Tak w kwestii bezpieczeństwa przypomniała mi się historia sprzed wielu lat.
Pewnego deszczowego listopadowego popołudnia wysiedliśmy z marszrutki na ostatnim przystanku w Libuchorze. Wszyscy szybko rozbiegli się po domach a my zaczepiliśmy ostatniego, bardzo zmęczonego podróżą pasażera z zapytaniem gdzie by tu można się przespać.
- Jak to gdzie? Chodźcie do mnie!
U gospodarza stara chałupa jakich wiele w Libuchorze, bida jak cholera. Na dokładny opis nie zasługuje stawianie długiego drąga z anteną, żebyśmy mogli pooglądać telewizję, słuchanie kaset z ukraińskimi przebojami, gotowanie obiadu, picie bimbru. Przyszedł wieczór i pora spać a gospodarz na to, że nie pójdziemy spać bo wesele we wsi. Idzie cała rodzina i my też pójdziemy. Długo się wzbranialiśmy (szczerze to chciałem, ale bałem się, że nam obiją mordy) zanim odpuścił. Wziął na przetrzymanie mój paszport i wszyscy poszli a my zostaliśmy sami w domu! Na drugi dzień paszport oddał i dziwił się, że my chcemy na Pikuj, bo przecież tam śnieg, nie obyło się bez kielicha na pożegnanie.
Nie ma się co bać, jechać i tyle! Piękne góry i życzliwi ludzie. Innym razem też spaliśmy sami w chałupie, było wesoło...
Zakładki