"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
bertrand236
Z samego rana spotykamy się przy sklepie. Robimy zakupy i jedziemy na Przełęcz. Ale nie na tą na której stoi pomnik Harasymowicza. Jedziemy na tą drugą przełęcz. Wiele ludzi gna na północ, a my wykupujemy bilety do lasu i idziemy na południe. Wraz z nami idzie więcej turystów. Myślę, że większość z nich wybiera się na górę z obeliskiem. Nie żeby nieśli obelisk, tylko, że na górze stoi obelisk. J Dochodzimy do chatki i robimy sobie odpoczynek. A co? Niech ludziska idą do przodu. Ostatnia okazja, żeby w spokoju zrzucić z siebie w spokoju nadmiar płynów. W końcu ruszamy. Najpierw droga wspina się lekko, a później dosyć ostro. Starsi z nas sapią jak lokomotywy. Serca nam walą jakbyśmy biegiem zdobywali tą górę. Co chwile robimy odpoczynek. Idąc i odpoczywając ca przemian dochodzimy do wniosku, że nikogo nie wyprzedziliśmy. Nie przyjechaliśmy jednak się tu ścigać, a wypoczywać… tak, tak wypoczywać! Pot z nas się leje, mamy mroczki przed oczami z wysiłku, ale wypoczywamy! Są ludzie, którzy takiego wypoczynku nie zrozumieją. My jednak z każda kroplą potu, z każdym sapnięciem posuwamy się do góry. W końcu las się przerzedza i wychodzimy na łąki, które tutaj wzięły nazwę od niejakiego Jędrka Wasielewskiego. Teraz dla odmiany wieje wiatr. Trzeba się ubrać, żeby heksenszus nas nie dopadł. Jeszcze trochę, jeszcze parę kroków i jesteśmy na małej górze. Podziwiamy widoki, które wyłaniają się spoza chmur. Za to wypijam ciecz z metalowej puszki. Jest dobrze, przychodzę do siebie. Kieruję wzrok ku dużej górze i ku swojemu zaskoczeniu słyszę swój własny głos: „kto idzie ze mną na dużą górę”. Entuzjazmu nie było żadnego. Tylko Ania się zerwała do marszu. Reszta postanowiła wypoczywać. Poszliśmy z małej góry na dużą nie jest daleko. jak tam doszliśmy to strasznie wiało i tak jakby zaczynało kropić, wiec szybko wracamy do swoich.
8.jpg7.jpg6.jpg5.jpg1.jpg4.jpg3.jpg2.jpg20140806_140435.jpg9.jpg
Ostatnio edytowane przez bartolomeo ; 13-11-2015 o 19:06 Powód: Zawirował świat ;-)
bertrand236
Wojtku nic nie przeoczyłeś, ale najpierw musimy zejść z małej góry...
Pozdrawiam
bertrand236
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Oni cały czas się byczyli. Podczas kiedy my z Anią odpoczywaliśmy reszta towarzystwa dyskutowała o sposobie powrotu do cywilizacji. Hania i Renatka postanowiły wrócić ta drogą, która przyszliśmy. Reszta towarzystwa postanowiła wracać przez Armat. Niby dłuższa droga ale bardziej widokowa. Pożegnaliśmy się czule i poszliśmy w swoje strony. Niebo trochę, ale tylko trochę pojaśniało. Szło nam się dobrze poprzez łąki i polany. Natomiast w lesie szło nam się źle. W lasach rozchodził się przykry zapach. Nie był to zapach niedźwiedzia ani innego zwierza. Ten smród to uryna. Ja rozumiem, że czasem trzeba wydalić z siebie nadmiar płynów, ale można odejść kawałek dalej od ścieżki. Nie był to smród wydzielany tylko przez urynę ale także przez… sami wiecie. I te wszędobylskie chusteczki higieniczne i inne papiery służące do… sami wiecie. Szybko przechodziliśmy przez las, żeby być na świeżym powietrzu z ładnymi widokami. Niby nie sapię, niby się nie pocę, ale zaczynam odczuwać zmęczenie. Po drodze stała wiata przy której ochoczo zlegliśmy. Tam dosyć długo odpoczywaliśmy. W końcu trzeba było powstać i maszerować dalej. Kiedy dotarliśmy do schodów wiedziałem, że już niedaleko. Jeszcze kilka minut i widzimy Renatkę i Hanię, które po nas podjechały. Renatka powitała mnie puszka zimnego złocistego napoju. Prawda, że mam kochaną żonę? Piję browarek i zdejmuje buty. Od razu mi lepiej. Jedziemy na obiad do baru, który jest z drugiej strony miejscowości. Dają tam smacznie jeść. Ala jest przeszczęśliwa, bo serwują tam duże i smaczne schabowe. Po obiedzie się rozstajemy. Wracamy na kwatery. Na kwaterze dostaję dreszcze i temperaturę. Renatka mocno się zaniepokoiła. Ale naszło mnie to od wysiłku. Już wiem, że Bieg Rzeźnika nie jest dla mnie ;-)
bertrand236
Rano budzę się zdrów jak ryba ale postanawiamy z Renatką, że my się relaksujemy nad rzeką. Poleje poszli na Jaśkowa Górę. Dopóki się nie rozpadało wypoczywaliśmy nad rzeką. Potem pojechaliśmy do Mrówki i tam spotkaliśmy się z Barnabą. Spędziliśmy tam jak zwykle sporo czasu, bo trzeba było obrabiać d..y wszystkim znajomym i nieznajomym też. Później wizyta w centrum metropolii. Z plakatu dowiadujemy się, że jutro odbywać się będzie w metropolii festiwal Natchnieni Bieszczadem. Wiemy już co będziemy robić wieczorem dnia następnego. Oczywiście musieliśmy tez pójść na cmentarz zdjąć Chrystusowi opatrunek z nogi. Noga Chrystusa się zrosła prawie nie pozostawiając blizny. Teraz wybiegam przeszło rok do przodu (jesień 2016), noga Chrystusa nadal nadaje się do gry w piłkę. Byłem z siebie bardzo dumny. W drodze powrotnej na kwaterę jemy pyszny żurek w nowo otwartym barze w Wetlinie. Wieczorem u Polejów narada co do jutrzejszego dnia. Zdążyliśmy na kwaterę przed 22:00.
bertrand236
Dzień Ostatni
Z rana postanawiamy sprawdzić, czy w Jaśkowie czasem jasiek nie przebywa. Polej się na to nie pisze ponieważ twierdzi, ze skoro kilkakrotnie dzwonił do Jaska i ten nie odbierał telefonu, to zapewne nie chce utrzymywać kontaktu. Ja jestem jednak uparty i nie rezygnuję. W Jaśkowie skręcamy w stokówkę i oczom nie wierzę. Przed domem stoi auto osobowe. Nie jest to Jaśkowa „Biała Strzała”. Nic to sprawdzamy, kto jest w domu. W pewnym momencie na tarasie pojawia się Jasiek. Z radością, z jaką naprawdę trudno się spotkać (no chyba, że pojedzie się do Sopotu do długich) powitał nasze skromne osoby. Okazało się, że przyjechał na parę dni ze swoim synem, też Jaśkiem (będę go nazywał Jasiątkiem). Jasiątko puki co przebywało na piętrze. Obopólnej radości ze spotkania nie było końca. Obgadaliśmy, a jakże wspólnych forumowych znajomych – w tym i Polejów. Jasiek pochwalił się tym, że z rurectwa w domu cieknie aqua. Urzekła mnie pólka w łazience. Sprawił się chłop. Niema to tamto. Poczęstował nas świeżo zebranymi jagodami, którymi zajadała się zwłaszcza Renatka. Po jakimś czasie pojawiło się Jasiątko. Najpierw ostrożnie, z pewna dozą nieśmiałości okrążył domostwo, ale potem się przełamał i przyłączył się do naszego towarzystwa. Jasiek ma naprawdę wspaniałego syna. Czas szybko płynie w dobrym towarzystwie. Ani się spostrzegliśmy i trzeba było wyjeżdżać. Obiecaliśmy jeszcze w tym roku odwiedzić Jaśkowy dom. Obiad w nowym barze w Wetlinie. Potem jazda nad Gryzoniowe Jezioro. Ot tak, żeby napatrzyć się na wodę i górę stojącą za nią. Gryzoni jak zwykle nie widzieliśmy. Jak już się dostatecznie napatrzeliśmy postanowiliśmy sprawdzić jak tam noga Chrystusa. Okazało się, że jestem niezłym chirurgiem, bo blizna na nodze bardzo mała zastała. Można rzec, że jej nie ma. Potem pożegnania z Panią Krysią z „Czarnego Kota”, bardem Bieszczadu. Następnie udaliśmy się na duży plac w okolicy „Głazu Fredry” aby posłuchać koncertu „Natchnieni Bieszczadem”. Jesteśmy przed rozpoczęciem, więc możemy sobie uciąć krótką rozmowę z „Łysym”, który będzie niebawem występował. Koncert był udany, poezja śpiewana i piosenka turystyczna. W trakcie koncertu dzwonię do „pewnej Poetki” aby pochwalić się, że słuchamy Jej tekstów tym razem jednak nie recytowanych, a śpiewanych. W pewnym momencie zdajemy sobie sprawę z tego, że natychmiast musimy wracać. Po dojechaniu do „Alkowy” okazuje się, ze Gospodarz czeka na nas przy bramie i zaraz za nami ją zamyka. Jest 22:07.
Rano podjeżdżamy do Polejów aby się pożegnać. Poleje byli na koncercie w „Bazie ludzi z mgły”. Wyszli z koncertu zdegustowani, żałowali, że nas nie posłuchali i nie przyjechali do Cisnej. Po pożegnaniu się z Polejami podjechaliśmy do Słodkiego Domku na ciacho. Potem długa, długa droga do domu.
Koniec
P.S. Po przyjściu do pracy okazało się ze muszę po 20 latach rozstać się z firmą w której pracowałem…. L
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki