Dzień 1

Przyjeżdżam do Lipowca. Składam rower i szykuje sakwy jeszcze przy świetle latarki, ruszam o 6.30. Dzień krótki, więc trzeba go maksymalnie wykorzystać. Znaki mówią, że do Babadag jest 1034 km. Chciało by się dalej pojechać, może kiedyś będę miał na tyle czasu. Teraz jadę dość blisko, raptem kilkadziesiąt kilometrów w głąb Słowacji.



Tuż za granicą robi się troche mgliście.



Droga na południe, w dolinie Laborca to delikatny zjazd lub równo, także kilometry lecą. Wioski ze zwartą zabudową jakby wymarłe, łąki, pola i tak na przemian. Ruch samochodowy jak to na Słowacji mały, tym bardziej, że jest niedzielny poranek.

Po drodze uwagę przykuwa twórczość jakiegoś rolnika.



i nie zebrany słonecznik



Na obrzeżach Humennego przejeżdżam przez osiedle cygańskie. Co tu dużo pisać - syf, kiła i mogiła. Brudne dzieci biegają po błocie i śmieciach. Szkoda tych dzieci a jest ich dużo, podobno przy tym przyroście naturalnym za 20 lat będzie więcej Romów niż Słowaków.

Droga z Porubki za Humennem oferuje rowerzyście konkretny podjazd i zjazd. To już Wyhorlat.



Południe Wyhorlatu to jeziora z mnóstwem domków letniskowych i hoteli. Vinanske Jezioro jeszcze fajne, ale Szirawa z syfską
wodą wywarła na mnie złe wrażenie.







Za jeziorem wyłania się widok na najwyższy szczyt gór - Vihorlat 1076m



Szirawa to nie ostatnie jezioro dzisiejszego dnia, zostaje jeszcze Morskie Oko w centrum gór. Jest tak ciepło, że jadę w koszulce i spodenkach. W stronę Morskiego Oka jedzie trochę samochodów. To i tak nic, w Bieszczadach w tym czasie ponoć jest inwazja ludzi na połoninach. Ja mam inwazję, ale biedronek, lata ich mnóstwo nad drogą. Początkowo jestem zadowolony jak mi siadają na rowerze, na koszulce, ale później mam już ich dość jak mi wpadają na twarz.





Dalsza część mojej trasy to podjazdy i zjazdy leśnymi dróżkami. Z pełnym ekwipunkiem, przy ponad stu kilometrach w nogach nie jedzie sie lekko, ale widoki na piękne kolorowe lasy wynagradzają mi trudy wycieczki.







Z południowej strony Wyhorlatu przez Strihovske Sedo przejeżdżam znów na stronę północną. Za wioską Strihovce znajduję miejsce na nocleg w lesie. Wydłużam sobie wieczór paląc ognisko, ale i tak ciągnie mi się czas do rana, 10 godzin snu to za dużo.