Parę lat już chodzę po Bieszczadach i prócz świeżych śladów nie widziałem drapieżnika. Za to w okolicy, w której mieszkam dwa razy wlazłem na wilki (ostatnio o 12 w południe, w dniu akcji "Zawyj dla wilka" ).
Parę lat już chodzę po Bieszczadach i prócz świeżych śladów nie widziałem drapieżnika. Za to w okolicy, w której mieszkam dwa razy wlazłem na wilki (ostatnio o 12 w południe, w dniu akcji "Zawyj dla wilka" ).
"W tak pięknych okolicznościach przyrody... i niepowtarzalnej... " J.H.
Recon, bardzo dobra wypowiedź. Spotkanie niedźwiedzicy z małymi, w dodatku z takiej malutkiej odległości i w takim miejscu -mrozi krew w żyłach! Ciekawi mnie jak się zachowałeś? Poszedłeś niezmiennym tempem dalej? Jaki był ich tor marszu w stosunku do Twojego? Czy szli równolegle, czy przecięli Ci drogę? Niedźwiedzica z młodymi -"gorzej" trafić już nie mogłeś :) Ja gdy widziałam niedźwiedzia to było około 40-50 metrów ode mnie, był młody ale nie taki malutki, już lekko podrośnięty dzieciak. Najlepiej zachować się, jakby nic się nie stało -jeżeli się oddala to nie przerywać swojego marszu, nie zmieniać tempa (broń Boże nie biec), ja w takich sytuacjach (np. gdy coś słyszę w krzakach) gadam do siebie -np. recytuję jakiś wiersz, śpiewam, ważne by spokojnym głosem. Nie biorę pod uwagę, bym mogła natknąć się na niedźwiedzia z zupełnego zaskoczenia by mnie zaatakował (tylko w takiej sytuacji doszłoby do ataku -nigdy na normalnej ścieżce, a już na pewno nie na szlaku, tylko gdy ktoś chodzi "off-road" czyli zbiera grzyby, rogi, jagody, sadzi sadzonki i przypadkowo natknie się na niedźwiedzia, który ma dwie sekundy na reakcję i wtedy raczej zaatakuje). Dlaczego nie biorę takiej sytuacji zupełnie pod uwagę jeśli chodzi o mnie? Ponieważ ZAWSZE gdy zbaczam ze ścieżki to robię dużo hałasu -czasem "tzw. spokojnego hałasu" (śpiewam, co kilka kroków wołam lub mówię "hej"), więc nie ma takiej możliwości, by zwierzę było zaskoczone nagle moją obecnością, co skłoniłoby je do ataku. Gdy idę zwykłą ścieżką i mam kilkanaście metrów wokół siebie widocznej przestrzeni -wówczas nie odzywam się w ogóle, oceniam, że jest to bezpieczna odległość.
Z tymi dwoma światełkami w krzakach nocą to jest różnie. Wydaje mi się, że lisy nie są takie płochliwe. Ale z opowiadań innych oraz swoich doświadczeń, wydaje mi się, że nocą wilki są bardziej odważne, chodzi mi o to, że te światełka w krzakach często wcale nie uciekają. Ja w P-kach, gdy raz o północy wyszłam na spacer wzdłuż asfaltu, niewielki kawałek w stronę Duszatyna, zobaczyłam w odległości przede mną 15 metrów na skraju drogi w krzakach dwie pary lampek. Stanęłam i tak patrzyliśmy długo na przeciw siebie. Nie podchodziłam dalej ale zaczęłam np. machać rękami i różne dziwne rzeczy z ciekawości, by sprawdzić czy to coś ucieknie czy nie. Sporo tak stałam oko w oko ze światełkami w krzakach, widziałam jak się poruszyły i się schowały. Nie wiem czy to były dwa lisy czy wilki, nawet choćby wilki to same światełka nocą się nie liczą Różni znajomi też czasem widywali rząd światełek w lesie, które wcale nie uciekały tylko z bezpiecznej odległości świeciły. Do dziś pamiętam też opowieść kolegi, który idąc sam nocą granicznym do Rawek-schroniska, zobaczył parę światełek w lesie -jako, że miał już całkiem dobry humor, włączył dwie czołówki na czole, by udowodnić swoje męskie ego -kto ma większe światełko.
Ostatnio edytowane przez Jimi ; 29-06-2014 o 23:17
Opisałem to z lekkim skrótem tutaj http://forum.bieszczady.info.pl/show...szczady/page33 w poście 325.
Pomysł z dwiema czołówkami mi się podoba. To może być skuteczne. Do tego jeszcze jakiś dezodorant z zapachem grubego zwierza. Choć to z kolei mogłoby spowodować konfrontację z innym grubym zwierzem. A, słyszałem jeszcze o metodzie- z tym, że to raczej zabezpieczenie obozowiska- sika sie do plastikowej butelki i rozpryskuje zawartość na drzewach w okół, możliwie jak najwyżej. Że niby niedźwiedź pomyśli sobie, że ktoś, kto tak wysoko sika musi być olbrzymi, więc lepiej spadać
Jechałem w Bieszczady 14tego czerwca i dzień przed wyjazdem przeczytałem posta o niedźwiedziu na Sinych Wirach. Podczas podróży samochodem nie omieszkałem jak sztubak postraszyć znajomych tą opowieścią, szczególnie że sami tam się wybieraliśmy. Co się okazało parę dni później podczas wycieczki nad Sine Wiry... ledwo przeszliśmy jakieś trzy kilometry (od strony Polanek), patrzymy a tu jak gdyby nigdy nic na drodze leży duży, brązowy kamień. Kamień okazał się włochaty, miał małe oczka i w dodatku zaczął się poruszać. Niedźwiedź! Na szczęście okazał się wyjątkowo uprzejmy, chwilę na nas popatrzył a następnie niespiesznie ruszył w gęstwinę. Tyle go widzieliśmy. Po krótkiej naradzie poszliśmy dalej, śpiewając nerwowo na całe gardła "My jesteśmy krasnoludki hop sa sa...".
Fajny ten "duży brązowy kamień z oczami".
Może nie z okolic Sinych Wirów, ale też w temacie.
Nie dalej jak w ostatnią niedzielę 13.07 miałem przyjemność pomykać świtkiem (koło 5 rano) na Bukowe Berdo od Bereżek, nie całkiem szlakiem, ale granicą parku nie wchodząc do niego. Jakież było moje zdziwienie, gdy po wejściu z asfaltu w las na szlak konny (jakieś 20m od asfaltu - wielkiej obwodnicy) natknąłem się na ślady miśka odciśnięte w świeżym błotku. Te były skierowane w kierunku mojej wędrówki. Poszedłem dalej jak planowałem, znajdując je jeszcze kilkukrotnie a w końcu gdzieś znikły. Też w końcu skręciłem ze szlaku końskiego aby granicą parku się nawiązać do niebieskiego szlaku. Za jakiś czas znowu wlazłem na takie same ślady, ale skierowane przeciwnie.
Ciekawe kto kogo śledził
Lubię chodzić samotnie, ale po pierwszej pół godzinie wędrówki zacząłem też robić hałas (czego z reguły unikam). Jakoś nie chciałbym abyśmy wpadli znienacka na siebie ;-) A nie jest to pierwszy mój przypadek natknięcia się na ślady miśka zarówno poza szlakiem jak i na szlaku, jak też na stokówce (w zimie - koło Małego Jasła).
Z innych ssaków były sarny przechodzące przez drogę grupowo. Do tego szarak i 100m dalej Straż Graniczna.
Potwierdzam, Straż Graniczna to niezłe ssaki (zwłaszcza po służbie )
"W tak pięknych okolicznościach przyrody... i niepowtarzalnej... " J.H.
Trochę poczytałem o bieszczadzkich niedźwiedziach i powiem tak. Jak nic o nich nie czytałem, to sobie łaziłem z dziewczyną (potem żoną) po różnych szlakach - także tych mniej uczęszczanych i o niedźwiedziach nie myślałem. Tak m.in. z Komańczy przez Duszatyn i jeziorka do Przełęczy Żebrak. Teraz nie wiem po co o niedźwiadkach poczytałem i nabrał mnie strach. Tak np. na ten wakacyjny pobyt w Bieszczadach wymyśliłem sobie, że przejdą sobie samotnie torami wąskotorówki w okolice Balnicy/Solinki a potem ścieżką z powrotem. To iść ? :) Nie dać się zwariować.
Ostrożności nigdy za wiele, ale...ilu ludzi w ostatnich latach zostało zjedzonych przez wilki i niedzwiedzie? z mojch informacji wynika że "0"...ilu zostało poranionych? paru owszem, zwykle na przedwiośniu, przy zbieraniu zrzutów i nagłym spotkaniu zdenerwowanego po zimie misia i to na jego, zwykle nie odwiedzanym przez ludzi terenie. Można powiedzieć, że spotkanie wilka a szczególnie niedzwiedzia to szczęście jak wygrana w totolotka...są tacy co wygrywają...zasadniczo jednak "szczęście" przechodzi obok.
Nie dajmy się zwariować.
W zeszłym roku w czerwcu byłem na Hyrlatej. Wejście, jak to na Hyrlatą, trochę offroad, trochę drogą leśną widoczną na przedwojennych mapach, trochę nie-do-końca wytyczonym szlakiem. Dwa dni przed wyprawą miałem informacje o miśkach zaglądających do Lisznej. Zejście do starej stacji w Solince, torami do Balnicy, pierwszy w życiu autostop kolejką wąskotorową, a potem granicznym w kierunku Czerenina i Stryba.
Miśków zero, śladów zero. Z ssaków sarny i ludzie w kolejce. Poza tym nikogo.
Ale trzeba być przygotowanym na spotkanie
Zresztą za 1,5tyg będę eksplorował graniczny Balnica-Łupków
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki