Na pięcie toś Ty się pięknie wykręcił, miejmy nadzieję, że wrócisz do relacji, a inni dołączą
.
Hi hi, też szukaliśmy takiego, co by za nas decyzję podjął a w przypadku złej rady cięgi zebrał;-)
Po wielokrotnym roztrząsaniu czy brać czy nie brać, po spoglądaniu na wszelkie znaki na niebie i ziemi ustaliliśmy, że każdy robi jak uważa. Po cichu liczyliśmy, że któreś z nas pęknie i weźmie rakiety, a pozostałym szlak przetrze. Nikt nie pękł, wszyscy optymistycznie wrzucili rakiety do kufra.
Nie jest nowiną, że obecna zima taka jakaś inna;-).
Rzeczywiście w zeszłym roku warunki śniegowe pokonały nas, próbowaliśmy się przedzierać, ale po dłuższej mordędze trzeba było ustąpić i grzecznie zejść w doliny. Za to na kolejnej wyprawie, miesiąc później, byliśmy już mądrzejsi a rakiety były nieocenione, wystarczyło na chwilę je zdjąć a człowiek ginął w zaspie;-) Inna sprawa, że padał deszcz ze śniegiem, który przemoczył nas dokumentnie.
Natomiast na tej wyprawie zrobiliśmy dobrze decydując się "na nogi". Nawet na granicznym śnieg nie sięgał wiele nad kostki, a maszerowało się całkiem sprawnie
Dokument z zeszłego roku, bez rakiet.
Bardzo mi smutno było, że nie mogłem się na tę wędrówkę wybrać.
Bardzo się cieszę, że sobie chociaż jej opis przeczytam.
I to taki, jak lubię: całymi zdaniami, z kropkami, przecinkami i innymi dziwolągami, coraz rzadszymi w polskim piśmiennictwie![]()
Nic to Wojtku, mam nadzieję, że jeszcze nie raz herbatę gotowaną ze śniegu razem wypijemy
No to wędrujemy!
Śniegu było dokładnie tyle, żeby zima z latem się nie pomyliła. Wizualnie, bo temperatura przy dość porywistym wietrze jednoznacznie wskazywała na zimę. Było więc i biało i zimno
A początkowo dość pochmurne niebo powolutku się wypogadzało i już za Okrąglikiem coś można było zobaczyć. Za plecami pojawiło się Jasło...
... a przed nosem plan wędrówki na dwa najbliższe dni. I to tak wyraźnie i plastycznie, że aż prawie namacalnie.
No to szliśmy. Powoli, cierpliwie, czasem posililiśmy się kanapką z najlepszymi w Bieszczadach kotletami schabowymi a czasem herbatą z termosu. Wysiłek poprawiał humory, odpędzał zimno i powoli przybliżał nas do ... do miejsca, gdzie mieliśmy tego dnia dojść![]()
Czterech panów B.
Te wyprawy obiektywnie rzecz biorąc są krótkie (zdecydowanie za krótkie), bo co to znaczy dwa, trzy dni? Jednak są tak intensywne, tak bogate w emocje, wrażenia, że ma się poczucie całkiem innej czasoprzestrzeni. Zostaje wiele wspomnień i choć chciałoby się powtórzyć i przeżyć przygodę raz jeszcze, z tą samą ekipą to „panta rhei”, nic dwa razy się nie dzieje. Ale jeszcze niejedna wspólna góra przed nami.
Wojtku i nam Ciebie brakowało, postanowiliśmy zrobić zdjęcie pewnego miejsca komórką i wysłać Ci z pozdrowieniami oraz gratulacjami. Niestety, pomysł nie wypalił z braku zasięgu. Nic straconego, umieszczam to zdjęcie teraz, specjalnie dla Ciebie, bo tylko Ty możesz docenić jego wartość, ha… sentymentalną. Załączam również serdeczne gratulacje i uściski dla Powsimordy!
Fotka bura, miejsce niepozorne, ot taka niewielka polanka.
Nim tam doszliśmy, zaczęłam marudzić o postój, nawet kusiłam schowaną pepsi, a chłopaki nic tylko twardo przy swoim: „znajdziemy polankę, będzie popas”. Troszkę się w duchu irytowałam, bo się spociłam i pić mi się chciało okrutnie, ale co było robić… Grupa to grupa, nie ma zmiłuj, nie ma, że boli ;-D
Ale jak dotarliśmy, jak się usadziliśmy na plecakach z widokiem na polankę, to jakoś tak miło się zrobiło i smakowicie (i z miejsca i z serca chłopakom wybaczyłam;-). A sir Bazyl z tej okazji wyciągnął powsimordowy prezent od Hero.
Wspominaliśmy i pozostałych, zeszłorocznych uczestników wyprawy: don Enrico i Ciepłego, a każdego w innym miejscu;-)
Ale, ale! Zagalopowałam się nieco, a tu jeszcze drugie śniadanie trzeba zjeść na Okrągliku.
W tym celu ześlizgujemy się do jamy, żeby trochę schować się przed wiatrem i wcinamy „niedźwiadkowe” kotlety popijając gorącą herbatą.
Jama głęboka, tak na dwie maciejki :) , wiatr hulał więc górą a my wygodnie rozpostarci na plecakach mogliśmy w spokoju doładować się schabowymi i uzupełnić płyny:
hranica3.jpg
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Obiektywnie rzecz biorąc to nie wiem dlaczego tak jest , ale właśnie tak jest. Na każdej naszej wyprawie każdy dzień ma o wiele więcej godzin (a więc i zdarzeń ) niż dzień codzienny. Nie dość tego, z codzienności nie zostaje nawet pył, a tam zostają wspomnienia często wspomagane rejestrowanymi obrazkami.
Tyle teorii. Praktyka jest taka, że porządni turyści na samą myśl o spaniu zimą w namiocie pukają się w nieswoje czoło.
Jak to ?
Bez pensionów, ciepłej wody w łazience , itp itd ???
Brrrr! na samą myśl robi mi się zimno.
Pozdrawiają Ci, którym już z racji wieku nie wypada (no może jeszcze symbolicznie raz do roku)Wspominaliśmy i pozostałych, zeszłorocznych uczestników wyprawy: don Enrico i Ciepłego, a każdego w innym miejscu;-)
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki