Latem pada wśród znajomych hasło: Rumunia. Temat dojrzewał powoli i po różnego rodzaju ustaleniach terminowo-osobowych w końcu skład wyprawy ustabilizował się na poziomie 5 osób, w tym dwie niewiasty. Mocno wczesnym rankiem 24 września pakujemy graty do dużego, mocnego kombi i ruszamy ku przygodzie. Do przejechania mamy niecałe 800 km. W Barwinku wymieniamy fundusze na walutę rumuńską i dalej przez Słowację i Węgry w kierunku rumuńskich Karpat.
Okolica węgierskiego Tokaju i winnice oblegające wzgórza:
Jedyne przejście graniczne gdzie trzeba było na moment się zatrzymać to Węgry-Rumunia. Kilka minut kolejki, pokazanie dokumentów i w dalszą drogę. Do celu naszej jazdy, czyli Vișeu de Sus, docieramy zgodnie z planem przed zmrokiem. Szukamy kwatery zanim zapadnie zmrok, ilość "pensiunea" w tym miasteczku jest spora więc długo nie szukaliśmy. Wybieramy sobie jeden w bocznej uliczce, warunki przyzwoite, miejsce na auto pod dachem, gospodarz zna niemiecki, więc łatwiej się było dogadać niż po rumuńsku. :)
Umawiamy się z gospodarzem na zostawienie auta i ponowny nocleg po powrocie. Burżujska kolacja w restauracji i spać...
C.D.N.
Zakładki