Dawno nic nie pisałem.

Chcę napisać małą relację, przeżyję ponownie te dwa tygodnie.

Pojechaliśmy w Bieszczady - nie wiem który raz w ogóle, tego się policzyć nie da, ale drugi raz w historii naszej czwórki autem. od miesiąca cztery miśki są zmotoryzowane i rozbijają się po świecie Zefirynką. Bardzo miłe auto

Ponieważ za czasów mego dzieciństwa najeździłem się z rodzicami klasyczną, kanoniczną trasą Kraków-Pilzno-Jasło-Krosno-Sanok-Ustrzyki Dolne-Ustrzyki Górne, a jako pasażer zbiorkomu (w zeszłym roku pojechaliśmy koleją do Cisnej - i nie była to wąskotorówka. Autobusem PKP - kolej operująca autobusami, do czego to przyszło...), z konduktorską obsługą z pekapu, z Kraka do Cisnej) nie miałem za wiele do gadania, więc tym razem postanowiłem inaczej. Z Jasła pojechaliśmy na południe, na Nowy Żmigród i Duklę. Pustelnia św. Jana się nie załapała, bo pora już spóźniona, jedziemy dalej. Daliowa, Jaśliska, Wisłok Wielki, po drodze pokazałem rodzince pierwszowojenny cmentarz, Czystohorb i Komańcza. Tu już nie wytrzymałem i pokazałem miśkom cerkiew (obecną prawosławną), no i już wiem, że popod cerkiew w Komańczy trza zefiryną na pierwszym biegu, bo na dwójce ni chuchuszki.

Przed Komańczą - remont drogi i wahadła, za Komańczą - remont drogi i wahadła. Zrobiło się ciemno - no i się zaczęło
Dawno nie spotkałem tylu zwierząt na trasie. Przed Łupkowem lis, zaraz potem stado saren przechodzące przez drogę, a na pograniczu Smereka i Kalnicy znów lis, wysiadujący sobie na asfalcie, na środku drogi. Wszystko to tuż przed maską zefiryny żaden zwierz nie ucierpiał, ale oglądaliśmy je tak góra z dziesięciu metrów... Dojechaliśmy do Wetliny, zalogowaliśmy się U Rumcajsa i spać. Jutro w góry