Bartolomeo niech rwie dalej do przodu a ja będę sobie dalej dreptał w ogonie. Wyrwać się na prowadzenie nijak nie mogę gdyż ogołocono mnie z map! Już pierwszego dnia, zaraz na początku, jak tylko wyjąłem mapę Retezatu, bartolomeo mi ją zabrał, twierdząc, że niby ja mu ją zabrałem rok temu! Dowody, krzyknąłem, gdzie dowody? A on na to, że swojej nie może znaleźć, więc ta musi być jego! Tym mocnym argumentem rozłożył mnie na łopatki i przekazałem mu mapę, a niech sobie ją niesie i ciągle wyciąga a po zakończeniu wycieczki na pewno się opamięta i mi ją odda. Nie opamiętał się...Z kolei mapę Godeanu i Tarcu zwinęła mi w ostatni dzień, na ostatnim postoju, bieszczadzka kuna, bo chce wiedzieć gdzie chodziła. Pytam więc ją grzecznie, dlaczego nie wzięła jej na początku wycieczki? A bo byś mi kazał ciągle ją wyciągać z plecaka, a tak miałam spokój. Coś w tym jest, z mojego pewnie sama wychodziła...
Dzięki tym przebiegłym działaniom współtowarzyszy, to ja teraz wiem tyle, co przeczytam w relacji bartolomeo.
Wrócę więc, do dnia drugiego.
Mogliśmy też zobaczyć co widać po wystawieniu głowy z namiotu:
Panorama, panorama...będzie tu epatował panoramami Ja się jeszcze tego nie naumiał, więc będzie z tego samego miejsca zdjęcie góry, której nazwy nie podam z powodów wyżej wskazanych:
A owce nie gęsi, swoje chody mają:
A wdrapać trzeba się było na ten sterczący biały kieł:
i dwie piąte naszej ekipy, które to zaległo u stóp tej góry:
Zakładki