Witam wszystkich serdecznie! Pierwszy raz piszę na tym forum, ale z Bieszczadami łączy mnie już trzydzieści lat. Były to lata jakże wspaniałe, ale też przerwy spowodowane prozą życia, kiedy to nie dane mi było tam być, wędrować i chłonąć tego jakże specyficznego „klimatu”. Lata częstych fascynacji tymi górami,ludźmi, ale nie będę ukrywał, że również chwile zwątpienia i rozgoryczenia. Całkiem przypadkiem znalazłem to forum i troszkę poczytałem, a najbardziej co mnie urzekło to to, z jaką łatwościąi szczerością ludzie na nim piszą i opowiadają o swoim stosunkudo tych gór. Rzadki to sposób wyrażania swoich opinii we współczesnym świecie...Postanowiłem i ja podzielić się swoją opowieścią. To trochę z nostalgii za upływającym czasem. Może też z chęci wspominania i zatrzymania tego co się tam przeżyło i mam nadzieję jeszcze dane będzie przeżyć.
Duże wrażenie zrobiła na mnie opowieść Natalii pod nickiem Tasza i linkiem http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/8168-Moja-pierwsza-wizyta-w-Bieszczadach-prosz%C4%99-przeczytaj , a był to pierwszy post, który przeczytałem na tym forum. Muszę napisać, że kilkadziesiąt lat temu podobnie się czułem i miałem podobne przemyślenia. Po pierwszym powrocie do domu z Bieszczadów chodziłem jak w amoku. Wszystko zyskało nowy wymiar, a ja snułem się ulicami miasta jak w letargu, już na drugi dzień po powrocie.Rozmawialiśmy z kompanami naszej wyprawy o przeżyciach, górach,spotkaniach z nowo poznanymi ludźmi, planowaliśmy kolejny wyjazd.... teraz widzę , że tęskniliśmy...
Opowieść stanowi czas, miejsce i ludzie. Tu należałoby troszkę to rozwinąć,aby można było ocenić z jakiego rodzaju grupą bieszczadzką, lub pojedynczym osobnikiem ma się do czynienia. Wiadomo, że tak jak wszędzie to i w Bieszczadach można spotkać różnych ludzi i tak-są tu tubylcy - przynajmniej urodzeni w Biesczadzie, wędrowcy chodzący i po górach i po knajpach, zdobywcy, których interesuje tylko wierzchołek, ludzie ciekawi wszystkiego, których żadna nacja nie przeraża, solinowcy lubiący sporty wodne, tzw plażing, disco,albo jednorazową wizytę na "Rozsypańcu", turyści rodzinni ciągnący swoje pociechy - "patrz tak wyglądają wspaniałe góry, po których tatuś onegdaj hasał niczym kozica i ty też masz tak hasać", harcerze, czyli lekka militaryzacja o"silnych nogach", biesiadnicy (tego pojęcia nie trzeba wyjaśniać), uciekinierzy, rzemieślnicy (mogący egzystować przez cztery pory roku, lub znaczną jego część), czyli wszelkiego rodzaju drwale, pasterze, zbieracze,sklepikarze, obsługa turystyczna, smolarze, a nawet niespokojne artystyczne dusze, które w każdej tej nacji się znajdują. Rzemieślnicy wywodzą się z ludu tubylczego i przyjezdnego i w większym, lub mniejszym stopniu przenikają się nawzajem, a czasami też z nacją turystyczną,biesiadniczą, wędrowców, czy innych. Przenikanie to jest zależne właśnie od miejsca i czasu, czyli "epoki bieszczadzkiej".Zasada ogólna jest prosta - im trudniej, lub większa ilość alkoholu tym przenikanie większe i następuje swoista symbioza,której podwaliną jest niewątpliwie miejsce, czyli bieszczadzkie połoniny, lasy, osady... Każda z tych nacji miała gdzieś swój początek i każdy pojedynczy osobnik , który należy do tych nacji często miał różną historię, ale łączy ich bez względu na przynależność miejsce. Pozostawmy jednak te socjologiczne rozprawki, bo jest to temat rzeka w tym miejscu i pewnie można na ten temat napisać całą książkę. No właśnie... książkę. Teraz zdałem sobie sprawę, że o tym wszystkim nie można napisać kilku słów. Postaram się to opisać w sposób na jaki mnie stać i na ile starczy czasu i sił.
Zakładki