Tej czesci relacji mialo nie byc.. A przynajmniej byla spora szansa ze tych zdjec nie bedzie.. Ale los okazal sie przychylny i zdjecia sie uratowaly!

Z mężem Nadii jedziemy do Halidzor.





Stad do Tatew ma jezdzic linowa kolejka, ponoc to najdluzsza na swiecie taka podniebna trasa... Mam w oczach jeszcze gruzinskie wagoniki z Cziatury, dzialajace jako miejskie tramwaje.. W Armenii wszystko jest fajne, wiec pewnie i ta kolejka bedzie?
Niestety.. Kolejka akurat nie jest.. Sluzy tylko i wylacznie turystom, ktorych dowoza tu calymi autokarami.. Wagoniki sa nowe, wsciekle szczelne. Zapach, szum klimatyzacji i ogolna atmosfera przywodzi na mysl jedynie sterylne dygestoria,ktore pamietam ze studiow... do przechowywania wirusow lub toksycznych gazow.. Tylko tam nie przebywalam nigdy w srodku... Tu dodatkowo jest jakas magiczna skrzynka ktora blyska swiatelkami i pretensjonalny kobiecy glos gada po angielsku.. Obsluge kolejki stanowia mlode dziewczeta z przyklejonym do twarzy usmiechem, ktore chyba musialy przechodzic ostrzejszy casting niz modelki..
Widoki troche rekompensuja zawód spowodowany kolejka..











Coz.. Moze chociaz ta druga ormianska kolejka linowa na trasie Alaverdi- Sanahin bedzie fajniejsza? Ponoc wozi robotnikow z fabryki.. Ale to juz nie w tym roku...

Na straganach w Tatew nabywamy wino z jezyn, nalewke malinowa i okragly slodki placek.