Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 1 2
Pokaż wyniki od 11 do 16 z 16

Wątek: Czarnohora 2014

  1. #11
    Forumowicz Roku 2016
    Kronikarz Roku 2016
    Forumowicz Roku 2014
    Forumowicz Roku 2013
    Ekspert Roku 2012
    Awatar Wojtek Pysz
    Na forum od
    02.2008
    Rodem z
    Jarosław
    Postów
    2,485

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Tak sobie czytam i wspominam. W ten sposób można bez wychodzenia z domu i bez kosztów przejść/przejechać kawał świata. I wielu rzeczy się dowiedzieć: po ile autobus, o której odjeżdża, że sklep przenieśli i że stojaków na rowery nie ma. Te stojaki to był rzeczywiście bajer niepasujący do otoczenia. Postawiliśmy w nim rowery głównie po to, żeby stojakowi zrobić zdjęcie. Na razie przeczytałem tylko o pierwszym dniu. Z Wrocławia do Szybenego w jedną dobę, to dobry wynik!
    Nie czytam dalej, idę z Wami spać na Pohorylcu Czy to ten domek?
    IMG_0616.JPG

  2. #12
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Cytat Zamieszczone przez Wojtek Pysz Zobacz posta
    Czy to ten domek?
    IMG_0616.JPG
    To niewiarygodne, ale ten domek zupełnie uleciał z mej pamięci...jak to dobrze spojrzeć jednak na własną relację cudzym okiem .
    Domostwo ze zdjęcia p. Wojtka stało, a i owszem na posesji naszej Olgi, ale wyglądało na opuszczoną ruinę ... domek p. Olgi stał dalej w głębi po prawej, już poza kadrem rzeczonej fotografii. Na zdjęciu załapała się za to studnia, przez którą to właśnie zawarliśmy z Olgą znajomość i która to omal nie przyprawiła nas o bezsenną, pijacką noc....
    Jak już się odezwałem, to przy okazji sprostuję wiadomość z własnego wpisu, z kolejnego postu, o tym, iż "dochodzimy do miejsca, oznaczonego na mapie Krukara jako Banhof. Na rozległej polanie stoi tu kilka opuszczonych budynków, pod jednym z nich urządzamy naradę sytuacyjną". Otóż nazwa "Banhof" zapisana drobnym druczkiem, widnieje w tym miejscu w pierwszym wydaniu mapy Krukara. W kolejnym wydaniu, powiększonym do skali 1:50000 miejsce to opisane jest jako "Medweżyk" (tak samo jest zresztą na nowej czeskiej mapie pt. "Czarnohora/Maramuresz", z tą różnicą, że jako "Medweżyk" (a ściślej "Uroczysko Medweżyk") nie jest opisane w/w zgrupowanie budynków, tylko cały przylegający do niego odcinek doliny Szybenego).
    P.S. Cóż, wiele bym dał, żeby dzisiejszą noc rzeczywiście spędzić na Pohorylcu...

  3. #13
    Forumowicz Roku 2016
    Kronikarz Roku 2016
    Forumowicz Roku 2014
    Forumowicz Roku 2013
    Ekspert Roku 2012
    Awatar Wojtek Pysz
    Na forum od
    02.2008
    Rodem z
    Jarosław
    Postów
    2,485

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Cytat Zamieszczone przez luki_ Zobacz posta
    przy okazji sprostuję wiadomość z własnego wpisu, z kolejnego postu, o tym, iż "dochodzimy do miejsca, oznaczonego na mapie Krukara jako Banhof.
    Ja wczoraj napisałem, że idę spać na Pohorylcu, ale z ciekawości przeczytałem jeszcze pierwsze zdania z następnego dnia. I ten Banhof mnie zaintrygował, bo znałem tylko ostatnie wydania map a przez Banhof szedłem zupełnie gdzie indziej, mianowicie w kierunku Przełęczy Szybeńskiej.

  4. #14
    jrfranczak
    Guest

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Cytat Zamieszczone przez luki_ Zobacz posta
    Termin: 17 - 23.06.2014
    Skład (jak na zdjęciu od lewej): Jarek, Łukasz, Marek, Ala
    Załącznik 34887
    Zakładana trasa: Szybene - Stoh - Pop Iwan - Howerla - Peremyczka - Kwasy.
    Jak wyszło - o tym za chwilę.

    Dosyć dawno nie udzielałem się na forum dłużej niż kilkoma zdaniami. Dlaczego? Najbanalniejsza odpowiedź to oczywiście "z braku czasu" - i niech tak zostanie. A w ciągu ostatnich dwóch lat były i Gorgany i dwa razy Bieszczady Wschodnie... . Śledziłem za to pilnie wypowiedzi i relacje innych - trzeba przyznać, że do zeszłego roku tyczących ukraińskich Karpat było sporo. Aż przyszedł rok 2014 ... i czyżby, jak napisał p. Kuba Węgrzyn "zamarł duch w narodzie?"???
    Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak TAM jest i co ciekawego słychać w ukraińskich Karpatach.... Wybór padł na Czarnohorę - tym razem potraktowaną całościowo (wg. podziału raczej sentymentalno-przedwojennego, niż ścisle naukowo - kartograficznego) - od Stoha po Pietros.

    We wtorek 17.06 o godzinie 18 wyruszamy autobusem z Wrocławia. W Krakowie mamy przesiadkę do Przemyśla. Kilkanaście minut po 22 podjeżdża bus - miejsc na 8 osób - wraz z nami jest komplet pasażerów, więc jedna dodatkowa osoba rozkłada się wygodnie w dużej przestrzeni bagażowej busa. Ruszamy przed czasem. W Przemyślu mamy być planowo o 3.20 rano, ale kierowca pędzi, jakby chciał ustanowić rekord trasy. W Rzeszowie dwie osoby przesiadają się na busa do Sanoka; pan z bagażnika i jeszcze jedna osoba wysiedli już chwilę wcześniej. Wsiada za to nowy kierowca - ten jedzie już troszkę spokojniej. Ponieważ w nocy z Przemyśla do Medyki nie dociera oczywiście żadna komunikacja, tak więc zakładaliśmy pierwotnie dojazd na granicę taksówką. Udaje się nam jednak dogadać z kierowcą naszego busa i ten za drobną opłatą podwozi nas wszystkich (oprócz naszej czwórki w autobusie jedzie z nami jeszcze tylko jedna osoba, która też zresztą zdąża tam gdzie my) na przejście graniczne. W Medyce jesteśmy ok. 2 w nocy (trzecia czasu ukraińskiego), a pierwszy busik do Lwowa odjeżdża z Szegini po drugiej stronie "kordonu" dopiero o 5.45. Siadamy więc w knajpce i pijemy gorącą herbatkę. Zaczyna już świtać, kiedy ruszamy na przejście. Po drodze wymieniamy pieniądze. Na granicy pustki - przekraczamy ją z marszu i tylko gdyby nie to, że zbieramy się dość ospale po ukraińskiej kontroli paszportowej, postanawia nas jeszcze skontrolować ukraińska celniczka. W obyczajach ukraińskich pograniczników trochę się chyba zmieniło, gdyż padają przy tej okazji nigdy prze ze mnie nie słyszane tam słowa "proszę" i "dziękuję". Na "awtostancji" jesteśmy ok. 5 rano, kupujemy więc jeszcze pierożki, którymi delektujemy się przed czekającą nas podróżą.
    Załącznik 34888
    Kiedy podjeżdża marszrutka, zajmujemy miejsca z tyłu, żeby nie blokować swoimi plecakami wolnej przestrzeni stojącej dla dosiadających pasażerów.

    Co ciekawe, mimo drastycznego spadku wartości ukraińskiej waluty, cena przejazdu pozostała bez zmian, czyli 23 hrywny. Ruszamy punktualnie. Jedziemy niecałe dwie godziny, ja głównie drzemiąc. We Lwowie pod dworcem jesteśmy tuż po 7.30 rano i udaje nam się zdążyć na autobus do Stanisławowa odjeżdżający o 7.35. Jedziemy tam ok. trzech godzin, z krótkim postojem w Rohatyniu . Obok dworca autobusowegoZałącznik 34889
    jest tu targZałącznik 34890
    , na którym można kupić żywe zwierzęta, np. prosiaki w workach, czy też malutkie kurczaki w tekturowych pudełkach; jedna pani po zakupie tychże dosiada się w autobusie do Jarka, któremu dalszą drogę umilają głośne pisklęta...

    Na miejscu jesteśmy ok. godziny jedenastej, do odjazdu busa do Werchowyny, którym będziemy podróżować dalej mamy ok. godziny, idziemy więc kupić bilety na nocny pociąg z Rachowa do Lwowa, którym mamy zamiar wracać za cztery dni. Następnie udajemy się do kasy "awtowokzała" po bilety na busa. Marek zakupuje ostatnie dwa, kiedy podchodzę do kasy okazuje się, że dla mnie i dla Jarka już zabrakło... . Nie poddajemy się jednak i zgodnie z instrukcją kierowcy stajemy na ulicy tuż za szlabanem dworcowym i dosiadamy się "na łebka".
    Podróż do Werchowyny to kolejne trzy godziny - ponieważ siedzę "na ziemi" umilam sobie ten czas spoglądając na wielki złoty krzyżyk zwisający na złotym łańcuszku spoczywającym w głębokim dekolcie siedzącej przede mną młodej pasażerki... . Po drodze mamy krótki postój w Jaremczu (nasz busik z lewej):
    Załącznik 34891
    Zgodnie z moim żądaniem, kierowca wysadza nas na skrzyżowaniu w Żabiem - Ilci, gdzie jeszcze ok. pół godziny oczekujemy na nasz ostatni tego dnia autobus - do Szybenego.
    Załącznik 34892
    Ok. 15.30 podjeżdża nasz wehikuł. Jedziemy jeszcze ok. 25 km, pokonując je w czasie ok. dwóch godzin. Droga o gruntowo - szutrowej nawierzchni malowniczo wije się w dolinie Czarnego Czeremoszu, czasem nasz kierowca musi zatrzymać się, żeby przepuścić jadący z naprzeciwka samochód. Często pojazdy mijają się "na styk" tuż nad urwiskiem nad Czeremoszem...

    W Szybenem jesteśmy ok. 17.30 i od razu podchodzimy (a w zasadzie to oni podchodzą do nas) do pograniczników pilnujących szlabanu oddzielającego resztę Ukrainy od strefy przygranicznej. Żołnierze są mili, podają rękę - chyba coś jednak się tu pozmieniało... . Wyciągam z plecaka uszykowane wcześniej pismo z danymi uczestników wycieczki i planowanym przebiegiem trasy, którego kopię wysłałem przed wyjazdem do czerniowieckiego oddziału służby przygranicznej. Żołnierze pismo czytają, sprawdzają nasze paszporty i - życzą nam szerokiej drogi! Uff, udało się!
    Przed wyruszeniem w trasę zachodzimy jeszcze do sklepiku, znanego np. z tej fotorelacji p. Wojtka Pysza: http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/8099-Dooko%C5%82a-Czarnohory-na-rowerze?p=146199&viewfull=1#post146199 - ale, ale, ale! - coś jakby się tu nie zgadza - na fotografii p. Wojtka sklepik znajduje się w pewnym oddaleniu od szlabanu, tuż przy drodze, a tymczasem nasz jest przy samej zastawie, w głębi podwórka... Załącznik 34893
    Czyżby to nie ten sam sklepik? Ależ skąd, ten sam! Zmienił tylko nieco swoje położenie, nie wiem z jakich względów - czy to może problemy z własnością gruntów, a może miejscowi spece od marketingu poradzili przemiłej pani sprzedawczyni przeniesienie sklepu ze strefy przygranicznej ne teren właściwej Ukrainy tak, żeby większa rzesza klientów miała do sklepu wolny i nieprzegrodzony dostęp? W swojej relacji p. Wojtek napisał także "
    Sklep jak widać bardzo przyjazny turystom rowerowym. Takich stojaków zresztą jest wiele, zawsze stoją puste." Niestety prawdę tę potwierdziła także p. sprzedawczyni - w efekcie niewielkiego zainteresowania stojaki zlikwidowano.

    W sklepiku zakupujemy jeszcze po litrowym piwie na głowę, a ja z Markiem dodatkowo jeszcze po półlitrówce poleconej przez panią horiłki "Pierwak".
    Ruszamy w kierunku Pohorylca. Po drodze zatrzymuje nas jeszcze pani ze straży parku narodowego, u której zakupujemy bilety wstępu po 10 hrywien każdy.
    Po około dwóch kilometrach jest przysiółek Pohorylec, a raczej to, co z niego zostało - jeden zamieszkany dom i zamknięta na głucho leśniczówka. Przy zamieszkałym domu pasą się krowy; jest tam też studnia. Ponieważ mamy zamiar rozbić się w okolicy, postanawiamy iść z Markiem i zapytać gospodynię o możliwość zaczerpnięcia pitnej wody. Mieszkanką chaty okazuje się być p. Olga - najwyraźniej bardzo uradowała się z naszego przybycia - szybko odgania krowy i wskazuje miejsce na namioty na własnej posesji. Olga przeprasza nas za swój "wskazujący" stan - ponoć wczoraj miała urodziny. Ponieważ nam chodziło tylko o wodę, więc staramy się grzecznie podziękować za gościnę, co jednak spotyka się ze zdecydowaną reakcją Olgi - "tu nigdzie nie można się rozbijać! - stąd wszędzie was wygonią!". -"Kto?" - pyta Marek. - "Separatisty!" - odpowiada Olga. Widząc, że kobiecie chodzi najwyraźniej tylko o możliwość napicia się z nami przy ognisku, postanawiamy czmychnąć, gdy ta wchodzi do domu. Samo napicie się z nachalną kobietą nie było by pewnie niczym złym, ale mamy zamiar z samego rana ruszyć w trasę, a tu nie wygląda, żebyśmy mieli się uwolnić od niej przed świtaniem... .
    Dobre miejsce na nocleg znajdujemy kilkadziesiąt metrów dalej, za drzewami tak, żeby być niewidocznymi z domu Olgi.
    Załącznik 34894
    Kiedy rozkładamy namioty, spotykamy wędrującego od strony klauzy Szybene turystę, którym okazuje się być współautor kultowego już przewodnika "Powroty w Czarnohorę" i jeden z redaktorów "Płaju" p. Leszek Rymarowicz. Otrzymujemy od niego gratisowo kilka "wigówek" i ucinamy krótką pogawędkę - okazuje się, że akurat teraz w Czarnohorze mają swój zlot członkowie Towarzystwa Karpackiego.

    Wieczorem palimy jeszcze ognisko, myjemy się w potoku i zasypiamy pod rozgwieżdżonym niebem Czarnohory. Cel na jutro - Stoh!
    C.D.N.
    "Wyciągam z plecaka uszykowane wcześniej pismo z danymi uczestników wycieczki i planowanym przebiegiem trasy, którego kopię wysłałem przed wyjazdem do czerniowieckiego oddziału służby przygranicznej."
    Wybieramy sie w sierpniu, w Czarnohorę. O jakie pismo chodzi? Rok temu szliśmy z Worochty przez Howerle i Popa do Żabiego. Żadnego pisma nie mieliśmy. Rozumiem, że w tym wypadku, tak jak opisujesz, chodzi tylko o przejście w strefie nadgranicznej? Czy mógłbyś przesłać wzór przykładowego pisma? W jakim języku pisałeś? Czy musiałeś czekać na odpowiedź i zgodę, czy tylko wysłałeś info?
    Ryszard

  5. #15
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Cytat Zamieszczone przez jrfranczak Zobacz posta
    Wybieramy sie w sierpniu, w Czarnohorę. O jakie pismo chodzi? Rok temu szliśmy z Worochty przez Howerle i Popa do Żabiego. Żadnego pisma nie mieliśmy. Rozumiem, że w tym wypadku, tak jak opisujesz, chodzi tylko o przejście w strefie nadgranicznej? Czy mógłbyś przesłać wzór przykładowego pisma? W jakim języku pisałeś? Czy musiałeś czekać na odpowiedź i zgodę, czy tylko wysłałeś info?
    Ryszard
    Oczywiście na przejście głównego grzbietu Czarnohory żadne pozwolenie nie jest potrzebne. My potrzebowaliśmy je na przejście fragmentem granicznego grzbietu Gór Czywczyńskich do Stoha. Zgłoszenie wysłałem ok. tygodnia przed planowaną wyprawą faksem i dodatkowo dla pewności mailem. Nie dzwoniłem już w celu potwierdzenia, czy wydano zgodę - zapewne i tak bym się nie dogadał. "Wopiści" na szlabanie w Szybenem obejrzeli moje pismo i puścili nas bez żadnych pytań - nie mam pojęcia więc, czy dostali "cynk" z centrali w Czerniowcach o przyjeździe naszej grupy. Zresztą plan miałem taki, że jeśli nie udało by się oficjalnie, to i tak poszlibyśmy tą samą trasą na Pohorylec oznajmiając pogranicznikom , że zmierzamy na Pop Iwana, a następnego dnia zaryzykowalibyśmy zdobycie grzbietu granicznego "nielegalnie". Dobrze jednak, że pismo "przeszło", bo następnego dnia spotkaliśmy schodzący z góry patrol, żołnierze którego - jeśli by tylko chcieli - mogli połączyć się ze strażnicą w Szybenem i w przypadku braku potwierdzenia naszego zgłoszenia na pewno mielibyśmy problemy. Prawidłowe zgłoszenie podobno winno wyglądać tak: http://igormelika.com.ua/wp-content/...pg?i=429280354 ; ja napisałem troszkę inaczej (nie widziałem tego zalinkowanego przed wyjazdem), ale w sumie podobnie. Ponoć ważne jest, żeby (wschodnim zwyczajem) zwrócić się bezpośrednio i imiennie do naczelnika w tytule pisma. Tylko jedna uwaga: podlinkowany prze ze mnie wzór zgłoszenia zaadresowany jest do naczelnika mukaczewskiego oddziału przygranicznej służby Ukrainy - ten adres będzie nam potrzebny, gdy wędrujemy granicą na zachód od góry Stoh, czyli np. Pop Iwan Marmaroski itp. Na wschód od Stoha znajdujemy się pod jurysdykcją czerniowieckiego oddziału tej służby, więc pismo musimy zaadresować właśnie tam - tu dane adresowe czerniowieckiego oddziału: http://dpsu.gov.ua/ua/about/structure/structure_25.htm .

  6. #16
    jrfranczak
    Guest

    Domyślnie Odp: Czarnohora 2014

    Dzięki za tak szczegółową i pomocną odpowiedź.

    pozdrawiam Ryszard

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Powsimordy 2014 - głosowanie
    Przez Marcowy w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 119
    Ostatni post / autor: 22-05-2014, 15:02
  2. Izery w marcu 2014
    Przez T.P. w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 20-03-2014, 17:28
  3. Yapa 2014
    Przez WUKA w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 14-03-2014, 21:42
  4. Walentynki 2014
    Przez creamcheese w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post / autor: 14-02-2014, 20:28
  5. Powsimordy 2014 - przygotowania
    Przez Marcowy w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 44
    Ostatni post / autor: 28-12-2013, 12:56

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •