Kolego!
zaczynam rozumieć Paradoks polegający na tym, że emeryci na nic nie mają czasu. Od kiedy jestem bezrobotny też czasu mi brakuje...
Do rzeczy:
Dzień następny zaczął się około godziny 9:00. A co? Nie wolno? Pogoda jest śliczna więc nie warto marnować dnia. Po śniadaniu jeszcze tylko kawa i już jesteśmy gotowi do drogi. Wyjeżdżając z Szymkówki skręciłem w prawi i pojechaliśmy przed siebie. Zaraz po przejechaniu torów kolejki zatrzymaliśmy się przy sklepie, coby uzupełnić różne zapasy. Jedziemy drogą w kierunku mniej lub więcej zachodnim. Droga ta jest na południe od szlaku będącego częścią Biegu Rzeźnika. Następny przystanek robię tuż za Światełkiem Włóczykija. Przy drodze stoi kościółek wybudowany staraniem i pracą między innymi Kija. Kościółek nówka sztuka. Kilka fotek i karawan prowadzi nas dalej. Po prawej stronie mijamy wylot doliny w której znajduje się dosyć znana wieś. Wieś ta znana jest przede wszystkim z tego, że odbył się tam KIMB na którym nie było Bertranda. Poza tym nad wsią tą gospodarzyła kiedyś dziewczyna, która została uhonorowana tytułem Debiutanta Roku. We wsi tej gospodarzy też baca, który robi pyszne sery (nawet, gdy jest w stanie wskazującym na..), żyją bracia, którzy są rzeźbiarzami dobrze znanymi Satyrykowi Roku i żyją w niej wyznawcy aż pięciu religii. Nie skręcamy do wioski tylko jedziemy dalej. Kiefy po prawej ręce mam cmentarz to skręcam w lewo. Przed groźnie brzmiącym drogowskazem: Kimadło Wampira skręcam w lewo. Robimy sobie krótki przystanek na małym przystanku. Przystanek ten robi na mnie smutne wrażenie, ale Gosia stwierdza, że gdyby miała kasę, to chętnie by go kupiła. Nie mówiła w jakim celu, a ja jej nie uświadamiałem, że Bar który tu kiedyś był padł był. Jedziemy dalej ale już nie asfaltem a szutrem w kierunku Wesołego Haszkowa. Zostawiam karawan na rozstaju dróg i dalej idziemy pieszo. Prowadzę dziewczyny na najpiękniejszy moim zdaniem cmentarz w Bieszczadzie. Każdy może mieć inne zdanie ale Renatka i ja mamy właśnie takie. Nagle Małgosia zrobiła zamach na życie Renatki. Niby przypadkiem zahaczyła się o swoje sznurowadło i pooooleciała na Renatkę. Ta z kolei podparła się kijkiem, żeby się nie przewrócić. Kij aluminiowy nie wytrzymał ciężaru dwóch kobiet i się złamał ze złości na takie obciążenie. Gosia zapewnia do dziś, że to było przypadkowe, ale ja swoje wiem. Zostawiliśmy kij w dwóch kawałkach przy drodze i poszliśmy na cmentarz. Sporo czasu spędziliśmy pośród krzyży i nagrobków…
Zakładki