a ja mysle, ze jakis studencina zalatwil sobie waszym kosztem sprawe ankiety.
chociaz nie powiem - temat sie fajnie rozwija. go on.
a ja mysle, ze jakis studencina zalatwil sobie waszym kosztem sprawe ankiety.
chociaz nie powiem - temat sie fajnie rozwija. go on.
Mazeno -jesteś okropny. Jakim kosztem pytam się?? Forum jest by dyskutować.
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
..... dobra ... to może ja zapytam ....ile to osób z tego forum mieszka na zapyziałej wsi? ... (nie to, że w prehistorii mieszkało kiedyś).....nie tydzień, ani rok ... tylko dłużej... tak z własnego wyboru... normalnie po ludzku... no i jak długo?... to może być ankieta.... ha, ha, ha.... dla studenciny ....mazeno ... co to takiego "go on"... bo nie rozumiem Ciebie....już wcześniej używałeś słów niezrozumiałych....ale wybacz nie każdy ma umysł lotny i łunijny .... przepraszam, ale naprawdę nie wiem co ten zwrot oznacza....
No to się porobiło.
Nie to, że chcę kogoś bronić ale trochę szkoda. Dyskusja trochę przesolona i przepieprzona może być jednak zjadliwa, to znaczy do przełknięcia(nie mylić z jadem żmijowym).
Przemolli odpowiadam, że jestem jednym z tych, którzy mieszkając na wsi wybierają odpoczynek możliwie blisko natury. Wypoczynek to trochę niewłaściwe słowo, bo jak już jestem w górach to biegam po tej ziemi obiecanej z jęzorem na brodzie.
Podziwiam ludzi zakotwiczonych w górach na dobre i złe, którzy potrafią utrzymać się z pracy na miejscu. Duży szacunek dla drwali, bo ja gdy mam powalić w lesie duże drzewo to kręcę się w kółko pół godziny i trochę trzęsą mi się ręce.
Gdzieś, chyba w...trzy po trzy...wyczytałem, że ojciec Aleksandra Fredry celowo opuścił góry, żeby dać dzieciom lepsze wykształcenie. Trudno zaprzeczyć, że to była dobra decyzja.
Jeśli jest singlem, to pewnie nie - z definicji robi, co mu pasuje, nikogo nie musi pytać o zdanie, a jak tylko zechce, to pakuje szczoteczkę do zębów i rusza w świat :) Ale taki wannabe uciekinier rodzinny (z żoną, mężem, partnerem czy przychówkiem...) po prostu musi pomyśleć o bliskich. I to nie tylko obgadać decyzję z innymi, ale i zorganizować im miejsce w tej ziemi obiecanej. Czyli decyzja musi być podjęta kolektywnie, czasem w efekcie kompromisu.
Generalnie problem może się wydać wydumany i abstrakcyjny, ale ja akurat - jak mam ochotę czasem pie*lnąć wszystko i uciec w Bieszczady - to pierwsza myśl, która mnie studzi, dotyczy dzieci: no OK, otworzę im w ten sposób nowy świat, ale i sporo ścieżek pozamykam. A druga myśl to: a co ja tam będę robił? Jak zarobię na chleb? I piwo od czasu do czasu... Na hodowli się nie znam, klienci mnie zazwyczaj wkurzają, na drwala jestem za gruby... Może jak dorosnę i zostanę Stasiukiem, to zaryzykuję :)
Mieszkał kumpel z rodziną w Tarnawie Niżnej. Fajnie było dopóki nie spadł duży śnieg. Po tygodniu trzeba było iść do sklepu, droga nieodśnieżona więc do Stuposian. Przed świtem brał rakiety i plecak, szedł 16 km do sklepu, kupował plecak chleba, chwila pogaduszek czyli dwa piwka i już późnym wieczorem był z powrotem A tam sąsiedzi z wyciągniętą łapą dla swoich dzieci, bo płaczą z głodu a oni nie potrafią zrobić w dzień 32 km w rakietach... Dopóki dzieci chodziły do podstawówki/gimnazjum to przyjeżdżał gimbus. Ale najbliższe liceum jest w UD, a to 80 km w jedną stronę i potrzebny internat, a ten kosztuje... Można by napisać - za siedmioma górami mieszkała sobie sierotka Marysia, i wszędzie miała k... daleko. Ktoś, kto nie mieszkał w takiej dziurze nie ma bladego pojęcia o skali problemu. Kumpel się wyprowadził w rodzinne strony, w okolice Lubaczowa, i do Tesco/Biedronki/przychodni/szpitala/biblioteki/gminy/stacji itp, itd ma 5 minut autem, takoż dzieci do szkół. A las i tak za oknem :)
Pozdrav
>>Czy ktoś ich zmusza do wyprowadzki w Bieszczady? (...) Ten kto się wyprowadził wedle tytułowej -ziemi obiecanej -gwarantuję, że nie miał takich dylematów.
"Jeśli jest singlem, to pewnie nie. (...) Czyli decyzja musi być podjęta kolektywnie, czasem w efekcie kompromisu."
-No właśnie to miałam na myśli w poprzednim poście, pisząc że jeżeli ktoś przeprowadza się w Bieszczady z racji, bo żona/mąż tak chce/woli/lubi a ta osoba niespecjalnie (dobrze odnajduje się w swojej miejskiej pracy, uwielbia filharmonię i to wszystko inne) to jest dla mnie trochę żałosny i postacią tragiczną, która nigdy się nie odnajdzie w tym miejscu. To nie będzie ta cała ziemia obiecana ale koszmar. Dlatego takie osoby według mnie w ogóle nie podlegają dyskusji ;P To nie jest decyzja między mieszkaniem w Krakowie czy Rzeszowie. To przewrót o 180 stopni, zupełny kosmos, wywrócenie życia do góry nogami. Więc jak ktoś chce jechać tam dla żonki by stąpała sobie po swojej łące -sorry ale tutaj kompromis nie ma racji bytu :) Cały w tym ambaras aby dwoje...
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
Widać ten Twój kumpel trochę się przeliczył z możliwościami, głównie intelektualnymi ponieważ mógł wpaść na genialny pomysł naszych dziadków i zrobić sobie zapasy, a ponadto nauczyć się piec chleb w domu.
Ale dobrze, że podałeś ten przykład, bo to bardzo wyraźnie pokazuje prawdziwość tezy - jeśli jesteś ciamajdą, bezmyślny, mało kreatywny to trzymaj to nie oddalaj się zbytnio od miejsca zamieszkania. Szczególnie unikaj bieszczadzkiej zimy.
Natomiast co się tyczy edukacji. O szkolnictwie ponad podstawowym w Bieszczadach nawet mówić nie można. Jest to oczywiście pochodna przetrącenia bieszczadzkiej gospodarki przez szereg, podkreślam szereg legislacyjnych patologii.
Teraz próbuje się wciskać ludziom pracę dorywcze w postaci turystyki funkcjonującej jedynie przez wakacje i też się to okazało wtopą po całości.
Ciekawe co będzie następnego - chyba ampułki z KCN rozdawane przez sołtysów.
Przeliczył się? Niestety wątpię czy Ty masz choć blade pojęcie o bieszczadzkiej zimie. Gość niemal całe dorosłe życie spędził w bieszczadzkim lesie będąc leśnikiem, łowczym i strażnikiem parkowym a Ty bredzisz o jego możliwościach intelektualnych. Spędziłem u niego w gajówce jeszcze w Prełukach dwie zimy i też co nieco wiem jak to jest fajnie, choć tam przynajmniej przyjeżdżał pociąg z zaopatrzeniem. I spróbuj mądralo zrobić zapasy na pięć osób, w tym troje małych dzieci na dłuższy czas od tygodnia, już to widzę
Pozdrav
Może po prostu na Tobie taki ktoś robi wrażenie, ale to niekoniecznie na każdym.
Weź pod uwagę, że Bieszczady nie są zamieszkałe od dziś tylko jakieś 500 lat. Więc co - 100 lat temu ludzie chodzili na rakietach codziennie do biedronki po pieczywo i masło jak dziś, a rodziny były jak dziś 2+1 ??
Ludzie robili zapasy na całą zimę, a 10 osobowa rodzina była standardem. Małe dzieci, duże dzieci, osoby starsze. Trzeba było dawać radę nie tylko z zapasami żywności i jak widać ludzie dawali radę całymi wiekami.
Tylko dziś taki w cudzysłowie prymitywny karpacki pastrzerz mógłby udzielać lekcji przetrwania w Gromie czy Formozie o innych rzeczach nie wspominając.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki