Pamiętam jak rok czy dwa lata temu, na jednym z naszych forumowych rzeszowskich spotkań dyskutowaliśmy o akcjach ratunkowych GOPR, o zasadności wzywania pomocy w Bieszczadach, o tym że tam nie da się zgubić. A nawet jeśli się zgubisz, to mając kompas i mapę zawsze sobie jakoś poradzisz i po prostu poruszając się w jednym [najlepiej właściwym] kierunku w ciągu 2-3 godzin dojdziesz do jakichś zabudowań. A co, jeśli przypadkiem dojdziesz na Ukrainę?

Pamiętam jak dziś, jak śmialiśmy się z grupy turystów, która zgubiła się w zimie bodajże na Połoninie Caryńskiej, a po wykonaniu telefonu do GOPR okazało się, że szlak jest kilka metrów od nich. Dziś mogę to skwitować krótko - nie śmiej się i nie oceniaj dopóki sam się w podobnej sytuacji nie znajdziesz. A jeśli się znajdziesz w podobnej sytuacji jak my, nie fifokuj, tylko dzwoń pod +48 601 100 300, bo GOPR jest dla ludzi i czasem lepiej jest przyznać samemu przed sobą - "nie wiem gdzie jestem", niż zgrywać bohatera.

To moja debiutancka relacja. Do tej pory nie wychylałam się ze swoimi wędrówkami na forum, uznając je za mało przydatne i odkrywcze w tak zacnym i doświadczonym gronie wędrowców. Po raz pierwszy czuję, że piszę coś, co może przydać się Wam wszystkim, niezależnie od tego, czy chodzicie po górach rok, czy 30 lat. Bo sytuacja w jakiej się znalazłam może się przytrafić każdemu, a błędy jakie popełniłam nie są niczym, czego należałoby się wstydzić, gdyż nie wynikały z mojej lekkomyślności, braku przygotowania czy brawury.