Kilka dni temu spadło mi z nieba kilka wolnych chwil. Poszedłem do księgarni - szperałem, otwierałem i zamykałem. Czytałem na ostatnich stronach jak to każda książka jest wybitna i najlepsza, ale bez żalu odkładałem kolejne tomy na półkę. Aż trafiłem na coś innego - na książkę opisującą Ukrainę widzianą oczami botanika, oczami Ukraińca, oczami mieszkańca Stanisławowa i mieszkańca Iwano-Frankiwska, oczami miłośnika Karpat i oczami historyka. Niekoniecznie w tej kolejności. Ilu więc jest autorów spoglądających na Ukrainę i opisujących ją w tej książce? Otóż autor jest jeden, ale widzi i ocenia swój kraj na różnych płaszczyznach, w różnych czasach, przyziemnie ale i filozoficznie, współcześnie i historycznie.

Po co jest Ukraina? Czy to dobrze, że jest? I czy jest? Niektóre zadawane przez Prochaśkę pytania są paląco aktualne, inne kierują się ku problemom sprzed lat kilkuset. Niektóre odpowiedzi są jasne i czytelne, inne wymijające, niektórych brakuje. Są w tej książce proste przypowieści, są rozważania wykradzione z notatnika spokojnego, z otwartymi oczami... , są historie smutne, są i pouczające.

Nie jest to książka łatwa i z pewnością nie jest to prosty przewodnik po Ukrainie czy też instrukcja obsługi tego kraju. To raczej garść przemyśleń, impresji, wspomnień, opowieści i wyjaśnień. To nie jest książka dla turysty autokarowego, który wyrusza na objazdową wycieczkę po kresowych twierdzach Rzeczpospolitej, to nie jest książka dla turysty plecakowego, który Ukrainę traktuje tylko jako najwygodniejszą drogę w Karpaty. To jest książka dla tych, którzy próbują coś zrozumieć, czasem się zamyślić, czegoś się dowiedzieć. To jest książka dla tych, którzy czasem z Ukraińcami rozmawiają i stale są przez nich zaskakiwani.

Nie wszystko z tej książki zrozumiałem, z pewnością do niej wrócę. Może zrozumiem więcej Na razie wiem, dlaczego raz na dwa lata można utkać trzy liżnyki

A na zachętę trzy pierwsze akapity z książki:
Ten kraj przypomina biesagi.
Biesagi jakiegoś wiecznego tułacza, uciekiniera, wędrowcy, który cały dobytek nosi ze sobą, zbierając jeszcze po drodze, co się trafi, wrzucając w te właśnie biesagi.
Jest w nich wszystko. Trochę jedzenia, instrumenty, ciepłe szmaty, znalezione drobiazgi, które się kiedyś mogą przydać, jeżeli trafi się okazja i coś się wydarzy, wyrwane stronice przypadkowych książek, jakiś samopał, rodzinne relikwie i obrazki z różnymi świętymi, coś na sprzedaż, nietknięty zapas tytoniu i sucharów w razie ciupy, kilka złotych monet i banknoty różnych państw, od dawna już poza obiegiem.
W_gazetach_tego_nie_napisz_.jpg

Taras Prochaśko
W gazetach tego nie napiszą
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2014