Jakoś tak w piątek po południu, niepokój dziwny wstrząsnął wszystkimi moimi członkami. Po zimie co to w niektórych częściach się skończyła, a w niektórych dogorywa naszło mnie pytanie.... Czy w tym roku przed wyjściem w góry sprawić sobie: nową paczkę Captoprilu, komorę tlenową, a może pójść równo po całości i zafundować sobie defibrylator.
Zaczęło mnie bardziej nosić z kąta w kąt, a w uzwojeniu mózgowym poczułem świąd. Obmyśliłem plan i rano w sobotę postanowiłem poszukać odpowiedzi na moje pytanie... nie w Rudawach, nie w Kamiennych, ani w Izerach... tylko omijanych od jakiegoś czasu Karkonoszach. Jako, że byłem szczęśliwym posiadaczem kilku tabletek Captoprilu wariant ''hard'' nie wchodził w grę.... ''medium'' to też ryzyko, wiec wersja ''light'' była w sam raz.
W zakamarkach pamięci odszukałem Przełęcz Karkonoską. Zdarzało się dawno temu niejednokrotnie z niej schodzić do Podgórzyna na ''melinę'' i wchodzić nazad do Odrodzenia... ,więc czemu nie to schronisko. Wszak to tylko podejście i to chyba najłatwiejsze w najwyższą partię Karkonoszy (ha,ha,ha ... pomijając wyciąg na Kopę).
Sprawdziłem w necie jak tam warunki i że śnieg powyżej 1000 m. Uzbrojony w tę wiedzę zabrałem buty w których najwygodniej mi się chodzi, czyli do kostek, syna jako mojego ''poganiacza'' i ruszyliśmy do Przesieki.
Niektórzy uważają tę wieś za jedną z najładniej położonych w Karkonoszach, ale muszę napisać, że od wielu lat i tu zaszły zmiany. Powstały nowe ośrodki i agroturystyki, a przez wioskę widzieliśmy jak porsche przejeżdża... zimą kiedyś tu autobusy nie mogły podjechać, ale babka w chustce i z grabiami coś tam chyba grabiła, więc nie jest tak źle jak w Szklarskiej, czy Karpaczu.
Zostawiliśmy auto na parkingu pod kościołem, wzięliśmy plecaki i ruszyliśmy do przodu w górę. Spokój panował i ludzi było nie za wiele. Kiedy weszliśmy do lasu napotkaliśmy pewnego gościa z Gdyni z psem, ubranego w ciuchy z militaria.com.pl,albo cuś, czy cuś, który ciągnął walizeczkę na kółkach i udzielił kilku cennych rad przetrwania w górach. Na ten przykład podam, że jak zimno w nogi to trzeba napchać mchu w buty. Jeszcze coś tam chciał pogadać, ale grzecznie go pożegnaliśmy, bo ciepło było i ruszyliśmy dalej.
Po chwili młode pokolenie pokazało mi, że to spotkanie na komórce ma utrwalone, ale nie śmiem tego tu wrzucać, bo prawa autorskie i zgoda „aktorów” wymagana.
Idziemy, idziemy i nagle słyszę w żargonie sportowym - „ojciec... ale masz pompę”....nerwowo i ukradkiem grzebię po kieszeni.. i uspakajam się, gdy okazuje się, że Captopril na swoim miejscu. Oglądam się za siebie, a tam na ławce rezerwowych nikt nie siedzi, więc zmiany nie będzie i trzeba iść dalej.
Znowu idziemy borem świerkowym raz młodszym, raz starszym, aż po chwili w miejscu gdzie naszą drogę przecina droga do Borowic ujrzałem wiatę.... usiądźmy mówię, bo złapać tlenu trzeba. Siadamy, uzupełniamy płyny, a ja dodatkowo uzupełniam brak nikotyny w organizmie i dzięki niej przypominam sobie o aparacie pstrykając pierwsze zdjęcia...
1-DSC_6731.jpg
Idziemy mozolnie dalej... to znaczy ja idę mozolnie, co jakiś czas coś tam można dojrzeć, ale nie tyle co kiedyś, bo las rośnie....ale czasami szczątkowy widoczek....
1-DSC_6732.jpg
.... albo przydrożnego Świerkowego Pinokio...
Snapchat-6249923745176668143.jpg
... i tak idziemy, aż tu tabliczka KPN i śnieg coraz większy....
1-DSC_6754.jpg
... czyżby Park miał na ten śnieg obecnie monopol... cokolwiek, by to słowo nie oznaczało...
1-DSC_6756.jpg
... młodzież to się nawet cieszyła ze śniegu, tak jakby w wieku przedszkolnym była....
1-DSC_6744.jpg
.... a ja tam patrzę, aby czemuś zdjęcie zrobić i wyrównać oddech....
1-DSC_6752.jpg
.... po drodze była jeszcze jedna przerwa papierosowa dla mnie...
1-DSC_6767.jpg
... aż tu nagle kiedy zacząłem tracić nadzieję po lewej stronie u góry i w oddali ukazało się schronisko Odrodzenie...
1-DSC_6764.jpg
Siły nagle wstąpiły i nadzieja, że bez tabletki, tlenu i defibrylacji się obędzie. Wchodzimy na Przełęcz Karkonoską. Czesi sobie tutaj z drugiej strony autkami podjeżdżają, spacerują, na rowerkach bez pedałów , za przeproszeniem sobie zjeżdżają, a busik później te rowerki zbiera i do góry wwozi, biegają w pięknych sportowych markowych strojach, a stare Niemce chodzą i coś sobie opowiadają w swym gardłowym i głośnym języku, pokazując jak to kiedyś tu było... inny świat troszeczkę... taki trochę bardziej europejski... przelatujemy szybko obok Śpindlerovej Boudy i podchodzimy do naszego schroniska, a tu widok troszkę inny, bo większość napotkanych turystów to normalnie z plecakami se idzie... choć i u nas pojawia się opływowa modna odzież i europejski zdrowy styl sportowy.... jeszcze rzut oka do tyłu na na czeskie „uroczysko”...
1-DSC_6772.jpg
...
Zakładki