Pokaż wyniki od 1 do 10 z 10

Wątek: Jak poczułem świąd i noszenie...

  1. #1
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Jak poczułem świąd i noszenie...

    Jakoś tak w piątek po południu, niepokój dziwny wstrząsnął wszystkimi moimi członkami. Po zimie co to w niektórych częściach się skończyła, a w niektórych dogorywa naszło mnie pytanie.... Czy w tym roku przed wyjściem w góry sprawić sobie: nową paczkę Captoprilu, komorę tlenową, a może pójść równo po całości i zafundować sobie defibrylator.
    Zaczęło mnie bardziej nosić z kąta w kąt, a w uzwojeniu mózgowym poczułem świąd. Obmyśliłem plan i rano w sobotę postanowiłem poszukać odpowiedzi na moje pytanie... nie w Rudawach, nie w Kamiennych, ani w Izerach... tylko omijanych od jakiegoś czasu Karkonoszach. Jako, że byłem szczęśliwym posiadaczem kilku tabletek Captoprilu wariant ''hard'' nie wchodził w grę.... ''medium'' to też ryzyko, wiec wersja ''light'' była w sam raz.
    W zakamarkach pamięci odszukałem Przełęcz Karkonoską. Zdarzało się dawno temu niejednokrotnie z niej schodzić do Podgórzyna na ''melinę'' i wchodzić nazad do Odrodzenia... ,więc czemu nie to schronisko. Wszak to tylko podejście i to chyba najłatwiejsze w najwyższą partię Karkonoszy (ha,ha,ha ... pomijając wyciąg na Kopę).
    Sprawdziłem w necie jak tam warunki i że śnieg powyżej 1000 m. Uzbrojony w tę wiedzę zabrałem buty w których najwygodniej mi się chodzi, czyli do kostek, syna jako mojego ''poganiacza'' i ruszyliśmy do Przesieki.
    Niektórzy uważają tę wieś za jedną z najładniej położonych w Karkonoszach, ale muszę napisać, że od wielu lat i tu zaszły zmiany. Powstały nowe ośrodki i agroturystyki, a przez wioskę widzieliśmy jak porsche przejeżdża... zimą kiedyś tu autobusy nie mogły podjechać, ale babka w chustce i z grabiami coś tam chyba grabiła, więc nie jest tak źle jak w Szklarskiej, czy Karpaczu.
    Zostawiliśmy auto na parkingu pod kościołem, wzięliśmy plecaki i ruszyliśmy do przodu w górę. Spokój panował i ludzi było nie za wiele. Kiedy weszliśmy do lasu napotkaliśmy pewnego gościa z Gdyni z psem, ubranego w ciuchy z militaria.com.pl,albo cuś, czy cuś, który ciągnął walizeczkę na kółkach i udzielił kilku cennych rad przetrwania w górach. Na ten przykład podam, że jak zimno w nogi to trzeba napchać mchu w buty. Jeszcze coś tam chciał pogadać, ale grzecznie go pożegnaliśmy, bo ciepło było i ruszyliśmy dalej.
    Po chwili młode pokolenie pokazało mi, że to spotkanie na komórce ma utrwalone, ale nie śmiem tego tu wrzucać, bo prawa autorskie i zgoda „aktorów” wymagana.
    Idziemy, idziemy i nagle słyszę w żargonie sportowym - „ojciec... ale masz pompę”....nerwowo i ukradkiem grzebię po kieszeni.. i uspakajam się, gdy okazuje się, że Captopril na swoim miejscu. Oglądam się za siebie, a tam na ławce rezerwowych nikt nie siedzi, więc zmiany nie będzie i trzeba iść dalej.
    Znowu idziemy borem świerkowym raz młodszym, raz starszym, aż po chwili w miejscu gdzie naszą drogę przecina droga do Borowic ujrzałem wiatę.... usiądźmy mówię, bo złapać tlenu trzeba. Siadamy, uzupełniamy płyny, a ja dodatkowo uzupełniam brak nikotyny w organizmie i dzięki niej przypominam sobie o aparacie pstrykając pierwsze zdjęcia...

    1-DSC_6731.jpg

    Idziemy mozolnie dalej... to znaczy ja idę mozolnie, co jakiś czas coś tam można dojrzeć, ale nie tyle co kiedyś, bo las rośnie....ale czasami szczątkowy widoczek....

    1-DSC_6732.jpg

    .... albo przydrożnego Świerkowego Pinokio...

    Snapchat-6249923745176668143.jpg

    ... i tak idziemy, aż tu tabliczka KPN i śnieg coraz większy....

    1-DSC_6754.jpg

    ... czyżby Park miał na ten śnieg obecnie monopol... cokolwiek, by to słowo nie oznaczało...

    1-DSC_6756.jpg

    ... młodzież to się nawet cieszyła ze śniegu, tak jakby w wieku przedszkolnym była....

    1-DSC_6744.jpg

    .... a ja tam patrzę, aby czemuś zdjęcie zrobić i wyrównać oddech....

    1-DSC_6752.jpg

    .... po drodze była jeszcze jedna przerwa papierosowa dla mnie...

    1-DSC_6767.jpg

    ... aż tu nagle kiedy zacząłem tracić nadzieję po lewej stronie u góry i w oddali ukazało się schronisko Odrodzenie...

    1-DSC_6764.jpg

    Siły nagle wstąpiły i nadzieja, że bez tabletki, tlenu i defibrylacji się obędzie. Wchodzimy na Przełęcz Karkonoską. Czesi sobie tutaj z drugiej strony autkami podjeżdżają, spacerują, na rowerkach bez pedałów , za przeproszeniem sobie zjeżdżają, a busik później te rowerki zbiera i do góry wwozi, biegają w pięknych sportowych markowych strojach, a stare Niemce chodzą i coś sobie opowiadają w swym gardłowym i głośnym języku, pokazując jak to kiedyś tu było... inny świat troszeczkę... taki trochę bardziej europejski... przelatujemy szybko obok Śpindlerovej Boudy i podchodzimy do naszego schroniska, a tu widok troszkę inny, bo większość napotkanych turystów to normalnie z plecakami se idzie... choć i u nas pojawia się opływowa modna odzież i europejski zdrowy styl sportowy.... jeszcze rzut oka do tyłu na na czeskie „uroczysko”...

    1-DSC_6772.jpg

    ...

  2. #2
    diabel-1410
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Taki stan początkowy nazywam swędzeniem stóp - potem troszkę gorzej bywa.Pomysł z zabieraniem tlenu świetny i chyba zacznę stosować bo latka lecą i piwny air bag rośnie ;-) pisz dalej

  3. #3
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Jakoś tak zeszło, bo czas szybko leci... ale dalej do rzeczy...
    Dotarliśmy do Odrodzenia. Kiedyś bardzo często odwiedzałem to schronisko, ale było to epokę nazad. Tam gdzie kiedyś było główne wyjście jakoś ruchu nie było, a wszyscy wchodzili na taras i z tarasu do środka. My spoczęliśmy na ławeczce koło huśtawki (nastrojów ? ) i obserwujemy. No w zasadzie ja tak zarządziłem, aby przekonać się co jest grane i patrzymy...

    1-DSC_6780.jpg

    Patrzymy nie tylko na widoki typowo karkonoskie, ale też na zwyczaje schroniskowe współczesne.... wchodzą nadal tarasem.... no to i my idziemy. Wchodzimy do baru, a tam też recepcja. Grzecznie ustawiam się w kolejkę i zagaduję do Pani, która donośnym głosem przywołuje zamówienie ósme, czy dziewiąte, że my tam dzwoniliśmy wczoraj i tak, a tak się nazywamy, a Ona, że ok i pokój 38, a jak się ktoś się wycofa to na jednej wersalce nie będziemy musieli spać. Nic się nie zwolniło, ale to przecież rodzina najbliższa, więc jakoś się nie pogryziemy. Zostawiliśmy plecaki w pokoju i jeden wzięliśmy. Ruszamy dalej, bo pora jeszcze wczesna. Idziemy na Śląskie Kamienie.

    1-DSC_6793.jpg

    ... aż tu Czeski...

    1-DSC_6799.jpg

    ... osiągnęliśmy Petrovą boudę zryunowaną do cna ... pozostały tylko murowane i kamienne części, ale widać, że są prowadzone jakieś prace, albo pozoracja... i powstanie nowy komercyjny obiekt. Lepiej zrobić zdjęcie polany niż budynku....

    1-DSC_6794.jpg

    Wyżej było gorzej.. śniegu więcej, a mokra kasza powodowała to, że czuliśmy się jakby człowiek stąpał po pustyni, albo nad Bałtykiem. Według pomiarów kijem śnieg miejscami osiągał 70 centymetrów. No i trafiło się ... zapadłem się, sięgając na dnie topniejącej toni... wyskoczyłem jak poparzony. Później było lepiej (znaczy wypadków nie było), ale buty wody nałapały po wręby.
    Tak osiągnęliśmy Śląski Kamienie...

    1-DSC_6810.jpg1-DSC_6816.jpg

    ... a z wysokości 1413 mnpm. było nawet widać Czub ...., ale Czub Karkonoszy....

    1-DSC_6808.jpg

    ... i jeszcze spojrzenie podczas odwrotu....

    1-DSC_6824.jpg

    ... aż niektórym żal tyłek ściskał....

    1-DSC_6821.jpg

    ... po powrocie mogliśmy sobie popatrzeć jak życie tętni w kotlinie...

    1-DSC_6851.jpg

    ...w Kotlinie Jeleniogórskiej....

  4. #4
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    A w schronisku jak w schronisku. Sporo ludzi, a wieczorem okazało się, że trafiła się grupka dzieci z tatusiami i spali na glebie. Młodzież pochrapywała w śpiworach po korytarzach i dobrze, że to się nie zmieniło. Co więc się zmieniło? Recepcja w barze, w miejscu recepcji ścianka wspinaczkowa, główne wejście już nie jest takim głównym, piwo czeskie w barze, pokoje były trochę czasu temu odświeżone, kibelki trochę ogarnięte, wiele szczegółów przypomina czasy PRL, ale nie to jest wadą, bo taki jest urok schronisk i nawet jeśli ktoś chciałby coś zmienić, to w tak dużym schronisku dzierżawca bez dużego portfela odpłynął by w niebyt finansowy.
    Z drugiej strony, czy warto zmieniać takie miejsca, które wraz ze swoimi mankamentami są przyjazne turyście, bo nikt nie zamknie przecież drzwi i nie odmówi noclegu. Kupiłem piwo i usiadłem na sali, gdzie kiedyś młodzież się integrowała, a później również spała. Obserwowałem jakież to teraz są zwyczaje i jak się toczy życie w schronisku. Musiałem kupić drugie, trzecie i czwarte piwo, aby zrozumieć to i co nieco zobaczyć. I co? W zasadzie to nic nie zobaczyłem... każdy zajęty swoim towarzystwem, swoim posiłkiem i browarem, czyli i tu wkroczyła emocjonalna komercja... znak naszych czasów... przyjść, zjeść, wypić, spać i w drogę. Szkoda, ale przyjdę to jeszcze sprawdzić, bo może akurat źle trafiłem i postaram się to zrobić nie za dwadzieścia lat, a wcześniej. Wokół schroniska zmieniło się niewiele. Stoi huśtawka i jest miejsce na ognisko, a szlak niebieski wydaje mi się, że przechodzi w swym ostatnim odcinku troszkę inną drogą. W budynku, który zajmował kiedyś WOP jest teraz czeski hotel, czy jakiś inny przybytek o nazwie "Dependance". Pomyśleć, że w byłej strażnicy, krótko bo krótko, ale byłem więziony.Kupił ją Czech naruszając tym bezprawnie naszą granicę państwową, doprowadzając prąd od strony czeskiej, wdzierając się bez pozwolenia w strefę KPN.
    Rankiem po śniadaniu pokręciliśmy się jeszcze po okolicy, a wszystko wyglądało tak...

    1-DSC_6866.jpg

    Po raz kolejny wytypowałem z daleka, że ta grupka to Niemce i po chwili po wnikliwym sprawdzeniu ich mowy mogliśmy wymienić porozumiewawcze spojrzenia, że znowu mnie czuj na Niemca nie zawiódł. Więcej Niemców jakoś już nie było i zeszliśmy trochę niżej, aby zobaczyć więcej świata.....

    1-DSC_6825.jpg

    Jeszcze niżej wyglądał ten świat tak....

    1-DSC_6868.jpg

    Morał z tej wycieczki jest taki... świat się zmienia, respirator nie jest jak na razie potrzebny (choć komora tlenowa byłaby pomocna), a w Bieszczady za kilka dni pojadę chyba w gumowcach, bo zużyłem do cna ostatnie buty.

  5. #5
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Przemolla - fajnie napisane, fajnie zilustrowane, dwóch przystojniaków świetnie się prezentuje na tle karkonoskiej przyrody
    Czekam teraz na wersję bieszczadzką :))) może być jak najbardziej w gumowcach też

  6. #6
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Dzięki. Wersja bieszczadzka oczywiście będzie niebawem, ale niestety nie w gumowcach. Buty na szczęście w ostatniej chwili zakupiłem, bo w gumiakach bym się zagotował. Pogoda była słoneczna i iście letnia. Szkoda tylko, że ten czas tak szybko zleciał.

  7. #7
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Kiedy poniedziałkowy skwar wieczorny lał się z nieba, a ptaki cicho chroniły się w listowiu, odczułem nieodpartą chęć sformatowania dysku twardego. Zebrałem 66,66% wszystkich swoich synów i o godzinie 5.30 dnia następnego ruszyliśmy na południe w Karkonosze.
    Zaparkowaliśmy samochód na końcu Przesieki i około 7.00 ruszyliśmy grzecznie szlakiem niebieskim. Grzecznie szliśmy za znakami około 100 metrów, a później mniej grzecznie wykonaliśmy skręt w lewo skwapliwie dbając o to , aby później jednak nie przekroczyć granicy KPN (ale na to jeszcze sporo czasu).

    1-1-DSC_8854-003.jpg

    Przekroczyliśmy Drogę Sudecką i ruszyliśmy prosto. Na chwilę się na tej krzyżówce zatrzymam, bo znajduje się tutaj po prawej, czyli zachodniej stronie w pewnej odległości od tego miejsca dosyć ciekawym grób braci Szymańskich. Cała historia była owiana wielką tajemnicą prawie do chwili obecnej i do niedawna czekała na wyjaśnienie. Bracia w spektakularny sposób uprowadzili samolot z aeroklubu w Jeleniej Górze tuż po wojnie (byli partyzantami AK), a sam fakt uprowadzenia samolotu, kto im pomagał, ile osób z nimi zginęło i czy były to kobiety, czy mężczyźni był skrzętnie ukrywany przez władze.
    Droga która idziemy biegnie równolegle do szlaku niebieskiego, ale po drugiej stronie Suchej Góry, wzdłuż Doliny Podgórnej . Naszym głównym celem były Szwedzkie Skały, a trasę wybraliśmy taką, aby cicho i spokojnie było, trochę chaszczowaniu sudeckiemu się oddać, a i powędrować można było. Wędrówka jest też dosyć atrakcyjna widokowo, bo czasami coś się zza drzew wyłania...

    1-1-DSC_8860.jpg

    Gdzieś w tej okolicy napotkaliśmy samochód. Był to samochód leśniczego, ale jego samego nie było. Pewnie był oddany swoim obowiązkom, a może zszedł do Podgórnej popluskać się dla ochłody, bo skwar zaczął się robić niemiłosierny. My ochłodziliśmy się wodą, którą z plecaka trzeba było wygrzebać....

    1-1-DSC_8859.jpg

    Z biegiem wędrówki pojawiają się też bardziej rozległe widoki na Śląski Grzbiet z Małym Szyszakiem....

    1-1-DSC_8863-002.jpg

    Po chwili pętelka do obracania pojazdów, a po prawej stronie tabliczka z ostrzeżeniem, że ostoja zwierzyny i lepiej się tam nie pchać (bo tam w ciemnej świerczynie muflonów całe stada do ataku się szykują niczym byki na corridzie), więc idziemy dalej już trawiastą drożynką i jest jej koniec. Poniżej jakieś pięć metrów płynie sobie Podgórna,a kamienie wokół niej różnej wielkości.... małe i bardzo duże. No i co teraz ? Mówię, że schodzimy w dół i na drugą stronę. Poszukaliśmy dogodnego zejścia i jakoś przeprawiliśmy się na drugi brzeg, a z dołu to wyglądało tak...

    1-1-DSC_8874.jpg

    Były tam też fajne niecki do wypluskania się....

    1-1-DSC_8875.jpg

    Bardzo fajne miejsce. Ruszyliśmy pod skarpę. Jedna ścieżka odchodziła w lewo, a druga prosto i dalej się dzieliła (ścieżka to tak napisane trochę na wyrost). Ta prosto prowadzi do Smogorniaka, czyli chatki położonej w pobliżu kotła Smogornii. Po powrocie żałowałem, że tam nie poszliśmy sprawdzić, czy jeszcze istnieje i jak dziś wygląda, ale już siedzi mi plan dojścia tam inną drogą). Nie trudno się domyślić, że skręciliśmy w lewo.

    1-1-DSC_8876.jpg


    Nie widać było żadnej ścieżki tylko póżniej kamieniste wypłaszczenie ze śladami zrywki. Widać, że gość miał talent do jazdy po tych kamolach. Z tymi ścieżkami to jest tak, że albo są na mapie, albo są na mapie, a nie ma ich w terenia, albo są w terenie, a nie ma ich na mapie i są takie nie naniesione w tym miejscu w którym powinny być. Z tą naszą to przypadek przedostatni i ostatni, czyli nie było jej na mapie, a kiedy po jakimś czasie się pojawiła na tej mapie to nie całkiem w tym miejscu co powinna być. Kiedy sobie wymyśliliśmy, że być może można przejść przez Ptasiaka i zejść w kierunku Szwedzkich Skał okazało się, że pomysł chybiony i nie w tym miejscu. Cóż trzeba było trochę nadłożyć drogi, aby się o tym przekonać i zejść .....

    1-1-DSC_8880.jpg

    Doszliśmy do drogi, która ciągnie się pomiędzy rzekami Podgórną i Myją. Jaka nowoczesna i wyasfaltowana.... No cóż, ruszyliśmy nią na południe i niebawem zobaczyliśmy Szwedzkie Skały

    1-1-DSC_8884.jpg

    , a po pewnym czasie mogliśmy obejrzeć miejsce naszego domniemanego zejścia z Ptasiaka... prawie pionowe osuwisko z którego notorycznie coś leci. Pokaźne kamyki i ziemia leżała na tym asfalciku. Dobrze, że nie my.
    W tym miejscu spotkaliśmy pierwszego człowieka z plecakiem w wieku gdzieś tak moim (oczywiście człowiek, bo plecak by przecież tyle raczej nie wytrzymał) Wymieniliśmy uprzejmości i jegomość dalej wędrował w dół. Miałem takie wrażenie, że schodził ze Smogorniaka., bo co, pętelkę by walił z tym plecakiem po asfalcie wokół Szwedzkich Skał?
    Pięknym i nowoczesnym mostkiem przekroczyliśmy Myję i po dwudziestu metrach zeszliśmy na przyjaźniejszą dróżkę. Idąc nią trzeba być czujnym, aby nie przegapić zejścia na skałki. Tam spotkaliśmy dwóch cyklistów co po kamorach wjeżdżało... szybko pedałując, a wolno się przesuwając. Ustąpiliśmy im przejazdu...cześć, cześć , pojechali i byli to wszyscy ludzie,których spotkaliśmy podczas szczytu sezonu letniego w Karkonoszach na naszej drodze.
    Jak zwykle skręcamy w lewo i wychodzimy na skałki. Widać ślady ogniska, parę papierów, ale miejsce niczego sobie i widoki fajne. Nie trzeba zaraz się na Śnieżkę, wdrapywać, by fajny widok obejrzeć. Do tego wszystkiego... bez tłumów....
    Potem tradycyjnie w lewo (podczas naszej wycieczki tylko dwa razy skręcaliśmy w prawo w okolicach Ptasiaka i zakręty w prawo nam nie służyły... to nie aluzja polityczna) i w dół.
    Ciekawostką są też kamienie, a jest ich sporo....

    1-1-DSC_8881.jpg

    Potem tylko skrótem do Drogi Chomontowej i przy miejscu obozu jeńców wojennych do żółtego szlaku, a nim obok wodospadu Podgórnej do Przesieki. Było fajnie, miło, cicho i spokojnie ...tylko upał dawał w kość.
    Wczoraj mieliśmy znowu pojechać w celu poszwędania, ale coś mi w plecach strzeliło i chwila przerwy, więc pisanie pozostało. To taka znana przypadłość z tymi plecami ... i bardzo naturalna. Niektórzy nazywają to SKS.
    Ostatnio edytowane przez Szkutawy ; 13-08-2015 o 19:05 Powód: ogonki

  8. #8
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    Jeszcze tylko dopiszę małą informację. Jako, że korzystaliśmy z nowych cudów techniki, a nie tylko mapa i kompas to mogę podać jeszcze, że przeszliśmy 13,28 km ze średnią prędkością 2,7 km/h (w tym odpoczynki), najwyższa osiągnięta wysokość to 936 m, suma przewyższeń to 499 m, a czas wędrówki to 4,58 h.
    Jak się nauczę wklejać mapki to następnym razem ... dodam

  9. #9
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    W sobotę po przemyśleniach filozoficzno-odległościowych i ich wyjawieniu domownikom, zacząłem pakować późnym wieczorem plecak, aby ruszyć w Rudawy Janowickie na Staroscińskie Skały. Dlaczego tam? Bo dawno tam nie byłem, bo ma być ładna pogoda i w innych miejscach może być więcej ludzi, bo fajny może być widoczek, bo tak mi się na prędce ubzdurało. Jako, że nie przesypiam już całych nocy to obudziłem się około godziny czwartej i ruszyłem. Na miejscu byłem o szóstej i dzielnie po omacku ruszyłem, bo u nas jaśnieje około siódmej. Ledwo zrobiłem kilka kroków, a tu zatrzymuje się auto na numerach świdnickich. Pewnie jak zobaczyli starego zgreda co całą noc idzie to ich litość wzięła. Skręciłem jednak w lewo i sobie dziarsko maszerowałem. Mogłem się nawet zatrzymać i trzaskać około nocne zdjęcia i nikt mnie nie popędzał, bo nie miał kto. Tu prezentuję jedno z dziesięciu, co po omacku robiłem i jako tako na długich czasach słabo poruszone wyszło. Niezły ubaw jak robisz coś, czego nie widzisz, a później się okazuje co to jest....
    1-DSC_0335-001.jpg

    Statyw i wężyk spustowy by był wyjściem z sytuacji, ale targać się nie chciało, więc po cimku wyszło mało...
    Tutaj mglisty półmrok...

    1-DSC_0336-001.jpg

    Tutaj Stwórca zapalił żarówkę 10 Watt i już od teraz było ze zdjęciami wygodniej....

    1-DSC_0343-001.jpg

    Tak sobie kluczyłem, to idąc szlakiem....

    1-DSC_0345-001.jpg

    ... a to trochę z niego zbaczając....

    1-DSC_0350-001.jpg

    ... spotykając znaki mniej zrozumiałe...

    1-DSC_0355-001.jpg

    ... no i bardziej zrozumiałe...

    1-DSC_0360-001.jpg

    Droga była bardzo wygodna...

    .1-DSC_0391-001.jpg

    ... średnio wygodna...

    1-DSC_0399-001.jpg

    ... i błotnista ...

    1-DSC_0401-001.jpg

    Muszę w tym momencie przerwać, bo limit zdjęć na post został wykorzystany. Jeśli ktoś chciałby pooglądać i może skusić się na Sudety "nie całkiem oczywiste" to zapraszam za jakiś czas.

  10. #10
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak poczułem świąd i noszenie...

    W nadziei, że za niecałe trzy tygodnie zawitam w krainę Bieszczadami zwaną, powtarzam feralny post ze zdjęciami...
    Droga pięła się stopniowo i podziwiać można było piękne i niespotykane nigdzie indziej skałki, te wolnostojące....
    1-DSC_0396-002.jpg
    .. jak i te, które przycupnęły między drzewami....
    1-DSC_0404-001.jpg
    Już całkiem wyjaśniało i nawet pojawiały się szczątkowe widoki....
    1-DSC_0371-001.jpg
    Niestety widoczność nie była najlepsza i kiedy doszedłem do kolejnej przecinki, można było zauważyć, ze chmury były akurat na wysokości w której się poruszałem. Raz widok był rozleglejszy, a drugim razem nadciągały chmury w których widoczność była słaba, bo tak na oko 30-40 metrów.
    1-DSC_0416-001.jpg
    U podnóża Starościńskich Skał stanąłem około godziny dziewiątej i zacząłem na nie wchodzić, nie licząc na żadne widoki. Szkoda, bo roztacza się z nich piękna panorama na Karkonosze, Rudawy i Góry Kaczawskie. Widziałem z nich tylko poniżej trochę lasu... i nic więcej.

    1-DSC_0427-002.jpg
    Posiliłem się i zapaliłem. Potem snułem się to w jedną, to w drugą stronę , od czasu do czasu sobie przysiadając. Trwało to godzinę, aż w końcu nieśmiało zaczęło coś się pojawiać i znad chmur wypiętrzać....
    1-DSC_0429-001.jpg
    Moja cierpliwość została nagrodzona...
    1-DSC_0450-001.jpg1-DSC_0473-001.jpg1-DSC_0483-001.jpg
    Na Starościńskie Skały prowadzi szlak niebieski z Trzcińska w kierunku na Wołek przez Sokoliki. Jeśli ktoś ceni sobie samotność na szlaku to pozostaje, albo brzydka pogoda, albo bardzo wczesna wędrówka. Na trasie podczas wejścia nie spotkałem nikogo. Dopiero gdy zacząłem schodzić dwóch turystów wchodziło. Kolejnych dwóch spotkałem w połowie drogi zejściowej.
    Najwyższa skała zwana jest Lwią Górą ze względu na lwa odlanego z żeliwa, który obecnie zdobi zaporę na jeziorze Złotnickim. Można też na niej zauważyć ślady po mosiężnych literach w języku niemieckim, które tłumacząc na nasz język oznaczają Skałę Marianny, czyli imię żony księcia Hohenzollerna, który stworzył tu park krajobrazowy w XIX wieku. Skałki na górze są o tyle jeszcze ciekawe, gdyż tworzą coś na kształt małego skalnego miasta. Chcąc dostać się z powrotem do Trzcińska mamy ciekawy wariant zejścia przez Piec, a później Zamek Bolczów, lub można w przeciwnym kierunku schodząc żółtym na Stróżnicę, a później zieloną ścieżką w kierunku Trzcińska. Natomiast ja poszedłem niebieskim, a po niedługiej chwili skręciłem w lewo obchodząc Starościńskie, Fajkę i za Rylcem wchodząc znowu na szlak niebieski. Kiedy zbliżyłem się do Przełęczy Karpnickiej to zaparkowanych na niej było około dwudziestu aut.... czyli...kto wcześnie wstaje, ten co chce, to dostaje.
    1-DSC_0487-002.jpg

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Święta Święta....
    Przez Remedios w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 28-12-2012, 16:04
  2. Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 25-08-2010, 21:53
  3. Święta
    Przez marzycielka w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 13-12-2007, 17:18
  4. Święta
    Przez łukasz gajewski w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 30-12-2004, 14:07
  5. 02.05. „Święty ruch i drobne stopy; święta święta ziem
    Przez Szaszka w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 14-05-2003, 21:29

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •