Ostrzeżenie! Opowiastka będzie dla niektórych okrutna – zima co prawda w powijakach i jej realnych oznak próżno szukać, ale czas zdarzeń to naprawdę ciepły i słoneczny, kalendarzowo letni dzień.
Koniec roku – czas podsumowań, inwentaryzacji, przeglądania, sortowania…
Tak okołoświątecznie przeglądając zawartość dysku, natrafiłem na folder z historycznej przejażdżki do DobromilaDPan.JPG.
Historycznej z powodu otwarcia, przy bardzo aktywnym udziale dona, ciągu odprawy pieszych na przejściu granicznym w Krościenku. Wprawdzie, po odprawieniu ww. procedury wróciły do stanu pierwotnego, ale „co było, to było, to było do śmiechu” jak mówi znamienita pieśń biesiadna.
Już po drugiej stronie kordonu, pomiędzy oglądaniem, słuchaniem, spotykaniem biskupa, a paleniem światełek pamięciDcm4.JPG, obecni odbywali mniej lub bardziej wiążące rozmowy, w różnych konfiguracjach personalnych.
Ciężko jest zaskoczyć Enrico w sprawach turystyki bieszczadzkiej, więc tym większą miałem frajdę, gdy mi się to udało, przekazując wytrawnemu łazikowi zaskakującą terenoznawczo wieść - nadeszło nowe.
Dobromil był w październiku, a zetknięcie z szybko postępującymi zmianami we wrześniu. Ot taka sobie niedzielna przebieżka, coby obejrzeć, odetchnąć, podreptać.
Zwykle wyruszamy przed wschodem słońca, dzięki czemu na pogórzańskich pagórkach witamy odcienie fioletu, jesienią wymieszane z mgłą i dymem
Pg3.JPG.
Zakładki