no pięknie
no pięknie
No dobra, biorąc pod uwagę niesprzyjającą aurę, brak ogniska można jeszcze wybaczyć ale żeby choć po stakańczyku wschodniego koniaczku przed snem nie łyknąć?! O tempora, o mores!!!
Wiedziałem, że dobrze robię nie jadąc - trzeba by przez zawaliska drzew skakać, potoki przekraczać w bród, łazić w deszczu i to wszystko z dala od GOPR-u! Dobrze Wam tak!
...też chcę tak dobrze...zazdroszczę...
"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Haha, Bazyl. Jimi miała jeszcze skitraną otatnią kolejkę niejakiego Sotnika ale z racji, że nikt nie pytał to i nie częstowała :D Nawet jakby i chciała, to gdy wróciła z wodą na herbatkę pytając: "ma ktoś ochotę na herbatę?" usłyszała tylko wydobywające się z namiotu: "hrrrrr hrrrr". Myślisz, że pytanie było nietaktowne? :D Ciekawe czy gdybym zaproponowała Sotnika, to wstali by równo na nogi :D Za to rano Jimi miała niespodziankę i wszyscy byli zadowoleni. Była nadzieja.
A z tym przypadkowym wchodzeniem na Połoninę Równą -coś wspaniałego!! Uszliśmy całkiem wysoko. Oczywiście trzeba było szybko zmęczonym iść przed siebie gdziekolwiek ale kątem oka rzucałam na lewo. A na lewo ... pokazała się w całej swej rozpiętości Połonina Równa. Nie wiem ile my tam właściwie uszliśmy a ile brakowało do grzbietu by móc stanąć na tej połoninie -pewnie sporo ale z tej wyższej perspektywy miało się wrażenie, że już jesteśmy na Równej :) Było już zupełnie ciemno, więc tej chwili nie byłam w stanie uchwycić komórką. Jednak mimo ciemności, śnieg rozjaśniał grzbiety i Połonina Równa nocą przepięknie się prezentowała. Przypomniała mi się ostatnia wędrówka po Borżawie. A teraz cały dzień szczyty były zupełnie nie widoczne, zupełnie zachmurzone, pełne tak zwanego mleka. Dopiero nocą można było ujrzeć jakieś góry, piękne ukraińskie, karpackie góry. I widziałam je przez może góra minutę, gdy nasz odcinek przetarł się pomiędzy zaroślami i pojawiła się wspomniana Połonina Równa. I to była najlepsza minuta z całego wyjazdu! Właściwie może nawet kilkadziesiąt sekund. Oj jak warto było pobłądzić właśnie dla tej chwili.
Ostatnio edytowane przez Jimi ; 08-03-2015 o 10:46
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
"A przecież była z Wami Jimi; ona potrafi zdzwonić do GOPR-u nawet bez zasięgu!"
-haha :D
Tak więc obrazek Połoniny Równej nocą na długo utkwi w mojej głowie a jednocześnie stworzył kolejny cel na przyszłość. Tak jak napisał Heniu, nocą chodziliśmy po potokach, wpadliśmy w jakieś meandry, z których ciężko było się wydostać, gdyż dopiero co pokonaliśmy jeden potok to za parę metrów pojawiał się kolejny. Gdy zerknęłam na kompas, a kompasu i mapy raczej mało używaliśmy co zaskutkowało tym, czym zaskutkowało, okazało się, że kierunek jest odwrotny niż się spodziewaliśmy. W dodatku padał deszcz. Na pierwszym napotkanym wypłaszczeniu rozbiliśmy namiot z nadzieją, że rankiem niebo się przejaśni i zobaczymy w końcu którąś z otaczających nas górek, by łatwiej było się zlokalizować.
Zasnęłam z kompasem na szyi. Został on swego rodzaju moim amuletem, gdyż nocą wskazał mi poprawną drogę. Miałam sen. Śniło mi się, że śpimy tak jak leżymy wszyscy obok siebie, jednak bez namiotu. Aż tu nagle rankiem posłyszałam jakiś szmer. Wstałam. Oto w naszym kierunku, z naprzeciwka, przez ten sam las szła Sędzina. Była poubierana w te wszystkie togi, łańcuchy. Zapytałam jej którędy wiedzie ta ścieżka i dokąd Sędzina zmierza. Odrzekła, że ścieżka wiedzie prosto do Luty! Powiedziała, że mieszka ona w domu o numerze Luta 9 i idzie właśnie do pracy do sądu do Luszmorów, jak codzień. Ojejku, pomyślałam -"sędzina codziennie musi do pracy pokonywać taki kawał drogi przez las, setki potoków. I w dodatku w tej todze!".
Następnego dnia było równie pochmurno jak poprzedniego. Opowiedziałam współtowarzyszom mój sen. Nie pozostało nam więc nic więcej niż kontynuować drogę. Przecież sędzina nocą wskazała nam kierunek! Znów drobny deszczyk. Okazało się, że dobrze zrobiliśmy rozbijając tu namiot, gdyż dalej potoki były jeszcze gorsze i po ciemku nie byłoby łatwo wybrać najodpowiedniejszej drogi. Napotkaliśmy pierwsze śnieżyce wiosenne. Po około 40 minutach drogi współtowarzyszy nagle oświeciło -skądś znają tę ścieżkę. Czy oby nie tędy szliśmy niespełna dobę temu? Tak! Idziemy do Luty! :D Ale numer. Teraz humory nam się poprawiły. Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie znajduje się owy tajemniczy dom o numerze Luta 9 w którym mieszka sędzina. Czy to nie jest może ta opuszczona chatka w lesie oznaczona na mapie? Po 20 minutach doszliśmy do miejsca naszego pierwszego noclegu. Akurat zerwał się większy deszcz, więc przeczekaliśmy go na ganku chatki w której byliśmy dokładnie 24 godziny temu. Była teraz godzina 10 a dokładnie o 10 dnia poprzedniego opuszczaliśmy tę chatkę, przy której spaliśmy w namiocie. Chatka jest zamknięta ale skorzystalismy z udogodnień w postaci stołu, ławek, więc było to dobre miejsce na nocleg.
Gdy deszcz się zmniejszył poszliśmy dalej. Po około godzinie marszu doszliśmy do Luty. A właściwie do magazinu :)
Sympatyczna młoda Pani w magazinie uśmiechnęła się na nasz widok. Mieliśmy farta, gdyż powiedziała, że magazin jest otwarty co drugi dzień, czyli idealnie się złożyło. Warto tutaj podkreślić, że ludzie na Ukrainie czasem zmieniają światopogląd. Choćby się zawzięcie upierali przy swoim stanowczym zdaniu. Tak było ze mną. Współtowarzysze chcieli poczęstować mnie ukraińskim keczupem. Stwierdziłam, że ja nie cierpię keczupów i podziękowałam. Namawiali mnie dalej, nie dając za wygraną. Ja dalej odmawiałam. W końcu uległam. Niech im będzie. Okazało się, że keczup ten był tak dobry, że wyjeżdżając z Ukrainy nabyłam większe jego zapasy. W zasadzie oprócz koniaku, kupiłam same keczupy. Koledzy mieli ubaw.
Jadąc z powrotem marszrutką trochę mi się przysnęło. Jednak Heniek mnie obudził, gdyż były już numery domów 15, 14.. Wszyscy w napięciu odliczamy szukając numeru Luta 9, gdzie mieszka Sędzina. 13, 12, 11, 10... 8. A gdzie numer Luta 9 ?! Nie było takiego numeru...
Ostatnio edytowane przez Jimi ; 08-03-2015 o 20:38
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
W tym roku nie udało mi się z Wami zabrać, ale może za rok będę miał więcej szczęścia. Sędzina, szczerze mówiąc, wzbudza we mnie trudny do opisania niepokój więc akurat na te poszukiwania specjalnie nie czekam ale na wyjazd do Luty i poszukiwanie Holicy (tej Małej przede wszystkim) jak najbardziej. Dzięki za relację
Oj tam, oj tam, bać się bać -wywołanie nastroju grozy było zamierzone! Pominęłam fakt, że oniryczna Sędzina była bardzo życzliwą osobą, bo nie pasowałoby to przecież do owej legendy
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
ten sen
(nie będę wam zazdrościł,nie będę ...nie)
śnieg,niewielka grupa bohaterów itp...(nie będę ...nie )
polecam ostatni kadr z filmu (to w nawiązaniu do onirycznej istoty ze snu Jimi :) )
http://www.stowarzyszeniemontaz.pl/g...me-krew-poety/
poza tym,
rekomenduję cały film - plus niekonwencjonalne udźwiękowienie -niemego dzieła Jeana Cocteau.
(nie będę wam zazdrościł... nie będę )
Ostatnio edytowane przez Pierogowy ; 09-03-2015 o 22:17 Powód: link
"Najlepsze miejsce na namiot .jest zawsze troszkę dalej..."
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki