Długi, ostatnio do lotnictwa zaczęły trafiać najnowsze gadżety i właśnie rozważałem to przede wszystkim pod kątem wykorzystania w samolocie oraz ewentualnie do łazikowania. W samolocie tablet jest bardzo wygodny, bo masz wszystko w jednym urządzeniu - narzędzie do planowania lotu, obliczenia załadowania, GPS, podejściówki do lotnisk etc. Następna sprawa to taka, że jest problem z mapami lotniczymi polskiego kawałka, bo nie dość, że są drogie to często jeszcze niezbyt udane, szczególnie do lotów z widocznością ziemi.
Natomiast jeśli chodzi o łazikowanie to przecież na GPS nie patrzysz non stop tylko ewentualnie kontrolujesz się to tu to tam.
Inny przypadek gdy patrzysz prawie non stop - szukasz czegoś bardzo precyzyjnie, a nie masz precyzyjnych wspórzędnych np. miejsca po opuszczonej wiosce, wejścia do jaskini czy jakiejś zarośniętej od 70 lat drogi to obrazowanie na dużym ekranie jest bardzo wygodne i pomocne.
Jednak największym problemem nie jest ani wodoodporność, ani delikatność, ani rozmiary, ale niestety czas pracy i problemy z naładowaniem w terenie. Sprzedają wprawdzie elastyczne ogniwa słoneczne połączone z akumulatorem w taki power bank, ale to jest tak naprawdę półśrodek na dodatek wcale nie najlżejszy i dość drogi.
Skutecznym rozwiązaniem problemu zasilania jest fakt, że USB to tylko 5V, a więc 4 baterie R6/AA lub 5 czy 6 akumulatorów R6/AA.
Kupuje się koszyczek na baterie, dokłada stabilizator monolityczny +5V, dolutowuje przewód i jest już źródło prądu do tableta, gps, telefonu czy aparatu.
Takie rozwiązanie to koszt może 30zł (oczywiście bez baterii/akumulatorów), a umożliwia korzystanie z dostępnych w każdej wiosce baterii paluszkowych R6, które są do kupienia nawet w Afryce
Od biedy można stosować mały akumulator żelowy 6V, ale ze względu na stosunek ciężaru do pojemności ogniw znacznie korzystniej wypadają akumulatorki R6 czy R20.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki