Jak zwykle ciągnę się za Wojtkiem z trudem utrzymując kontakt wzrokowy Więc tak poniewczasie jeszcze zdjęcie pięknej cerkwi w Hrebennem, gdzie ukrop lejący się z nieba prawie zagotował nasze płyny ustrojowe:
i jedno wspomnienie z cmentarza w Werchracie:
Pod sklepem podjęliśmy decyzję, że po dniu na rowerach w temperaturze sięgającej w szczycie 35 stopni C, nocujemy w szkole. Tam miała być woda, dużo wody A nie było nic, bo szkoła w remoncie... Mojego osobistego rekordu taniego nocowania pod dachem, na łóżku, z dostępem do łazienki i kuchni z pełnym wyposażeniem nie udało mi się wyrównać (kilka lat temu nocowałem w tej szkole za 8zł, oficjalna cena 10zł została wówczas obniżona bo w łazience nie było chwilowo ciepłej wody), ale będę jeszcze próbował.
A skoro nie w szkole to jedziemy dalej, na Dahany II jak już pisał Wojtek. Jak długo jechaliśmy asfaltem było w porządku, ale po zjechaniu w drogę leśną nastąpił Armagedon. Przeżyłem już kilka ataków skrzydlatego pieroństwa, także na Roztoczu, ale tym razem atak był wyjątkowo zajadły. W przypływie rozpaczy próbowałem już nawet łapać bąki końskie zębami ale udało mi się tylko raz - zagryzłem, przełknąłem, ten już nikogo nie ugryzie
Na Dahanach było znacznie spokojniej, niebo za to przybierało z jednej strony coraz ciekawsze barwy a pod wieczór można było obserwować intrygujący pokaz błysków i błyskawic. Dahany na szczęście nocna burza ominęła bokiem.
Zakładki