Dzis opuszczamy okolice Goris i suniemy na prawie przeciwlegly kraniec Armenii- do wioski Biurakan pod Aragatsem.
Czarny mercedes znajomego Nadii- Samuela podjezdza w umowione miejsce czyli do zatoczki drogi kolo Diabelskiego Mostu. Auto jest ogromne- udaje sie upakowac prawie wszystkie bambetle do bagaznika, nic nie trzymamy na kolanach, tylko toperz siedzi po turecku na swoim plecaku. Samuel twierdzi ze nie przepada za mercedesami- kupil to auto tylko jako "sluzbowe", ze wzgledu na duzy bagaznik i komfort przewozonych pasazerow. Sam gustuje raczej w marce BMW i na wlasne potrzeby ma w domu drugi samochod. Z wielka nostalgia wspomina tez swoja czarna wołge, ktora jezdzil wiele lat. Sprzedal ja niedawno jakiemus pasjonatowi z Petersburga. Twierdzi ze dla wolgi to wyszlo na lepsze- on nie mial czasu ani kasy inwestowac w rozne renowacje i konserwacje starych mechanizmow, a teraz "jego" wolga wygrywa ponoc jakies konkursy dla starych aut na dalekiej polnocy.
Opowiada tez duzo o swojej rodzinie i zyciu w Armenii. Miedzy innymi o pracy- ze niekoniecznie w jego kraju zarabia sie mniej niz na zachodzie i ze jak ktos jest zaradny i pracowity to wcale nie musi emigrowac za granice czy szukac szczescia w wielkim miescie. Samuel nie lubi duzych miast. Owszem - czasem chetnie pojedzie na zakupy do Moskwy, albo spotkac sie w knajpie z przyjaciolmi w Erewaniu, ale pobyt w stolicach dluzszy niz dwa dni ogromnie go męczy. Zawsze chetnie wraca do swojego miasteczka wsrod gor, do Goris, gdzie powietrze jest swiezsze, czas plynie wolniej, ludzie sa przyjazniejsi i dzieci lepiej sie hoduja.
Po drodze chcemy kupic wino na przydroznym bazarze. Samuel sie krzywi, ze ponoc te wina sa wzmacniane spirytusem i zawozi nas do "winozawodu" w Areni. Obsluga fabryczki widac dobrze go zna. Zabieraja nas do piwniczki pelnej omszalych beczek i zakurzonych butelek oraz raz po raz nalewaja pelne kielichy do degustacji lokalnych trunkow.
A jest co degustowac- wino z granatow, z brzoskwin , z winogron oczywiscie tez. Sa tez owocowe wodki. Ciezko podejmowac tu trafne wybory. Kazde wino jest pyszne. Robimy troche zapasow- w aucie jest jeszcze miejsce aby to jeszcze upchac. Nie wiem jak my z tym wszystkim wyjdziemy na Aragats, ale teraz sie jeszcze tym nie martwimy. Fajnie ze jest tu mozliwosc zakupienia wina w plastikowych butelkach- zawsze kilka kilo mniej szkla na plecach
Po drodze odwiedzamy Noravank. Od poczatku pobytu w Armenii prawie wszyscy spotykani miejscowi pytali: "A w Noravanku byliscie? Nie? to musicie tam pojechac, tam jest super." No to w koncu jedziemy.
Do klasztoru prowadzi droga przy ktorej wznosza sie pionowe skały. Dolina z poczatku jest bardzo waska a przez to mroczna i wilgotna.
Pozniej stopniowo sie rozszerza a skaly przybieraja kolor zupelnie czerwony. Jakos na zdjeciach to nie wyszlo, ale te skaly naprawde mialy kolor cegly, jakby lekko wpadajacej w fiolet.
Na jednej z takich skał siedzi klasztorek.
Wokol klebi sie straszny tlum. Dominuja japonscy turysci (to jest niesamowite ze istnieja ludzie ktorzy robia wiecej zdjec ode mnie!) oraz weselne orszaki Ormian. Mlode pary modla sie, kupuja golebie oraz pozuja w slubnych szatach na tle gor i budowli. Dzis jest swieto narodowe wiec jest bardziej tłoczno niz zwykle
To auto jest najlepszym podsumowaniem klimatu panujacego dzis w Noravanku.
![]()
Zakładki