. Stoi tu tez spora wiata, stoliki, smietnik, przygotowane jest drewno na ognisko.
Biesiadujemy przy iskrach i opowiesciach wszelakich, wspominamy rozne imprezy, wyprawy i zastanawiajac sie co nam przyniosa kolejne dni wspolnej włoczegi ku polnocy.
Ognisko sie dopala, wszyscy powoli rozchodza sie do namiotow. Nocne ptaki skrzecza jakos dziwnie. Pewnie po litewsku.
W nocy jest tak zimno ze nie moge usnac mimo zapatulenia sie w dwa puchowe spiwory. Krece sie z godzine lub dwie prawie przygryzajac sobie język. Nie da rady! Ide do skodusi po kolejne cieple gacie. Jest chyba 2 w nocy. Wszyscy juz spia.
Miedzy czarnymi sylwetkami aut dostrzegam jakas postac. Gosc na moj widok tez sie troche wystraszyl. "Czy masz papierosa?"- pada pytanie. Wszystkiego bym sie spodziewala ale nie spragnionego palenia w srodku litewskiego lasu grubo po polnocy! Gosc jest jakis dziwny, ubrany na krotki rekaw, troche sie mota w zeznaniach opowiadajac skad sie tu wzial. Twierdzi ze wraca z imprezy, przyjechal tu stopem i ma 12 km do swojej wsi ale jej nazwy jakos nie chce wymienic. Dwa razy tez pokazuje kierunek gdzie mieszka.. i za kazdym razem inny. Pyta mnie ile nas jest i czy ktos spi w autach. Choc nie jest to zgodne z prawda mowie ze w kazdym aucie ktos spi. . Gadamy jeszcze chwile o naszym wyjezdzie a on poleca nam nadmorskie kurorty obwodu kalingradzkiego i zbieranie tam bursztynów na sprzedaz. Opowiada tez ze jego marzeniem jest wyjazd do Anglii i praca tam na budowie. Wyjechal tam jego daleki kuzyn i ponoc jest zadowolony. Gosc dopytuje sie tez czy nie mamy na zbyciu jakiegos spiwora albo swetra bo jest mu zimno. Moze nawet bym mu dała jakis polar gdyby nie to ze wszystkie mam na sobie i nadal mna telepie! Gosc wzdycha smutno i mowi ze zdrzemnie sie w wacie
Wracam do namiotu. Jakos sprawa nie daje mi spokoju. Kto to do licha jest? Skad sie tu wział? Dlaczego nie wraca do domu? Nawet jakbym byla bardzo zmeczona to wolalabym isc kolejne 12 km do cieplego domu niz przy temperaturze kolo zera spac w przewiewnej wiacie w koszulce z ktotkim rekawem! Dlaczego widzac namioty nie zagadal tylko bezszelestnie krecil sie kolo aut? Siedze wpatruje sie w ciemny las i zarys wiaty...i wkrecam sobie spiskowa teorie dziejów. Obwod kaliningradzki zaczyna sie 2-3 km stad.. O tam w lesie, po drugiej stronie szosy. Pewnie koles czmychnal noca przez granice i gdzies postanowil przenocowac. Dlatego nie zna nazw okolicznych wsi i nie powiedzial ani pol slowa po litewsku. I nie wraca do domu. I tedy blizej mu do Anglii. Nie zebym nie ufała ludziom ale budze toperza i zabieramy plecaki ze skodusi do namiotu.
Rano kolesia w wiacie juz nie ma. Poczatkowo reszta ekipy sie ze mnie nabija jak opowiadam swoja nocna historie. Pytaja czy przybysz byl zielony i czy mial czułki. I co brałam wieczorem i dlaczego sie nie podzieliłam z innymi Sytuacje ratuje Grzes i Tomek ktorzy slyszeli ze noca ktos gada w obozowisku ale nie chcialo im sie wyłazic z cieplych spiworow
Rano pogoda niezaciekawa, zimno i pochmurno. Acz nie narzekamy, mama mi wlasnie napisala ze w Polsce leje.
Pakujemy sie wiec w nasze autka i suniemy dalej ku Łotwie.
Okolica obfituje w bociany. Na co drugim domu jest gniazdo. Oprocz tego ogniazdowane sa takze slupy, kominy minifabryczek i samotnie stojace drzewa. Bociany tez biegaja za traktorami i cos wyzeraja ze spulchnionej ziemi.
Na Litwie przy drogach wystepuje sporo drewnianych, rzezbionych słupów. W drewnie wyobrazone sa rozne napisy i postacie. Nikt z nas nie wie jakie funkcje pełnia.
Przejezdzamy przez Palange gdzie po raz pierwszy moczymy nogi w lodowatym Bałtyku (tzn niektorzy moczą - ja nie!!! )
I bezskutecznie szukamy jakiegos otwartego baru (ta fraza bedzie sie czesto powtarzac w relacji )
Pierwsza odwiedzona na Łotwie miejscowoscia jest Nida. Zjezdzamy w pylista droge. Malenka drewniana wioseczka połozona jest na nadmorskiej wydmie. Plaza pusta po horyzont. Mieszkancy niektorych domostw musza miec chyba bezsenne noce w czasie jesiennych sztormow! Nie spotykamy w Nidzie zadnego czlowieka.
Koło Rucavy zajezdamy na pierwsza łotewska poradziecka baze. Obiekt jest mocno zniszczony. Obecnie widac ze jest przerobiony na tor motocrosowy.
Dokonujemy tu interesujacego odkrycia przyrodniczego- na litewsko-łotewskim pograniczu występuja niedziewiedzie! I do tego białe! Mają łagodne usposobienie, nie atakuja ludzi i prowadza nadrzewny tryb zycia
Za Rucavą skrecamy w boczne drogi. Specyficzny, czesto tu wystepujacy a zupelnie nie znany w Polsce znak drogowy
Zakładki