Dzień 1
Na początek szybki przejazd asfaltem i szutrówką z Berehów do Procisnego, jest zimno, więc trzeba się rozruszać. W Procisnym czekają mnie pierwsze ciekawe widoki. Nie zabawiam tam na długo, szybka fota i zjazd łąką. Odstrasza mnie tablica, że to teren prywatny i trzeba telefonicznie zgłosić swoją obecność właścicielowi.
Przy wjeździe na drogę wokół Czereśni i Cereszenki straszy tablica, że tam chodzi niebezpieczny niedźwiedź. Niebezpieczeństwo było natomiast z innej strony. Drogą jeździły ciężarówki z tłuczniem na kolejną nową leśną drogę, w stronę Połonińskiego.
Droga pod Jasieniowem była w pewnym miejscu tak zabłocona przez maszyny pracujące w lesie, że skręciłem na drogę z płyt betonowych. Taką jeszcze dziś nie jechałem, no i jakie z niej widoki! ale znowu niebezpiecznie, bo tamtędy rowerem jeździć nie wolno.
Odetchnąłem w Dźwiniaczu pod piękną wiatą, po czym poszedłem na cmentarz.
Dalsza droga wiodła prawie nad samym Sanem.
Od Tarnawy z tęsknotą spoglądałem w ukraińską stronę.
I tak dojechałem do Bukowca i do Beniowej
Dalej rowerem nie wolno a było już zbyt późno by pójść pieszo do źródeł Sanu. Szkoda, innym razem.
Na powrocie z Beniowej mijam mnóstwo bali z sianem.
Jeszcze widok na Bukowiec i do lasu.
Nie chcę powielać fragmentów trasy, więc jadę drogą do Mucznego omijającą Tarnawę.
Druga połowa września to już czas rykowiska. Miałem nadzieje, że usłyszę ryk byków, ale słychać było tylko ryk pił z lasów od strony Halicza. Napatoczył się za to grubszy zwierz, ale nie chciał zapozować do fotki.
Dalej były Widełki, Bereżki, Ustrzyki (po kilku latach przerwy) no i podjazd na Przełęcz Wyżniańską by w Berechach zamknąć pętlę. Uzbierało się tego 98km.
Zakładki