Są czasami rzeczy realne , ale nieuchwytne.
Wpadła mi kiedyś książka Pana Marszałka "Leśne ślady wiary" i ruszyłem tymi śladami.
Już od początków okazało się , że tych śladów jest tak wiele , że warto iść nie tylko za książkowym.
Wszystkie interesujące, bo kryjące w sobie jakieś historie i historyjki.
Szukając tego co minęło ruszyłem w stronę Łańcuta . To miasto przez wiele lat było siedzibą możnych rodów które wzniosły okazały pałac jako swoją siedzibę.
Ale że, możni też kochali wycieczki do lasu, w tym celu wybudowali sobie w swoich lasach piękny pałacyk myśliwski
.

.
Dzisiaj powiedzielibyśmy , że zafundowali sobie daczę na prowincji.
Dacza ta stoi do dzisiaj w Julinie i niszczeje, bo jakoś nie może znaleźć swojego miejsca w nowej rzeczywistości.
A dawniej bywało inaczej ....
To tutaj w okresie międzywojennym Potoccy (właściciele ordynacji łańcuckiej) zapraszali na imprezy swoich sąsiadów znaczy Zamojskich z Zamościa.
Oj piękne to były imprezy , a przy okazji jakież okazałe polowania.
Niestety w czasie jednego z nich , a było to dawno bo 1923 roku, doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Dziki dzik zaatakował zaproszoną na polowanie panią Julię i uszkodził poważnie. Czem prędzej przewieziono ją na stacyję w Łańcucie aby dotarła do szpitala w Krakowie.
Za późno.
Na pamiątkę tego tragicznego zdarzenia wybudowana została w lesie kapliczka.
.

.
Niełatwo ją znaleźć, bo nie ma żadnych kierunkowskazów, a ciężko się połapać w istniejących ściezkach.
Na dostępnych mapach (okolice Rzeszowa) istnieje znak krzyża w środku lasu , ale czy to ten ?
.
Kapliczka ma witraż Matki Boskiej Ostrobramskiej i tylko ona jej w tym pustkowiu pilnuje.
.

.
a teren o którym jest mowa oznaczyłem na mapie
.

.
cdn.