Część 1. – Jakżem trasę planował.
Różni ludzie jechali na KIMB z różnych stron, niektórzy przebyli setki kilometrów, by dotrzeć do Sękowca. Ode mnie do Sękowca jest 150 km, a też chciałem się jakoś wykazać i zrobić przynajmniej ze dwa razy tyle. Czyli po górach będzie to około trzech dni. Aby cała trasa przebiegała w Bieszczadach, zastosowałem sztuczne ułatwienie i na obrzeże Bieszczadów podjechałem samochodem. Zrobiłem to bez żalu, bo ile razy można jeździć rowerem z Jarosławia po tych samych drogach i dróżkach. Wspomniane wyżej obrzeże wyznaczyłem w Czarnej Górnej.
Maszynę zostawiłem w kąciku pustego parkingu przykościelnego w Czarnej. Złożyłem rozkawałkowany nieco rower i ruszyłem w drogę.
Część 2. – Dokąd najdalej da się w Bieszczadach dojechać?
W Lutowiskach zauważyłem, że obok samochodu, pod krzyżem zostawiłem rękawiczki. Szkoda rękawiczek, ale i szkoda wracać się po nie do Czarnej. Z szybkością błyskawicy (czyli ok. 15 km/h) mijam Lutowiska, Ustrzyki, przełęcz jedną, Berehy, przełęcz drugą, Wetlinę, Smerek i docieram do do Cisnej. Parę obrazków z drogi, z kronikarskiego obowiązku, bo nic ciekawego z tak znanego odcinka bieszczadzkiej obwodnicy nie wymyślę.
Pulpit, czyli Kremenaros w Ustrzykach Górnych
Przełęcz Wyżnianska
Berehy Górne
Przełecz Wyżna
W Cisnej zatrzymuję się w celu uzupełnienie zapasów.
Trochę zapasów od razu zjadam, bo teraz będzie mocno pod górę. Droga z Majdanu do Roztok Górnych jest pięknie wyłożona nowym asfaltem. Powyżej Roztok, do granicy PL-SK jedzie się po przyjemnym szutrze. Trochę stromo i praży słońce. I tak przed 15-tą docieram na Ruskie Sedlo.
Zakładki