Zajęci zbieraniem borówki brusznicy nie rozglądaliśmy się wokoło i dopiero coraz głośniejszy warkot poinformował o zbliżającym się niebezpieczeństwie.
Zajęliśmy bezpieczne pozycje aby z dystansu obserwować kolejne krossy dosiadane przez dzielnych rycerzy, którzy świetnie sobie radzili na wąskich ścieżynkach borowinowych
Tam gdzie brusznica wyłaziła na skały tam było bezpiecznie, tam ryczące motory nie miały dostępu
.
Idąc za przykładem borówek wleźliśmy na skalne półki Nandagu. Tam było spokojnie, tam było pięknie, tam można było poczuć się w innym wymiarze.
.
Tylko pozostający w powietrzu lekki smrodek spalin i oddalających się postaci dawał do zrozumienia że to już KONIEC.
To zbliża się koniec epoki dzikich gór po których wędrowało się samotnie. Nie da rady uciec przed cywilizacją.
Z każdym krokiem przybliżała się charakterystyczna postać króla Pikuja , króla który panuje w całych Bieszczadach
.
Gdy zbliżaliśmy się coraz bardziej do ostatniego podejścia szczytowego coraz więcej postaci pojawiało się. Jeszcze parę kroków , jeszcze dwie zakręcone
skałki i jest już ................. koniec
Ten tłum ludzi na szczycie to koniec świata, nie było gdzie usiąść
.
Na szczęście 5-osobowa rodzinka małymi dziećmi postanowiła opuścić szczyt.
.
Czy tam też powstaną barierki jak na Tarnicy ?
Czy tam też wkrótce będą opłaty i limitowane wejście jak na Trzy Korony ?
I znowu ta sama myśl przyleciała, że to już chyba ostatni wyjazd na Pikuja, bo przecież coraz trudniej będzie się przebić przez te tłumy.
Zakładki