Rzeka nie odwiedzila nas noca.. Poranek na wyspie przedluza sie- slodkie lenistwo, wygrzewanie sie do slonka, pranie, suszenie, kąpiel w dogodnych buniorach.. Piekny poranek. Kocham to uczucie- jeszcze cala wycieczka jest przed nami
Tuptamy przez wioske Dolisznij Szepit. Rozsiadamy sie pod pierwszym sklepem. Sklep jest fioletowy a pod nim przechadza sie fioletowo ubrana babuszka. A potem fioletowa mała dziewczynka! To chyba ulubiony tutejszy kolor
Pod kapslem zakupionego piwa pisze ze wygralismy kolejna butelke. Ide wiec z triumfujaca mina do sprzedawcy. On drapie sie za uchem, krzywi i cos mamrota ze oni tego konkursu nie prowadza, nie dostali od firmy puli butelek na wygrane itp. Ostatecznie daje mi gratisowa butelke. A pod kapslem co? Wygralam kolejna... Kapsel zostawiam sobie na pamiatke.. Ile mozna pic pod jednym sklepem.. A poza tym glupio by bylo jakby facet musial to wszystko finansowac z wlasnej kieszeni, a cos mi sie wydaje ze caly karton pod sciana trafil mu sie z tymi "szczesliwymi butelkami"..
Siedzimy sobie na przystanku bo pod sklepem nie ma dogodnej ławeczki. Przysiada sie Jura, ktory odprowadza na przystanek swoja "tylko przyjaciolke" z Berehometu.
Jura jest lesnikiem, dowodzi praca okolicznych drwali. Ale podkresla ze wcale nie wywyzsza sie z tego powodu i jest tylko zwyklym prostym chlopakiem z wioski.
Wczoraj byla tu dyskoteka i Jura, mimo posiadania zony, byl tam ze swoja "tylko przyjaciolką". Oboje bardzo lubia dyskoteki ktore odbywaja sie w lokalnej szkole. Bardzo zaluja ze nie przyszlismy wczoraj to by nas tam zabrali. Dzis cala wioska jest wczorajsza, wszyscy poszli spac o 5 rano. Albo wcale... Bo krowy nie wiedza ze dzis niedziela a jutro swieto i trzeba przy nich zrobic jak zwykle.. Jura mowi tez ze nam zazdrosci ze sobie tak wedrujemy acz z drugiej strony jak jego zona chce w niedziele pojechac "na prirodu" to on woli posiedziec w domu, bo "lasu mam dosyc na codzien w robocie".
Dzis wszyscy ida kibicowac "na futbol". Beda rozgrywki miedzy wioskami. Wszyscy sa bardzo zmeczeni po dyskotece ale zapewne sie tam stawia. W innym przypadku pilkarzom mogloby byc smutno.
Nam jest smutno z innego powodu. Jura potwierdza nasze domysly- zaden autobus kursowy nie jezdzi do wiosek za przelecza..
Droga przez wioske sie przeciaga, ze wzgledu na wszelakie atrakcje i ladne widoczki
Ciekawy jest fragment koryta w potoku
Sklepow tez jest kilka. Pod kolejnym zjadamy pielmieni. Pod drugim starenka babuszka cos nam sie zali ze musi isc tam daleko, az za gorke. A ciezko jej musi byc, wspiera sie na lesnym patyku i ma na nogach gumowce, chyba o 5 numerow za duze. Nie wiem czy mieszka tak daleko czy do kogos tam idzie bo bardzo słabo ją rozumiemy.
Obok podjezdza łada. Wysiada chyba 7 osobowa rodzinka i zaczynaja kursowac do sklepu i wrzucac na dachowy bagaznik ogromne biale wory. Mąka? Kasza? zapasy na zime? A moze cukier i bedzie samogonik?
Suniemy w strone przełeczy Szurdin. Zima wogole jest ona zamknieta dla ruchu kolowego.
Szacujemy ze na gorze bedziemy za godzine, no moze dwie.. Idziemy i idziemy lesnym tunelem, a przeleczy jak nie bylo tak nie ma..
Udaje sie złapac na stopa busik. Juz na wejsciu lament! Z plecaka toperza wysypuje sie chyba kilo piachu z plazy nad Seretem- prosto do kwiatka jakiejs dziewczyny..
Jedziemy zwirowimy serpentynami chyba z pol godziny! Oczy mamy coraz bardziej okragle gdy busik rzęzi na kolejnych podjazdach.. Masakra- chyba bysmy do polnocy nie dotarli pieszo na ta przelecz! Droga jest chyba trzy razy dluzsza niz sie nam wydawalo!
Okolica przy przełeczy jest chyba dyzurnym miejscem na swiateczne biesiady okolicznych mieszkancow. Co chwile mijamy wiatki okupowane przez cale rodziny. Zaparkowane auto, ognisko, biegajace dzieci. Na stołach jaja na twardo, pomidory, ogorki, kielbacha na patyku i flaszka, juz do polowy wypita.
Z marszrutki wylazimy na przeleczy. Kierowca nie chce kasy wiec chyba nie byla to zaden kursowy transport..
Znajdujemy sobie wiatke. Poczatkowo planujemy w niej spac ale ławy sa krzywe i z nich spadamy. Poza tym ceratka na stole nosi powazne slady poprzedniej biesiady i potwornie sie lepi. Lgna tam cale stada os. Gdy ja znajduje sie we wiatce, osy zaczynaja zlewac ceratke i siadaja na mnie. Chyba jednak rozbijemy obok namiot.
Palimy tez małe ognisko.
W nocy cos wyrywa mnie ze snu. Mam wrazenie ze w namiot swieci potezny reflektor! Gruzawik na nas jedzie? Nic nie slychac wiec pewnie wali z gory na wyłaczonym silniku! Wyskakuje z namiotu... A to swiatlo ksiezyca znalazlo sobie takie dziwne ujscie miedzy drzewami i stad taki snop skupionego swiatla- prosto na nasz namiot...
Rano ktos obok przepedza konie. Potem zaczyna byc slychac niesamowity furkot. Dołacza do niego donosne krakanie. Jakos sporo krukow zaczelo nad nami latac, zataczaja koliska i chyba im tu dobrze. Lubie wszelakie ptactwo ale te kruki mi sie jakos nie podobaja. Choc nie narzekam- dobrze ze nie sępy
Gdy konczymy sniadanie przyjezdza jakas rodzinka. Postanawiaja wjechac autem na pobliska gorke, do kolejnego miejsca biwakowego. Po kilku probach podjazd sie udaje, ale dwa razy donosnie przydzwonili podwoziem w gliniaste koleiny, poddajac mocno w watpliwosc czy powrot bedzie mozliwy. Rodzinka jest strasznie hałasliwa. Nie wiem czy kloca sie ze soba czy wrzaski sa tylko przejawem radosci z dnia wolnego i swieta spedzonego wspolnie na łonie natury. Dla nas sa mili, zycza udanego swieta i szczesliwej dalszej drogi przez gory




Odpowiedz z cytatem
Zakładki