Pobyć czasem sam na sam ze sobą, to jakże przyjemny luksus. Domyślam się, że miałeś ze sobą statyw.
Zapytam. Czy zdarza się, by nocą pod Twój namiot podchodziły zwierzęta?
Czekam na ciąg dalszy Twojej relacji i oczywiście na zdjęcia.
Na tym wyjeździe tylko jakieś gryzonie latały koło namiotu, albo po prostu smacznie spałem :)
Na innych wyjazdach gdy się śpi pod pałatką/plandeką i widzi okolicę to często jakieś większe zwierzaki podłaziły.
DZIEŃ 3
Jak zwykle wcześnie na nogach. Idę dalej Otrytem na zachód. Mijam kilka kolejnych wykoszonych polanek, na jednej z nich domek myśliwski z brezentu lub czegoś podobnego. Wkraczam w kilku kilometrowy zarośnięty odcinek Otrytu. Drogi niet albo gdzieś zgubiłem więc idę na orientację. Dobrze że malin nie brakuje to przynajmniej sobie można pojeść.
Mijam różne potargane trawy:
Gdzieniegdzie skałki:
W końcowej części Otrytu znowu pojawia się cywilizacja i to aż do przesady. Pocięty las rozjeżdżony sprzętem ciężkim. Powoli grzbiet się obniża i nieuchronnie schodzi do Sanu.
W most na Sanie udało mi się pocelować z dokładnością +/- 100m więc jestem zadowolony.
Marzy mi się kąpiel w zimnej wodzie. Niestety w Sanie rozlokowała się jakaś pokaźna wycieczka, poza tym nie mam ochoty się smażyć na słońcu. Idę poszukać sobie innego miejsca na ochłodę. Udaję się w kierunku Studennego, wybrałem skrót ścieżką który był błędem. Krzaczory wyższe ode mnie, gorąco, masa latających krwiopijców. Jakoś się przedarłem do dawnej drogi, w dole słyszę szum wody. Schodzę przez kolejne krzaczory do potoku. W końcu można się ochłodzić...
Od razu w człowieka życie wraca. Teraz co prawda inne pragnienia się obudziły ale to jeszcze trochę...
Widoki ze Studennego na dolinę Sanu:
Zbliżam się do Terki...
W Terce spotykam stare zabudowania...
Gustowne sztuczne bociany...
Oczywiście nie może zabraknąć starej dzwonnicy...
W końcu zaspokajam swoje pragnienia obudzone kilka godzin temu...
Poleniuchować dobra rzecz ale góry czekają. Na odkrytym terenie patelnia. Całe szczęście że sporo drogi biegnie chłodnym lasem. Widoczek na Terkę z drugiej strony...
Wspinam się na Korbanię. Szczyt został oczyszczony z krzaków, ale niestety wyższe drzewa zasłaniające widok sobie stoją więc widoczki wycinkowe.
Z boku atakuje mnie jakaś brzydka chmura. Pada. Całe 30 min. Zejście na przeł. Hyrcza w deszczu zarośniętymi ścieżkami. Kiedyś jakoś więcej ludzi łaziło na Korbanię albo mi się wydaje.
Połoniny w oddali...
Starczy na dzisiaj tego łażenia, rozbijam mój domek...
Błogie wieczorne lenistwo i góry...
C.D.N.
Co tu dużo pisać-super wypadzik,super opis i foty !
Czekam na więcej i więcej.......
Maliny w upalny dzień na szlaku, to czysta rozkosz dla podniebienia. Po deszczu znów wyjrzało słońce i to też jest piękne na szlaku. Zdjęcia pozwalają przenieść się w tę zieloność choć w wyobraźni.
DZIEŃ 4
Kolejny upalny dzień. Po co ja w ogóle brałem śpiwór? :)
Poranne połoniny...
Czas opuścić przyjemne łąki na przełęczy...
Kapliczka...
Schodzę do doliny Tyskowej. W dolinie przeżywam horror, nalot z bombardowaniem w wykonaniu żarłocznych much. Od 1,2,3 jeszcze da radę się odgonić ale 10 latających upierdliwców to koszmar. Chwilowy postój na foto równa się kilkoma ugryzieniami. Chłopaki z wypału muszą być twardzi że z nimi wytrzymują...
Dopiero po dojściu do głównej drogi krwiopijcy trochę odpuszczają, już tylko pojedyncze sztuki coś próbują ugrać. Wdrapuję się na Wysoką Skałę. Nie ma to jak droga przez las, chłodniej i owadów mniej. Po drodze na zboczach sporo skałek...
Idę sobie tak grzbietem w kierunku północno-zachodnim i myślę jak by tu od tyłu dojść do Czartów Młyna. W międzyczasie widoczek na przełęcz Hyrcza, Tyskową, Radziejową...
W końcu odpuściłem szukanie wodospadu, wrócę tu o normalnej porze roku, bez nadmiernych zarośli i pewnie wody w potoku będzie więcej.
Idę przed siebie na północ, mijam jakieś tajemnicze podwójne zasieki na sporym obszarze.
Generalnie chciałem jakimś łukiem powoli zbliżać się do Baligrodu ale zniosło mnie za bardzo nad Stężnicę i już nie walczyłem z prostowaniem trasy, idę gdzie mnie droga poniesie.
Dochodzę do asfaltowej drogi, jeszcze kilka km i jestem w Baligrodzie. Ciepły posiłek, piwo, kąpiel w potoku, łażę to tu to tam...
Widoczek na Baligród...
Na okolicznej łące znajduję sobie miejsce na namiocik i spędzam ostatnią noc w górach przy dźwiękach jakiegoś odległego sobotniego disco...
Rankiem powrót do domu...
Wyjazd uznaję za udany choć nie prędko znowu mi przyjdzie do głowy wyjazd w porze letniej :D
THE END
Ostatnio edytowane przez coshoo ; 04-08-2013 o 23:07
Odnowiona cerkiew prezentuje się wspaniale. Atakujące gzy, czy też inni owadzi krwiopijcy potrafią solidnie dać się we znaki. Idąc w gorący dzień na Łopienkę były ich takie chmary, że nawet oganianie się oliścionymi gałązkami niewiele chroniło.
Filmowe podsumowanie:
http://youtu.be/7ygi9ItkOlI
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki