Bartek pognał już dalej i nic nie wspomniał o porannej wyrypie do pobliskiej pieczary! Wśród wędrowców przemierzających grzbiet graniczny krąży legenda o ... no właśnie do końca nie pamiętaliśmy o czym, czy o złotej kaczce, czy o bazyliszku, czy całkiem o innym stworzeniu strzegącym źródła na południowych zboczach Przełęczy pod Czetreżem. W każdym razie kompani wypchnęli mnie po wodę, że gdyby co, czyli jakby bazyliszek tam był to się z nim jakoś dogadam bo mamy taki sam początek. Że niby mam ryj taki nie wyjściowy, czy co? Trudno! Jako, że nie mieliśmy zwierciadła, w zastępstwie wziąłem metalowy kubek marki tesco oraz butelki plastikowe i ruszyłem przez śniegi i wiatrołomy ku pieczarze:
huhuha12.jpg
Na miejscu wsadziłem łeb do środka i stwierdziłem, że to jakaś bujda na resorach z tą legendą. Pieczara była pusta a woda wyśmienita:
huhuha14.jpg
Ciasteczka zbożowe popijane kawą bądź herbatą na bazie tej wody smakowały wyśmienicie i po napełnieniu brzuchów mogliśmy śmiało dalej toczyć się grzbietem pofalowanym jak jakaś mega tarka:
huhuha15.jpg
Zakładki