W pierwszej połowie roku nie miałem zbyt wielu możliwości wyrwać się w górki powędrować więc jak tylko wpadło kilka dni wolnego to nastąpiła szybka decyzja, zakupy, plecak spakowany. Jest jeden duży minus tego pomysłu, jest LATO, najbardziej znienawidzona przeze mnie pora roku. No cóż nostalgia za górami bierze górę.
DZIEŃ 1:
Wyruszam następnego dnia z rana by być u celu ok godz 13.00. Zamierzam wędrować raczej z dala od bieszczadzkich "deptaków", nie lubię tłoku więc za miejsce startu wybrałem sobie Ustianową. W pierwszej kolejności idę obejrzeć cerkiew.
Chwila odpoczynku, przepakowanie gratów i czas wyruszyć dalej. Wspinam się na pasmo Żukowa.
Na grzbiecie całkiem przyjemne miejsce z ławeczkami, ładną trawką i widokiem. Kawałek zalewu:
Wyruszam dalej grzbietem. Początkowo droga jest brzydka, szeroka, rozjeżdżona przez sprzęt ale im dalej tym lepiej. Pojawiają się kolejne polanki widokowe:
Chwila odpoczynku:
Wykoszona polanka z amboną:
I kolejne widoczki w stronę wyższych Bieszczadów, niestety widoczność jest marna. Lato...
Po kilku godzinach marszu zalegam pod brzózkami w cieniu, błogie nicnierobienie i podziwianie widoków.
Niedługo przed zachodem stawiam swój domek:
Ostatnie widoczki tego dnia:
C.D.N.
Zakładki