Nie ma nic za darmo
Można zapłacić mandat, albo łapówkę.
p.s. zatrzymuje mnie inna mundurówka typu drogówka i proponuje mandat w określonej kwocie (w promocji informacja o innych kontrolach)
A za odpowiednią kasiorę przetrą Wam skuterem traskę , nawet na obszarze rezerwatu
.
p.s. ile znaczy przetarcie traski skuterkiem może powiedzieć tylko pewien Diabeł , któremu na Jasłach nie wszystko przetarli.
Heniu, my sobie szliśmy całkiem legalnie i grzecznie szlakiem dla turystów przewidzianym, nie wadząc nikomu i w szkodę nie wchodząc.
Na mandaty zatem nie zasłużyliśmy, a jedyną ceną za wędrowanie bajkową, śnieżną krainą były zmarznięte czasem palce i paluchy.
Ślad skutera trafił się przypadkiem, a skoro już był to z niego skorzystaliśmy, a jak zakręcił w miejscu, gdzie łazić nie wolno, to z radością ruszyliśmy nieskalanym, dziewiczym śniegiem - tam, gdzie szwendać się wolno.
To właśnie miejsce zostawiliśmy z boku, trzymając się znaczków nadrzewnych, co to ich widać nie było;-)
A czasem z zaspy coś wystawało...
No, właśnie, co?
I na chwilę, na moment, o zachodzie, niebo się zaróżowiło.
![]()
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Oj tak, bolało bezustannie i zgrzytało niemiłosiernie, szczególnie w moich rakietach bom ich chyba przed wyjazdem odpowiednio nie nasmarował! Na wszelki wypadek wyznam też od razu, że:
- daliśmy w łapę wszystkim w okolicy, diabła Boruty i gajowego Maruchy nie wykluczając,
- bezczelnie i złośliwie wędrowaliśmy tylko tam, gdzie wolno,
- podeptaliśmy śnieg na znacznej przestrzeni,
- spożywaliśmy niezdrowe produkty i popijaliśmy je zamarzniętą Coca-colą.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale jak mi Heniu przypomnisz to i do nich się przyznam. Od razu lżej mi na duszy, mogę więc przystąpić do ciągu dalszego relacji
Dnia drugiego, jak to już zdążyłem gdzieś wcześniej napisać, padało. A dokładniej to deszcz padał. Czekaliśmy więc w wiatce aż zmądrzeje i albo padać przestanie albo w śnieg się zamieni. Doczekaliśmy do stanu pośredniego, bo co prawda padać nie przestał ale zamienił się w takie maleńkie białe koraliki, ni to śnieg ni drobniutki grad. To nam wystarczyło, ruszyliśmy więc raźno w drogę.
Mgliście było, ale szło się dość wygodnie, bo po nocnym deszczu na śniegu utworzyła się twardsza skorupka. Czasem nawet się pod nami nie załamywała.
Mniej więcej po godzinie marszu zdobyliśmy wysokość, na której nocą chyba padało znacznie mniej, bo więcej było świeżego śniegu, nie było skorupki, a widoczność w lesie znacznie się poprawiła.
Zdobywając wysokość traciliśmy prędkość, bo im wyżej tym było bielej... i głębiej.
Wędrówka była coraz trudniejsza, zmiany przecierającego drogę coraz częstsze a odpoczynki coraz dłuższe. Na Czoło dotarliśmy porządnie wymęczeni...
![]()
... a nie był to koniec wędrówki. Niżej otworzyły nam się widoki na to co przed nami...
... i na to co po bokach.
Rozglądaliśmy się więc z radością
Przed Rabią zrobiliśmy dłuższy postój w parkowym "deszczochronie" (przed mżawką to on może chroni, ale przed deszczem czy wiatrem - nic), wsunęliśmy drugie śniadanie, popiliśmy gorącą herbatą i ruszyliśmy.
Już pierwsze kroki za wiatą uświadomiły nam, że - tak jak trzy lata temu w tym samym miejscu - wkraczamy w inny wymiar.
![]()
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki