Drugiego dnia -także na lekko- ruszyłem w kierunku Tarnicy. Od Strony Ustrzyk. Tam już nie było tak spokojnie, a na górze było tłoczno niczym na Gubałówce. Trzeba było szybko uciekać w stronę Halicza i Rozsypańca. Ludzi były tłumy, pomimo to jednak, widoki były niesamowite. Mimo tego, że wysokości największych lotów to nie były.
Jak się później okazało jednak, hitem tego dnia były mimo wszystko nie widoki, a toaleta, którą wybudowali nam Szwajcarzy. Niesamowity wynalazek. I ciekawe, że takie miejsca pojawiają się zawsze wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebujemy.
WP_20150801_002.jpgWP_20150801_021.jpgWP_20150801_023.jpgWP_20150801_030.jpgWP_20150801_035.jpgWP_20150801_041.jpgWP_20150801_075.jpgWP_20150801_085.jpgWP_20150801_088.jpg
Trzeci dzień -niedziela- był dniem ruszenia "na ciężko" i miał być dniem pod znakiem Połonin. Plan był szalony, ale życie go zweryfikowało. Bardzo długo marudziłem w Ustrzykach, na szlaku pojawiłem się dużo za późno i spotkałem tłumy turystów. Dodając do tego panujący tego dnia skwar, wiedziałem, że nie ma szans na zrealizowanie tego planu już po wejściu na Połoninę Caryńską. Ale jak to się mówi - trudno. Pejzaże jednak były niesamowite.
Zszedłem do Brzegów, posiliłem się i długo biłem się sam ze sobą i zastanawiałem się "co zrobić". Wyruszyłem w górę, ale stwierdziłem, że jednak nie dam rady i z powrotem zszedłem do Brzegów. Tam popatrzyłem na mapę i udałem się na przystanek, gdzie okazało się, że Opatrzność nade mną czuwa i od razu zjawił się autobus. I tym sposobem, zamiast w zaplanowanej Zatwarnicy, pojawiłem się w Kalnicy.
WP_20150802_009.jpg
Zakładki