Patrząc od strony ogółu, zaglądających na to Forum, to dobrze, że Tomek poruszył tutaj temat kleszczy i roznoszonych przez nie chorób.
Borelioza - chociaż późniejsze leczenia są ważne to tutaj jednak skupić się należy na ochronie nad skrytobójczym nieprzyjacielem. Zacytuję tekst ze strony http://www.borelioza.vegie.pl/index.html
"Borelioza jest chorobą przenoszoną najczęściej przez kleszcza pewnego specyficznego gatunku. Nie ma co się zagłębiać w łacińskie nazwy robala, jako że i tak nikt go nie rozpozna. Można też zarazić się na inne sposoby, ale są na tyle rzadkie, że spokojnie można je pominąć. Po ugryzieniu przez kleszcza - nosiciela mamy kilkuprocentową szansę na zakażenie. Kilka procent - to niewiele. Jeśli dodamy, że tylko kilka procent kleszczy w naszym kraju jest nosicielami (między bajki włóżmy panikarską, sponsorowaną przez pewne lobby producentów leków informację o 75%), jeśli dodamy że tylko jeden gatunek kleszcza zakaża - szansę na zarażenie mamy jak 1 do 1000 albo i jeszcze niższą."
Więc kleszcz w naszym ciele to jeszcze nie powód do paniki, ale sygnał do bezwarunkowego i natychmiastowego działania, bez odwlekania w czasie, to musi być działanie ponad wszystko, bez czekania na rumień. Wyciągamy jak najszybciej i odkażamy miejsce. To na pewno zajmie mniej czasu niż późniejsza "jazda" i nerwy jak już te perfidne krętki się u nas rozgoszczą. Przede wszystkim spokój i bezzwłoczne działania obronne tym bardziej, że jak napisano w wyżej przytoczonym tekście, negatywna szansa na chorobę jest w stosunku 1:1000. To dużo i mało.
Kleszcza nosicielem jest głównie zwierzyna i tam gdzie ona się porusza tam kleszczy jest najwięcej. Zwierzak nie ma możliwości wyjęcia sobie kleszcza, co najwyżej się otrząsa lub ociera o coś twardego gdy czuje tam jakiś ból lub swędzenie. Można to nieraz zaobserwować gdy widzimy na drzewach sporo sierści. Praktycznie też zwierzyna chodzi gdzie popadnie, ale co też można zauważyć, ma już swoje wydeptane ścieżki najczęściej widoczne przy różnych stromiznach lub uskokach. Kleszcz na pewno ma w genach system przeżycia, wyrobiony przez tysiące lat i tysiące pokoleń, więc odpada i też zasadza się na ofiary tam gdzie ma szansę w określonym czasie ponownie zaatakować. Inaczej populacja by dawno wyginęła a na to się nie zanosi, bo jak widzimy ma się dobrze i nawet się rozwija w siłę.
Teraz pomyślmy przez chwilę... mamy w zarysach gdzie jest największa szansa na ich(!) atak, musimy więc sobie wypracować swój system obronny działający przez automatyzm odruchów. Mamy takie na wiele różnych przypadków, czasami nawet nie zdając sobie sprawy z tego. Jeśli chcemy teraz nauczyć się nowego, nie powodowanego fobią a spokojnym działaniem to musimy go sobie wdrożyć. Qrcze.... można też to olać zupełnie, może przecież się udać, tak jak w rosyjskiej ruletce, chociaż tam szanse są mniejsze, ale są!
Ja po tym co zobaczyłem lata temu na łące w Balnicy (wyżej opisałem) to staram się ten mechanizm za każdym razem wdrażać. Chodzę zawsze w długich spodniach i nigdy nie mam zawijanych nogawek, wytrzepuję je też po każdym chodzeniu, jeśli chodzę w koszuli to po wędrówce rozwijam rękawy, jeśli miałem podwinięte, i wytrzepuję. Podczas kąpieli sprawdzam się czy już nie mam jakiegoś lokatora. Nigdy oprócz spodni, kapelusza, butów i kurtki nie zakładam ponownie drugi raz, nawet ze względu na higienę. Nie kładę rozebranego ubrania na łóżku, obserwuję podłogę, gdy się przebieram. Podczas łazikowania to otrzepuję się co jakiś czas, nie robię tego gdy pada i spodnie wraz stuptutami mam mokre, bo kleszcze wtedy raczej nie mają szans na przyczepkę. Wspomnę też, że gdy tylko wrócę już z wędrówek do domu to wszystko jeszcze raz wytrzepuję i od razu daję do pralki. Wspomniałem też o środkach przeciwinsektowych, też zawsze je mam ze sobą i gdy trzeba to się nimi pryskam, zazwyczaj spodnie ale też przedramiona i kark.
Łaziłem sporo, kiedyś jakby więcej po chaszczach, ale nadal przed tym nie uciekam i fizyczną niemożliwością, tak podejrzewam, nie było bym nigdy nie miał na sobie jakiegoś "desantowca". Przecież te skurwiele nie mają aż takiej wiedzy i gdy na nie włażę to sobie odpuszczają bo "uuuuuuu to idzie Recon1, szanse zerowe na udany desant!". Możliwe, że moje wypracowane działania owocują ich(!) brakiem na moim ciele, ale też nie popadam w samozadowolenie, znam filozofię "nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać".
Teraz moja uwaga na temat środka Ultrathon, czas chyba go nabyć, ja na pewno kupię spray bo jako taki bardziej się u mnie sprawdza. Wszelakie skurwiele kłujące tną nawet przez grube spodnie a gdy jest spryskany środek na nich lub na ciele to dolatują i tuż przed robią nagły zwrot, nawet te najbardziej zdeterminowane (gzy są najbardziej… obserwacje praktyczne na środku J&J), działania na kleszczach nie widziałem.