Odpowiednią lekcję dotyczącą wody także miałam:) I teraz wiem, że to nie chodzi o to, że woda ze śniegu jest szkodliwa, tylko tak jak napisałeś diabeł -nie zawiera żadnych mikroelementów a ich brak może być bardzo szkodliwy także już po jednym biwaku! To zależy od wielu czynników. Im większy był wysiłek za dnia, czyli im więcej potu wydaliśmy z siebie, zwłaszcza po bardzo dużym wysiłku (a tylko taki wchodzi w grę zimą w górach), to jeżeli nawet na jednym biwaku napijemy się wody ze śniegu i nie uzupełnimy koniecznych mikroelementów (sód i potas, magnez) to może się to dla nas źle skończyć. Ale zazwyczaj nawet bezwiednie te elementy są uzupełniane poprzez spożywanie posiłków -zwłaszcza istotnym jest uzupełnienie soli w organizmie, którą wydaliliśmy z potem. Najprostszym rozwiązaniem jest wrzucenie do wody tabletki z witaminami lub rozpuszczenie jakiegoś izotoniku (od kilku lat zawsze noszę ze sobą tabletki musujące z witaminami, które codziennie spożywam podczas wędrówek, ostatnio też izotoniki), do tego przegryźć kawałek czekolady i w ten sposób możemy jechać nawet kilka dni na wodzie ze śniegu.
Co do śpiworu, Wadera była świadkiem mojej radochy, gdy pierwszy raz spałam w puchaczu podczas zimnych nocy na Ukrainie -nie mogłam się nacieszyć jego wygodą i komfortem, stwierdziłam, że to jest mój najlepszy wydatek w życiu. Jest typowo zimowy, kosztował ponad pół pensji ale radocha z niego jest nie do opisania :) Co do dni cieplejszych, chyba zostanę przy syntetykach niż inwestować w kolejne puchacze, bo czasem zdarza mi się spać na trawie, gdy rano budzę się cała w rosie ale nad tą kwestią na razie się nie zastanawiam.
Wbrew pozorom zawsze (zazwyczaj) do zimy w górach miałam wielki respekt i szacunek, dlatego dalej będę starała się połączyć to wszystko, by z jednej strony czuć się usatysfakcjonowana a z drugiej rozważna. Bukowe Berdo było oczywiście żartem i aluzją do wyprawy survivalowej sprzed ostatnich lat.
Zakładki