Będzie o tym, jak tytuł głosi, czyli jakżem z Żywca w Bieszczady rowerem jechał, ale nie dojechał, stąd relacja nie może się znaleźć w dziale bieszczadzkim i będzie trochę skąpa.
Najpierw opowiem, dlaczego z Żywca. Mieszkam w Jarosławiu, więc wszystkie drogi w Bieszczady mam krótkie a dodatkowo mi się już znudziły. Postanowiłem więc pojechać w Bieszczady z jakiegoś nietypowego miejsca. Miejsce to musiało spełniać co najmniej trzy warunki: być odległe o kilka dni drogi, być położone gdzieś w górach oraz mieć komunikację kolejową. Rozpocząłem poszukiwania od zapoznania się z rozkładem jazdy wszelakich kolei. Żeby nie studiować rozkładu jazdy od początku, zacząłem od końca. A na końcu był właśnie Żywiec. W rozkładach jazdy za Żywcem naprawdę już nic nie ma! Okazało się, że ten wybór spełnia również dwa pierwsze warunki. No to wsiadłem z rowerem do pociągu i dojechałem do Żywca.
Żywiec, jak sama nazwa wskazuje, leży w Beskidzie Żywieckim, ale nie tylko, bo inne Beskidy też są w pobliżu. Po godzince jestem dolinie Kamesznicy.
I wkrótce docieram do studenckiej bazy namiotowej SKPB Katowice na Głuchaczkach. Tutaj przespałem w komfortowym, 10-osobowym namiocie a za nocleg, jako od bratniej duszy z SKPG nie pobrano ode mnie ani grosza, za co niniejszym oficjalnie dziękuję.
Głuchaczki leżą tuż przy granicy ze Słowacją a w odległości 250 m przebiega słowacka droga leśna. Pokonanie tych 250 m zajęło mi ok. pół godziny, bo z rowerem źle się chodzi po zwalonych drzewach, splątanych jeżynach i mlaskającym bagienku. Ale cóż, nie posłuchałem bazowego w Głuchaczkach, żeby przejść kilometr granicą i będzie ścieżka…
Chaszczowanie na Słowacji mam zaliczone, łagodnymi, podgórskimi drogami szybko wjeżdżam na Orawę i objeżdżając Babią Górę od południa i przed południem jestem już w Polsce. Krótka wizyta nad Jeziorem Orawskim, w tle Namestovo.
A to już polska Orawa, widok z Lipnicy na Babią Górę (ta wyższa, po prawej) i Pilsko.
Po drogach asfaltowych jeździć nie lubię, szybko więc mijam Orawę i Podhale. Już widać Spisz. Na środku zdjęcia są dwie górki z wapiennymi skałkami. Ta z lewej, bliższa to Obłazowa, jeszcze na Podhalu. Ta z prawej, Kramnica, leży już za rzeczką Białką, na Spiszu. W tle widać Gorce.
A gdy popatrzymy na południe, widać Tatry Bielskie.
Krajobrazy szybko się zmieniają. To już Dunajec. Jestem w słowackim Czerwonym Klasztorze. W tle Trzy Korony i Facimiech, pod nimi międzynarodowa kładka pieszo-rowerowa, z lewej polskie Sromowce Niżne.
Dunajcowe ptactwo
Z Czerwonego Klasztoru do Szczawnicy prowadzi brzegiem Dunajca Droga Pienińska, którą można legalnie jeździć na rowerze. W jakimś nieoznakowanym miejscu przejeżdża się przez granicę.
Szczawnicę ominąłem bokiem, jest ścieżka rowerowa po lewej stronie Grajcarka. Odwiedziłem dwie cerkwie (Szlachtowa i Jaworki) i przed wieczorem dotarłem do doliny Białej Wody.
Jestem w Pieninach. W tych okolicach są albo rezerwaty (zakaz biwakowania), albo tereny prywatne (zakaz wszystkiego). Na tablicach informacyjnych rezerwatów jest mowa o miejscach wyznaczonych do biwakowania. Ja myślę, że takie miejsce jest właśnie tutaj, tylko jeszcze go nie oznakowano.
Zakładki