W szczegółach wyglądało to tak (granica biegnie południową krawędzią polany):



Przez polanę przeszliśmy prawidłowo, ale na jej końcu wywróciło nas w złym kierunku i poszliśmy za ten zagajniczek na końcu polany. Kompas pokazywał, że trzeba iść za plecy i tak właśnie próbowaliśmy. Problem w tym, że trzeba było znaleźć "wejście" do lasu - a to może nie być takie łatwe przy zaśnieżonej i zamarzniętej na twardo skorupie na drzewach. Atak na Słowację był pierwszą próbą przebicia się w odpowiednim kierunku, ale tamtędy się nie dało. Druga próba została podjęta bardziej na północ (to nie są wielkie odległości, obszar na powyższym zdjęciu to mniej więcej 100x150m, może 150x200m, nie sugerujcie się sporym powiększeniem) ale i tam się nie udało. Dopiero trzecia próba, prawie dokładnie na kierunku pierwotnego marszu zakończyła się powodzeniem.

Cała sytuacja nie warta byłaby wzmianki, ale przy zapadającym zmroku każdy z nas miał już w głowie gorącą herbatę, kolację i ciepły śpiwór. A tu przez 25min kręcimy się w miejscu i próbujemy wejść do lasu... No i po tych manewrach zostawiłem kompas na zewnątrz, przytroczony do plecaka - a rano już go nie było, został tylko rozerwany sznurek