Poranek wita nas lepszy niz by sie mozna bylo spodziewac.
Po poloninie snuja sie mgly ale cos widac, gdzies czasem przyblysnie promien slonca. Gdzies w oddali ktos zbiera brusznice a wokol biega pies bardzo zainteresowany nasza mielonka.
Droga w strone Płoskiej prowadzi przez mglisty las.
Kawalek dalej mijamy bacowke. Szczelne sciany, drewniana podloga, stoł, palenisko w izbie, zamykane drzwi. Pozostawione na stole buteli sugeruja jaki sposob bacowania preferuje miejscowa ludnosc. Kurcze, jaka szkoda ze wczoraj nie przyszlismy tu na nocleg.. To moze godzina droga w dol.. Ale skad mielismy wiedziec...
Suniemy wiec w strone dolin...
Na obrzezach wsi mijamy liczne ogrodzenia otaczajace pastwiska. Jednego z nich nie decydujemy sie otworzyc. Sa tam dwa byki ktore trykaja sie rogami i rycza przerazliwie. Byc moze jest szansa aby sie pogodzily i na widok turystow tuptajacych obok by stanely po tej samej stronie barykady? Sporo drogi nadkladamy aby ominac ogromne pastwisko i nie dac bykom szansy wspoldzialania.
W dolinie zaczyna lać ale na chwile przestaje umozliwiajac nam dogodna kapiel pod wodospadem.
Zakładki