Pomysł na wyjazd do Armenii powstal rok temu podczas pobytu w Gruzji. Gdy trafilismy w Góry Samsarskie, zaraz po zjechaniu w boczna droge za Bakuriani, wszystko wokol nas stalo sie jakies inne.. Nagle znikneli turysci i wszystko co mogloby ich interesowac - zaczynajac od znanych z przewodnikow miejsc i superciekawych zabytkow, na infrastrukturze konczac- tu nigdzie nie jezdzila nawet marszrutka! Gory staly sie stepowo-poloninne, pelne ogromnych stad wypasajacego sie inwentarza. Juz nie tak grozne i niesamowite jak głowny grzbiet Kaukazu, ale jakies takie przestronne, spokojne, sklaniajace do zadumy.. Zaczelo byc tez duzo latwiej nawiazac kontakt z miejscowa ludnoscia, a zageszczenie imprez, bratania sie i integracji mozna porownac jedynie z tzw "klęska urodzaju".
Wszyscy spotykani tam ludzie- od kierowcow łapanych na stopa aut, przez pasterzy po burdel-tate z Ahalkalaki- wszyscy deklarowali ze sa Ormianami. Bardzo polecali nam swoja ojczyzne- mowiac ze "cala Armenia wyglada jak Góry Samsarskie".
I bylo w tym calkiem sporo racji!!!![]()
Okolowyjazdowe przygody utwierdzaja nas ze wybralismy dobry kierunek. Nie bylo chyba w tym roku zadnych promocji na przeloty do Armenii, a bezposrednie polaczenie Warszawa- Erewań na ktore zakupilismy bilety zostalo jakos w lutym nagle wycofane jako ponoc "nierentowne". Udaje sie w koncu załapac na polaczenie z przesiadkami - acz dobitnie widac ze tłoku to tam nie bedzie![]()
W Erewaniu pojawiamy sie o nieludzkiej godzinie 4 rano. Bagaze szczesliwie dolecialy z nami. Co zabawne z mojego zafoliowanego plecaka zostal wyłuskany dzwoneczek! Chyba kogos bardzo zafrapowalo co tam tak dzwoni sie sie rzuca plecakiem
Dzien zaczynamy od walki z bankomatami. Niestety glupia sciana nie chce nam wypluć odpowiedniej ilosci pieniedzy a Piotrkowi nie wyplaca wogole nic... A w Polsce to sie nie dało nigdzie dramow kupic...
Przez kolejna godzine opędzamy sie od taksówkarzy ale w koncu jednemu ulegamy.. 7 zł od osoby to wydaje sie nie byc bardzo duzo i na dodatek twierdzi ze zna Stiopę u ktorego chcemy zanocowac. Mowi ze to jego przyjaciel i nas tam zawiezie. A nam sie bardzo chce spac! Na plus osobnika wydaje sie przemawiac to ze nie stoi pod samym lotniskiem tylko na parkingu dalej, ale i tak ostatecznie okazuje sie byc naciagaczem
Poczatkowo robi sympatyczne wrazenie. Ma na imie Garik, zostawia nam swoj numer telefonu oraz opowiada rozne ciekawostki o Erewaniu.
Uliczka prowadzaca do miejsca naszego noclegu od razu przypada mi do gustu. Jakies zaułki, stalowe bramy, wraki mocno zapylonych gruzawików.
U Stiopy w obejsciu kreci sie kilku facetów- widac odbywaja sie jakies poranne interesy.
Ładujemy sie do pokoju w małym domku w obejsciu u Stiopy.
Gdy juz prawie układamy sie do snu wpada Stiopa i mowi zebysmy wyrzucili numer telefonu Garika bo to oszust, zle nas potraktowal, za duzo policzyl nam za taksowke i ze jak nastepnym razem bysmy chcieli tu zanocowac a przyjdziemy sami- bez owego taksowkarza- to bedziemy miec sporo taniej! Wynika ze w innym przypadku nasz gospodarz musi sie dzielic z Garikiem kosztami. Nie rozumiemy troche tej sprawy. Zwykle naganiacze z lotnisk i taksowkarze przywozacy klientow sa bardzo w cenie u wynajmujacych noclegi... Tak musi sie dzielic kasa z Garkiem a tak moze wogole by mial pusty pokoj! Nie wiem czy przez Stiope przemawia wrodzona uczciwosc i nie moze patrzec jak ktos kantuje turystow czy moze sa tu wmieszane jakies powazniejsze antagonizmy? Widac jedynie ze Stiopa jest wzburzony jak mowi na ten temat a niechec do Garika jest bardzo silna...
Prawda jest taka ze samodzielnie byloby nam dosc trudno znalezc Stiope i to jeszcze po ciemku. Szyldu zadnego tu nie ma i ciezko nie pogubic sie w plataninie podworek, murów i bram i wydedukowac do ktorych wrót zapukac...
Spimy do 11 i ruszamy na miasto.
Erewan to w duzej czesci blokowiska. Wiele wiezowcow ma zabudowane dachy. Ludziska metoda chałupnicza stawiaja tam sobie rozne baraczki, komorki, altanki, czesto sprawiajace wrazenie obiektow mieszkalnych.
Wiele razy zastanawialam sie jakie jest przeznaczenie tychze budowli. Czy tylko pelnia role skladzikow? Mozna w altance zrobic impreze z widokiem na miasto? A moze normalnie tam mieszkaja cale rodziny? Moze jak mlodzi nie chca mieszkac z rodzicami a nie maja szans na wlasne mieszkanie to buduja sobie domek na dachu? Moze powstalo to juz lata temu dla uchodzcow z terenow objetych wojna albo zniszczonych trzesieniem ziemii? Ciagnie mnie aby dokladniej pozwiedzac ktorys blok. Po pierwsze sprawdzic czy rzeczywiscie zamiast wind jezdza tam klatki gornicze. No i wyjsc na dach, jak u nas za dawnych dobrych czasow mojej podstawowki gdy nie bylo to jeszcze zabronione i wszedzie włazy byly pootwierane. Toperz jednak szybko studzi moje zapaly- nikt z miejscowych nie uwierzy ze chodze po zagospodarowanym dachu w celach czysto turystyczno-poznawczych i bede miala klopoty bo zaraz zostane posadzona o np. chec kradziezy ziemniakow. Pewnie inaczej by sie sprawa przedstawiala gdybysmy mieli tam kogos znajomego, nocowali w ktoryms z mieszkan albo mieli jakas sprawe do zalatwienia. Moze kiedys trafi sie okazja!
W centrum dalej walczymy z bankomatami. Chyba dopiero dziesiaty z kolei wypluwa jakies banknoty. Z radosci robimy mu zdjecie! (w innym przypadku trzeba by rzeczywiscie zaczac krasc te ziemniaki z dachow)
Co ciekawe - prawie kazdy bankomat w tym miescie (a pozniej okazuje sie ze w innych miastach jest podobnie) ma wydłubana dziurke w ktorej siedzi cos jakby minikamerka i sie nam przyglada
![]()
Zakładki