Czas dmuchnąć w popiół. Może się rozpali? Przypominam, że relację ta zacząłem w 2015
Kolejny dzień jest dniem bardzo upalnym. Poza tym wiemy, ze w Bieszczadzie pojawił się Barnaba i o dziwo ma czas. W związku z tym Renatka i ja umawiamy się z Barnabą. Reszta grupy też postanowiła odpocząć nad wodą tylko, że inną. Jedziemy do metropolii z górą Betlejemką zwaną. Tam zabieramy Barnabę z jego dzielnym kompanem Berdo i jedziemy nad rzekę. Barnaba się trochę buntuje, bo twierdzi, że rzeka ta jest zwykłym ściekiem, ale ze względu na panujący upał bunt jego nie jest zbyt gwałtowny. Renatka i ja jesteśmy zadowoleni z tego pomysłu a Berdo jest wniebowzięty. Nad rzeką na leżakach czas płynie leniwie jak leniwie płynie rzeka. W końcu postanawiamy zmienić otoczenie i jedziemy do Zawozu. Nie decyduję się na wejście do zalewu. Zdaję sobie sprawę z ogromu jego zanieczyszczenia. Leżąc na leżakach spoglądaliśmy na niski poziom wody w zalewie. A wody było naprawdę mało. Kiedy zgłodnieliśmy udaliśmy się do baru „Ostatnia deska ratunku” na posiłek. Bar ten działa tylko w miesiącach letnich i oferuje całkiem dobre dania. Odwiedziliśmy też gospodarzy znajomego nam od wielu lat Gospodarstwa Agroturystycznego Zawóz 41. Wiem, że jest to reklama, ale z czystym sumieniem mogę polecić to Gospodarstwo. Dowiedzieliśmy się, że facet, którego pamiętamy, jako małego chłopca zostanie ojcem. Ot czas leci, tylko my się nie starzejemy. Po długiej rozmowie z gospodarzami wracamy do Polejów na „Feliksówkę”. Wieczorna porą odwiedzał ich „Chytrusek”. Przyzwyczajony on chyba był przez turystów do dokarmiania, bo zupełnie się nas nie bał.
bertrand236
Robię, co mogę...
Następny dzień. Niedziela. Postanawiamy zobaczyć jak postępują prace przy budowie wieży widokowej. Wstyd mi to napisać, ale w środku sezonu, zwłaszcza w niedzielę pojechaliśmy samochodami do samej cerkwi. Niby zakazu ruchu nie ma, ale w sezonie staram się tam nie jeździć. Przede wszystkim chodzi mi o to, ze karawan wznieca dużo kurzu i żal mi tych ludzi, którzy muszą w tym kurzu maszerować drogą. Stało się i już. W cerkwi pojawiła się ambona na którą nijak nie da się wejść. Cerkiew robi się coraz bardziej udziwniona. Cepelia. Nie wszystko w niej pasuje. Zegar z Czechowic Dziedzic jest „fantastyczny”. Chwila zadumy w pustej jeszcze świątyni, wpis do księgi i wymarsz w drogę. Nie pamiętam, kto prowadził, ale chyba Polej albo Jeremi. Wydarli w górę niczym kozice. Upał sakramencki, pot zalewa oczy, owady wyczuły już ludzki pot i ludzką krew…Wysiłek podchodzenia łąkami pod górę wynagradza coraz lepszy widok na stronę, z której wyruszyliśmy i na drugą część doliny. W końcu dochodzimy do drogi, która ma nas zaprowadzić na przełęcz. Myśleliśmy, że w lesie będzie przyjemniej, ale nic z tego. W lesie było bardzo parno. Idąc wspomina wędrówkę tą droga w towarzystwie WUKI, Wojtka 1121, Krysi, Kasi i jeszcze paru osób. Wtedy przegrałem z Wojtkiem flaszeczkę nalewki. Wtedy natknęliśmy się na tropy pokaźnych rozmiarów miśka. Dzisiaj nie widać takich tropów. Tylko parę kopytnych zwierząt tędy się przemieszczało. Taka myśl mnie czasami nachodzi, że w Bieszczadzie może długo nie być opadów a na drodze można natknąć się na duże błoto. Tak było i tym razem. Ale co, tam błoto ono daje smaku wędrówce w Bieszczadzie! Dochodzimy do miejsca w którym leśnicy wybudowali wiatę. Wtedy wydawało mi się, że wiata w tym miejscu jest zupełnie niepotrzebna, bo kawałek dalej jest kapliczka w której w razie potrzeby można się schronić. Dziś mam już większą wiedzę i zmieniłem zdanie. Obejrzeliśmy sobie prawie skończona wiatę. Teren wokół niej był nieuporządkowany, a dojście do wiaty jeszcze utrudnione. Po krótkim odpoczynku ruszamy w stronę kapliczki. Kapliczka ma mały feler. Trochę podniósł się grunt przed drzwiami i trudno je otworzyć na całą szerokość. W środku od dłuższego czasu bez zmian. Wychodzimy na łąki na przełęczy. Tutaj część ekipy oświadcza, że dalej nie idzie. Część jest niezdecydowana, co robić. Ja oświadczam, że wyruszam na niedoceniana przez wielu turystów górę.
bertrand236
To nie jest zegar. zegar wisi na ścianie pod chórem. Pasuje tam jak pięść do oka.
Pozdrawiam
bertrand236
A zegar wygląda tak: http://forum.bieszczady.info.pl/show...ht=bertrandowa
bertrand236
Aaaa...rzeczywiście pasuje...
A ta niebieska konstrukcja to chyba ambona, która miała być zrekonstruowana? Dawno w Łopience jak widać nie byłam :( ...co właśnie mi uświadomiła iskierka łopienkowa z ogniska bertrandowego
Cieszę się, że się dosiadłaś do ognia.
Pozdrawiam
bertrand236
Poruszam się ścieżką / drogą zrywkową oznaczoną na drzewach pionowymi krechami koloru bordowego. Po chwili dobiegają do mnie głosy z tyłu. To Polej, Jeremi i Ania postanowili do mnie dołączyć. Jakiś czas pniemy się razem pod górę, ale oni są młodsi i zostawili mnie z tyłu. Zresztą po co się spieszyć, lubię powoli chodzić. W końcu wychodzę na polankę, za nią jest druga – to cel mojego wspinania. Na górze stoi szopa/bacówka miejsce, w którym robotnicy chowają narzędzia i sami się chowają przed deszczem. Wieży widokowej nie ma, ale widać w którym miejscu pewnie kiedyś powstanie. Widoków prawie niema bo drzewa zasłaniają. Odpoczywamy sobie, robimy kilka fotek i czas schodzić w dół. Wracamy po swoich śladach. W dół poszło nam szybciej. Na przełęczy narada. Wiem, że na pobliskim cmentarzu przy grobach Budzińskich ksiądz Piotr będzie odprawiał Mszę Św. Nikt z naszej grupy nie był zainteresowany uczestnictwem w tym Nabożeństwie. Nie wiem, co sobie myśleli. Może uważali, że taka msza jest nieważna? Poszli na Mszę Św. do cerkwi przy samochodach. Ja powędrowałem na cmentarz. Tam zgromadzili się potomkowie Budzińskich. Obok cmentarza paliło się ognisko i z garnków nad nim zawieszonych rozchodziły smakowite zapachu. Już mi się podobało. Msza, jak msza. Ksiądz Piotr wyznaczył mnie do czytania, więc przeczytałem jak najlepiej umiałem. W trakcie Mszy Św. ksiądz poświęcił krzyż i nieśmiertelniki wykopane z ziemi. Nie podobało mi się to, że zostały poświęcone nieśmiertelniki żołnierzy poległych około 100 lat temu. Widziałem w Bieszczadzie rozkopane groby z czasów I wojny światowej. Nie pochwalam rozkopywania grobów i tyle. Za to po Mszy Św. zostałem zaproszony do wpisania się do pamiątkowej księgi rodzinnej i do uczestnictwa w „imprezie” przy ognisku. Niestety nie mogłem skorzystać, bo reszta mojego towarzystwa by się o mnie niepokoiła. Nawet odmówiłem poczęstunku „wodą” i „kompotem” ( na cmentarzu były też dzieci). Niepocieszony wróciłem do samochodu. Jeszcze tylko posiłek w Szymkówce i powrót na kwaterę. Wieczorem spotykamy się na degustacji tego, co mamy.
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki