Suniemy dalej w strone Radocyny przez Krzywą, Jasionke, Czarne. Wokol na polach pasa sie owce, z traw wyłaniaja sie stare krzyze, a auta pokrywaja sie gruba warstwa pyłu. Pasazerowie mijanych pojazdow radosnie nam machaja.
W Radocynie tłum. No tak, jest pogodna, upalna niedziela. Trudno dopchac sie do rzeki bo wszedzie jak nie auta to przyczepy, jak nie przyczepy to kocyki, grile i przenosne wiatki. Troche wody dla nas udaje sie znalezc dopiero przy drugim brodzie na drodze w strone Nieznajowej. Nic dziwnego ze wszyscy zapragneli dzis kolektywnie wsadzic kupry do strumienia! To jest naprawde rewelacyjny pomysl! Zwlaszcza jak sie uda znalezc głebszy bunior gdzie nawet ciut poplywac mozna.
Wypluskani ruszamy na poszukiwanie wiaty. Zmienila sie Radocyna przez ostatnie 6 lat. W dolinie stoi kilka nowych domow, niektore calkiem spore. Co chwile wbija sie w oczy tabliczka "sprzedam ziemie" albo "teren prywatny" i obok jakis wykop z podmurowka.
Skrecamy w boczna droge. Dzieki wskazowkom Piotrka trafiamy do wiatki jak po sznurku. Wiata jest spora i mocno zachaszczona wszelakim zielskiem, zarowno pachnacym jak i parząco-kłujacym.
Wnetrze tworzy zadaszone miejsce na ognisko i pieterko, na ktorym zaraz moscimy sobie gniazdko do spania.
Drogą obok wiaty raz po raz przejezdza dziwny pojazd sciagajacy z lasu ogromne bele drewna. Kabina maszyny obudowana jest kratami ktore jakos bardzo przypominaja mi kraty z dawnych kiosków ruchu!Kierowca jest sympatyczny, zyczy nam milego wypoczynku.
Nieopodal znajdujemy strumyczek! Sluzy za lazienke, pralnie i lodowke- jako ze wszystkie napoje nam sie juz zagotowaly!
Wieczorem pieczemy na ognisku oscypki pozyskane na redyku- pychota! A dzwieki grzesiowej gitary mieszaja sie z cykaniem swierszczy, grajacych tu jakos glosniej niz zwykle. Cykad niestety nie ma.
Ognicho jest calkiem spore a we wiatce dym kłebi sie przy powale. Siedzac na dole nie zwraca to wogole uwagi. Ale wchodzac na pietreko do spania trafia sie wlasnie w owa chmure.
Przypuszczam ze uwędzilysmy sie tam z Magda jak dwa oscypki- cała noc snily mi sie płonace koscioly z ktorych wnetrza nie moge sie wydostac...
Rano zagląda do wiaty niesmiało słonce, a jego promienie rozszczepiaja sie na pozostalosciach wczorajszego dymu, ktory wciaz troche gryzie w oczy i gardlo. Jakies drzewo szelesci zielonymi listkami na tle niebieskiego nieba.
We wiacie wciaz panuje mrok i chłod poranka. Wychodzac na zewnatrz wpadamy w inny swiat! Osma rano a tam juz potezny upał! Ziuta i Grzes ktorzy spali w aucie upiekli sie zywcem!
Ruszamy dalej na wschod ku Wyszowatce. Brod na Wisłoce, niegdys siegajacy ładusi po maske teraz jest ledwie zauwazalny. Jednak trudno go sforsowac z racji na korek. Na drodze zaleglo cale spore stadko owiec! Rozlozyly sie w cieniu i ani mysla ponownie wyłazic na slonce. Czekamy cierpliwie dluzsza chwile az owieczki z zalosnym pobekiwaniem zdecyduja sie na chwile udostepnic nam choc kawałek drogi.
Wjezdzamy w okolice Krempnej gdzie witaja nas niecodzienne znaki drogowe.
Przejezdna jeszcze 6 lat temu droga z Ożennej do Krempnej przez Żydowskie jest niestety nie do pokonania. Przegradza ją zaspawany most ziejący ogromna dziura.
Co ciekawe obok jest dogodny bród ale zamkniety szlabanami z obu stron. Jaki to ma sens, skoro z obu stron mozna legalnie do tego brodu dojechac?
Odwiedzamy zalew koło Krempnej ale niestety tracimy ochote na kapiel z racji potwornej mulistosci dna. Juz przy brzegu zapadamy sie po kolana w blotnista paskudna maź! Dalej chyba bagno zasysa calego delikwenta (a przy zadnym z aut nie mamy wyciagarki
Innych amatorow plywania jest niewielu- kilku miejscowych chlopaczkow sie tapla, ale tez tylko kolo tamy gdzie jest głeboko i nie ma niebezpieczenstwa dotkniecia dna.
Zwiedzamy dzis 4 cerkwie.
Kotań- otoczona lasem kamiennych, bogato rzeźbionych krzyzy
![]()
Zakładki