Bardzo fajnie...a pod Czerteżem najlepiej... ktoś musiał być w potrzebie ,że z blatu stołu zrobił drzwi. Myślę ,że w lecie stół wróci na swoje miejsce i można będzie się na nim przespać , to nawet w dwie osoby. :) Super wyrypa.
Bardzo fajnie...a pod Czerteżem najlepiej... ktoś musiał być w potrzebie ,że z blatu stołu zrobił drzwi. Myślę ,że w lecie stół wróci na swoje miejsce i można będzie się na nim przespać , to nawet w dwie osoby. :) Super wyrypa.
"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
Teraz to niby taki bohater, ale jak wrócił to go telepało chyba z kwadrans. Jak nie dwa Poszedłem i ja sprawdzić, poszła i Maciejka - nic specjalnego tam nie było, znaczy się woda była i to rzeczywiście przednia. No i płynna w przeciwieństwie do jej białej wersji, która nas zewsząd otaczała.
zapodajcie zdjęcie z lidla :)
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
... a nie był to koniec wędrówki. Niżej otworzyły nam się widoki na to co przed nami...
... i na to co po bokach.
Rozglądaliśmy się więc z radością
Przed Rabią zrobiliśmy dłuższy postój w parkowym "deszczochronie" (przed mżawką to on może chroni, ale przed deszczem czy wiatrem - nic), wsunęliśmy drugie śniadanie, popiliśmy gorącą herbatą i ruszyliśmy.
Już pierwsze kroki za wiatą uświadomiły nam, że - tak jak trzy lata temu w tym samym miejscu - wkraczamy w inny wymiar.
Już kiedyś szliśmy tą trasą podczas wyjątkowo śnieżnej jak na ostatnie lata zimy, tytułowe trzy lata temu. Przed Rabią jest odcinek karłowatego lasu, gdzie nawet latem ma się wrażenie wędrowania na wysokości koron drzew. Gruba pokrywa śniegu potęguje ten efekt a pozlepiane bielą gałęzie tworzą fantastyczne formy. Jeżeli dorzucić do tego intrygujące ukształtowanie śniegu pod nogami, zawiewanego w różnego rodzaju wydmy i jęzory o miąższości nierzadko przekraczającej metr, dostajemy zupełnie nierealny krajobraz, a przy tym wszystko jest w najprzeróżniejszych odcieniach bieli. W tym roku nawet niebo było białe.
Nie będę więcej pisał, pokażę kilka zdjęć. Posmakujcie naszego "magicznego lasu".
Wszystkie zdjęcia pokazują dokładnie przecinkę graniczną, ani w lewo ani w prawo.
Ehh, tęsknię za zimą w górach...
Może w przyszłym roku.
A zapowiedź przejścia do tego innego wymiaru znaleźliśmy już na zejściu z Czoła, gdzie należało śmiało ruszyć przed siebie, mimo iż z odległości kilku metrów mogło wydawać się to błędem, gdyż przecinka graniczna zanikła a przed nami wyrosła ściana lasu:
huhuha16.jpg
Na szczęście wśród ośnieżonej gęstwy leśnej wiła się nikła ścieżyna:
huhuha17.jpg
którą wkrótce dotarliśmy do malowniczych polan rozpościerających się wokół Przełęczy Bungowskie:
huhuha20.jpg
Tam uzupełniliśmy kalorie i płyny, i skoczyliśmy w opisany przez Bartka inny wymiar:
huhuha21.jpg huhuha22.jpg huhuha23.jpg huhuha24.jpg huhuha25.jpg
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Po przedarciu się przez sztormowe fale grzbietowego zagajnika Riabej Skały wypadliśmy na rozległą polanę opadającą ku nam z Czaszczowatej. Tam zdjęć ja żadnych nie robiłem, gdyż wciąż napływały chmury i raz było widać nawet las po szerszej, południowej stronie polany, a za chwilkę nie było widać nawet linii lasu po stronie północnej, tuż, tuż, obok nas. Ponadto zaczął grozić nam swym ciemnoszarym paluchem zmrok, więc i czasu nie zbywało. Po chwilach kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu minęliśmy pędem węzeł szlaków ignorując strzałki kierujące przez Paportną ku cywilizacji i dla złapania oddechu zatrzymaliśmy się na początku podszczytowej polany następnej kulminacji Czaszczowatej:
huhuha26.jpg
Po chwili zebraliśmy się w sobie i przeskoczyliśmy tą polanę i bęc w ścianę lasu! Gdzież są tajemne drzwi do przejścia na Wielki Beskid Dziurkowcem zwany, no gdzież? Postanowiliśmy kierować się intuicją i okazało się, że mamy trzy różne intuicje . Sprowadzenie ich do wspólnego mianownika potrwało pewnie ze dwadzieścia minut dreptania w tę i nazad, gdyż o ile mniej więcej kierunek wiedzieliśmy jaki obrać, to po pokonaniu pierwszej linii lasu okazywało się, że masakracja splątanych gałęzi zabetonowanych śniegiem i usztywnionych lodem nie pozwala na swobodny chaszczing i trzeba było wycofać się na z góry upatrzone pozycje .
Ostatnio edytowane przez sir Bazyl ; 08-02-2015 o 09:28 Powód: takie tam interpunkcyjne niezdecydowanie :)
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
W szczegółach wyglądało to tak (granica biegnie południową krawędzią polany):
Przez polanę przeszliśmy prawidłowo, ale na jej końcu wywróciło nas w złym kierunku i poszliśmy za ten zagajniczek na końcu polany. Kompas pokazywał, że trzeba iść za plecy i tak właśnie próbowaliśmy. Problem w tym, że trzeba było znaleźć "wejście" do lasu - a to może nie być takie łatwe przy zaśnieżonej i zamarzniętej na twardo skorupie na drzewach. Atak na Słowację był pierwszą próbą przebicia się w odpowiednim kierunku, ale tamtędy się nie dało. Druga próba została podjęta bardziej na północ (to nie są wielkie odległości, obszar na powyższym zdjęciu to mniej więcej 100x150m, może 150x200m, nie sugerujcie się sporym powiększeniem) ale i tam się nie udało. Dopiero trzecia próba, prawie dokładnie na kierunku pierwotnego marszu zakończyła się powodzeniem.
Cała sytuacja nie warta byłaby wzmianki, ale przy zapadającym zmroku każdy z nas miał już w głowie gorącą herbatę, kolację i ciepły śpiwór. A tu przez 25min kręcimy się w miejscu i próbujemy wejść do lasu... No i po tych manewrach zostawiłem kompas na zewnątrz, przytroczony do plecaka - a rano już go nie było, został tylko rozerwany sznurek
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki