Ma byc tez poczęstunek. Na roznie nad ogniskiem podpiekają sie dwa szczupłe ksztalty jakis czworonogow. Czy to tez byly uczestniczki naszego redyku? Jak tak to juz wszystko rozumiem jesli chodzi o stan liczebny stadka- idą od wiosny a co wioska to impreza....
Ostatecznie poczęstunek przychodzi w duzej blaszanej kadzi i wyglada na "mieso oddzielone mechanicznie". Ustawia sie ogonek kolejki i kazdy dostaje na talerzyk jakis dymiacy i nawet dosc smaczny kawałek.
Dwa czworonogi nadal kreca sie nad ogniskiem-moze są z plastiku?
Kawałek dalej mozna tez podjesc gratisowego bigosu i naprawde pysznych ciast. Z glodu nikt tu nie umrze. Z pragnienia i owszem. Nigdzie na terenie przyredykowego festynu nie mozna pozyskac zadnego napoju. A po wędzonym serku i słonej baraninie pic sie chce bardzo. Widac ze to nie tylko moja przypadłosc bo co chwile słychac jakies "Mamo, pić!!!!!" albo "Krolestwo za browara!!"
Sa jeszcze jakies prelekcje ale nie ide tam jako ze laptopy, rzutniki i pokazy slajdow jakos mi sie nie zestawiaja z pasterstwem wiec wole popatrzec na wieczorne słonce chylace sie ku zachodowi.
Jutro spotkamy redyk jeszcze w Powroźniku. Ma byc odpust i msza polowa! Poki co raz w takowej uczestniczylam i bardzo sie ciesze na powtorke!
Na nocleg zatrzymujemy sie na polu namiotowym koło Powroźnika. Wiatki sa dwie ale w postaci samych małych daszków i chybotliwych stolików wiec stawiamy namiot. Świerszcze grają a pobliski potok szemrze wesoło po kamykach zachęcajac do kąpieli, pluskania i robienia prania.
Rozpakowujac Miśka mozna sie poczuc troche jak w gruzinskiej marszrutce!
W Powroźniku pod kosciolem jest odpust ale nie majacy nic wspolnego z redykiem. Zwykly odpust jakich tysiace w wioskach i miasteczkach jak Polska długa i szeroka. No moze ten jest jakos bardziej zabarwiony militarnie.
Msza jest, ale nie za bardzo polowa. Normalnie w kosciele. Fakt ze troche ludzi a zwlaszcza mlodziezy stoi "na polu" czyli przed budynkiem ale jesli o to chodzi to ja calą podstawowke uczestniczylam w mszach polowych nie majac tego swiadomosci.
Udaje sie namierzyc owieczki jak zgrabnie tuptaja sobie glowna ulica miejscowosci. Nad stadem unosi sie tuman pyłu i zapach przywodzący mi na mysl lanoline ktora czasem mieszam w aptecznym mozdzierzu. Rumunscy pasterze cos nawołuja w swoim języku gdy stadko probuje sie rozpierzchnąc lub jakas sprytna owieczka postanawia wybrac jednak wolnosc.
Pod kosciołem stadko trafia do ciasnego kojca. Jako ze dlugo wedrowalo asfaltem teraz rzuca sie na soczysta trawe. Widac tylko kręcace sie kudłate kupry i czasem nad las zadów uniesie sie jakas radosna morda mieląc w pyszczu strawe i pobekując wesoło.
Z Mochnaczki do Izb idzie plytowka, jedna z moich ulubionych nawierzchni drogi. Ta jest jednak wyjatkowa ze wzgledu na duza zawartosc zewnetrznego metalu.
Po drodze do Bielicznej mija nas ciekawy pojazd, chyba domowej roboty!
Samotna cerkiewka w dolinie okazuje sie byc zamknieta... jak to? 10 lat temu byla otwarta cala dobe.. Przyszlismy wtedy do Bielicznej o zachodzie slonca. Postawilismy namioty na łace obok cerkwi. Cala ekipa siedziala przy nich. Poznym wieczorem wpelzlam sama w ciemne odmety swiatyni. Lubie atmosfere pustych kosciołow. Dzwoniaca w uszach cisza i jakies takie poczucie odciecia od swiata. Wymyslilam wtedy sprytnie ze zostawie otwarte drzwi. Nie doszlam jednak nawet do lawek gdy drzwi mocno skrzypiac sie zamknely. Same. Same? Latarka mi zdychala i nikle swiatlo rozswietlalo sciany, katy i nascienne obrazy. No wlasnie. Obrazy. Jeden z nich wyraznie na mnie patrzyl. Przesiadlam sie na przeciwlegla strone. Patrzyl nadal i nawet jakby sie lekko usmiechnal. Jakis smukly cien przemknal pod sciana w strone chóru. Bardzo szybko bylam spowrotem przy namiotach. Opowiedzialam znajomym moja przygode. Wysmiali mnie. Stwierdzili ze oni sie zadnych duchow nie boja a potwierdzeniem tego byl pomysl trzech osob aby spac w cerkwi. Pogoda niepewna, moze polac a oni maja bylejakie namioty wiec nawet ich nie rozstawiaja. Poszli z karimatami i spiworami do srodka. Rozlozyli sie miedzy lawkami na dywanie. Scienny obraz nie swidrowal teraz oczami tylko sie znow lekko usmiechnal, jakos tak zadziornie...
Wczesnym rankiem, bylo juz jasno, poszlam zajrzec do cerkwi jak tam sie spi ludziskom. Zaraz za progiem potknelam sie o leżacych. Z niewiadomych przyczyn przeniesli sie noca z wygodnego dywanu w przestronnej cerkwi do ciasnego przedsionka, gdzie podloge stanowia roznej wielkosci, nieregularne kamulce. Lezeli scisnieci przy samych drzwiach. Zapytani skad ta zmiana stwierdzili ze "tam im wiało"
Niby nie minelo tak wiele lat. Niby miejsce zupelnie to samo. Ale teraz do cerkwi mozna zajrzec tylko przez dziurke od klucza, przez nią spojrzec na nierowne kamienie przedsionka i wspomniec sobie dziwna przygode sprzed lat.
Pod przycerkiewnym murem wskakuje w oczy czerwona przedstawicielka runa lesnego. Schowana wsrod traw czerwona kulka. Dziwne ze jej jeszcze nikt nie zjadł, wyglada wyjatkowo dorodnie a przy cerkwi kręci sie sporo turystow..
Jakos przypomniala mi pewna stara piosenka, zaslyszana niegdys w jakies gorczanskiej bacowce:
"Nad Bieliczną trawy aż po pas,
Nad Bieliczną Lackowa stoi w chmurach,
Nad Bieliczną rosną lasy pełne malin i borówek,
Nad Bieliczną płacze dobry Bóg.
A w Bielicznej tylko cerkiew ukryta
W kępie drzew jak w zielonym kożuchu.
W środku krzyczą świętokradcze napisy na ścianach,
Poprzez sufit nieba sięga wzrok.
Tuż przy drodze czerwona poziomka
Śpi głęboko, spokojna o życie,
Bo niczyja nie zerwie jej ręka,
Tu w Bielicznej już nie mieszka przecież nikt."
Lubie bardzo poziomki. Ale tej nie zjadłam. Spi tam dalej wsrod traw. Nawet je troche nagarnelam aby byla mniej widoczna ze sciezki.
I my znow w drodze.. Miedzy Stawiszą a Hańczowa mozna sie nacieszyc widoczkami
W Hańczowej ogladamy kolejna cerkiew. Udaje sie wejsc tez do srodka.
![]()
Zakładki