Wena mnie opuściła a w zamian za to nawiedziło mnie lenistwo…
Następny dzień jest dniem szczególnym. Po śniadaniu pakujemy swoje klamoty, ale zostawiamy je jeszcze w pokojach. Wsiadamy do karawanu i jedziemy pozbyć się żelastwa. Kilka lat temu łażąc po łąkach Bukowca (między parkingiem, a ptaszarnią) znalazłem pług. Niewiele się namyślając zataszczyłem go do samochodu i przywiozłem do Poznania. Ponieważ nie miałem pomysłu jak do spożytkować zalegał ci on kilka lat w moim garażu. Będąc w maju ma KIMBIE znalazłem nowe muzeum w Myczkowie. Muzeum Kultury Bojków. Obiecałem wtedy Kustoszowi tego muzeum Panu Staszkowi Drozdowi, że przywiozę mu z Poznania pług. Pan Staszek mocno wtedy zaoponował, że pługów z Wielkopolski to on nie potrzebuje. Kiedy usłyszał, gdzie go znalazłem, to oczy mu się zaświeciły. Tutaj trochę reklamy. http://myczkow-bojkowie.pl.tl/ Zachęcam wszystkich do odwiedzenia tego miejsca. Pan Stanisław jest świetnym gawędziarzem. (Moderatorzy mogą tą reklamę usunąć). Z Cisnej do Myczkowa prowadzi kilka dróg. Ja wybrałem tę nie najkrótszą, ale i nie najdłuższą. Pojechałem w stronę Białogrodu. Za sklepem, do którego chodzili często bywalcy chatki, którą sprzątała Anyczka skręciłem w prawo. Potem pojechałem szutrową droga w lewo. Małgosia po raz któryś stwierdziła, że jeżdżę drogami, którymi Polej by nigdy nie jechał w obawie o auto. Ale ta droga to prawie jak autostrada. Zatrzumałem się dopiero przy wiacie i kapliczce myśliwskiej. Nie wiem dlaczego, ale moja lepsza połowa nie lubi tego miejsca. Jest wiata, jest miejsce na ognisko - niczego sobie miejscówka. Następny przystanek na punkcie widokowym. Podziwiamy widoki na prawo i na lewo. Potem już tylko zjazd asfaltową drogą pełną pięknych widoków. Po drodze mijamy cerkiew i kapliczki. Nie skręcam do ruin murowanej cerkwi tylko na rozstaju dróg jadę w stronę muzeum. Po chwili jesteśmy w muzeum. Pan Stanisław stwierdził, że jestem pierwszą osobą, która coś obiecała i przywiozła. Zostało zapisane, gdzie pług został znaleziony i kiedy. Dziewczyny zwiedzały muzeum a ja się „spowiadałem”. Potem zostaliśmy poczęstowani przez gospodarza kawą z kozim mlekiem. Rozmowa zeszła na Zdzicha Pękalskiego. Dowiedziałem się, że Zdzisław Pękalski po długim pobycie w szpitalu i ośrodkach rehabilitacyjnych powrócił do domu. Postanowiłem go odwiedzić. Po drodze zatrzymałem się przy starym drewnianym kościele z 1586 roku z dobudowaną w 1983 roku wieżą. Dzisiaj ten kto tego nie wie nie uwierzy, że wieża ta to prawie nówka sztuka. Dojeżdżam do Hoczwi. Parkuję przed sklepem i wchodzimy na posesję państwa Pękalskich. Wita nas pani Maria. Oprowadza nas po pracowni i opowiada o chorobie męża. Pan Zdzisław leżał w łóżku. Wystraszyłem się na jego widok. Był to cień człowieka sprzed choroby. Nie mówił, miał niesprawną prawą rękę. Najważniejsze, że poznał zarówno Renatkę jak i mnie. W jego oczach można było wyczytać radość z naszych odwiedzin. Nie chcieliśmy Go męczyć i szybko wyszliśmy obiecując następna wizytę jesienią. Teraz już wiem że była to nasza ostatnia wizyta w tym roku. Jeszcze tylko pokazałem Małgosi i Ani Galerię Zdzicha i wyjechaliśmy do Cisnej. Chciałbym tutaj zamieścić prośbę Andrzeja Potockiego do wszystkich ludzi dobrej woli. Wiem, ze pan Potocki jest różnie odbierany przez użytkowników naszego forum, ale tu nie o niego chodzi ale o Zdzisława Pękalskiego.
Oto ta prośba: „Mój przyjaciel Zdzisław Pękalski, jeden z tych, który miał największy wpływ na sztukę powojennych Bieszczadów, jest bardzo poważnie chory i wymaga długotrwałej i kosztownej rehabilitacji. Proszę wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie finansowe jego leczenia i rehabilitacji. Pieniądze można wpłacać na konto Fundacji im. Stanisławy Bieńczak w Brzozowie numer 83 1240 2324 1111 0000 3323 0456 z dopiskiem „Na leczenie i rehabilitację Zdzisława Pękalskiego”.
Gdyby ktoś z czytelników miał jakieś pomoce (książki, programy komputerowe itp.) dotyczące leczenia afazji u dorosłych to proszę o kontakt na PW.
Po drodze otrzymujemy informację od Poleja, że dotarł z towarzystwem do Cisnej. Pędzę więc na spotkanie. Spotykamy się w Szymkówce. Pani Ania ugotowała na tą okazję obiad. Pożegnanie z Antoniszakami i wyjeżdżamy do Wetliny. Prowadzę ja ponieważ wiem, gdzie Poleje mają zamieszkać. Podjeżdżamy pod dom, którego połowę wynajęli nasi przyjaciele. Drewniana chałupa ładna z tarasem i pięknym widokiem na Hnatowe Berdo i nie tylko… My z Renatką zjeżdżamy do centrum do Alkowy. Pokój mamy ładny od strony rzeki. Trochę mnie przeraża to, że Alkowa jest zamykana o godzinie 22:00. Rozpakowujemy się zarówno w pokoju, jak i w kuchni. Coby się nie nudzić jedziemy późnym popołudniem do Polejów do Wetłyny. Tam przy pysznym trunku, którego nazwy nie pomnę snujemy plany na najbliższe dni…… Ala stwierdza, że dzisiejszy obiad był niezły ale daleko mu do kotletów schabowych było
Zakładki