Coś fantastycznego!
Coś fantastycznego!
Mnie już też nosi, Coshoo pięknie jak zawsze!
DZIEŃ 5 - 16X - Piątek
Kolejny widoczek o poranku.
Ostatni rzut okiem na chatkę.
Na przełęczy ponad chatką. Generalnie idziemy szlakiem turystycznym, jest nawet drogowskaz. Lubię takie szlaki, znak szlaku raz na dwa dni i ścieżki prawie brak.
Wyruszamy w stronę pierwszych dwutusięczników na naszej drodze, oczywiście ścieżka po kilkuset metrach od przełęczy gdzieś magicznie się rozmywa.
Najpogodniejszy dzień jak do tej pory, ale niestety powietrze nie jest już takie przejrzyste. Widoczność sporo zmalała.
Szczyty z daleka wyglądające na łagodne kopułki, z biska już takie łagodne i bezproblemowe nie są. Bez częstego używania czterech kończyn się nie obeszło.
Rodniańskie w całej okazałości.
Czasami spotyka się zupełnie niepasujące do otoczenia skałki.
Mieliśmy zamiar przenocować na obniżonym grzbiecie ale kłębiące się chmury nas zaniepokoiły. Postanowiliśmy na nocleg stracić sporo wysokości i zejść do kotła. W oddali majaczy bacówka.
Niestety bacówka okazała się zasyfioną norą więc rozbijamy namiot kawałek dalej. Miejsce jest niezwykle urokliwe, niedaleko namiotu opada potok nie przesadzając 100m kaskadą. Powoli zapada zmierzch więc zrobiłem tylko dwa ujęcia video, resztę mam nadzieję uwiecznić następnego dnia.
Zapada zmrok, idziemy spać...
C.D.N.
BTW: to, że nie ma kontroli na granicy nie oznacza, że można ją "w ramach Shengen" przekraczać bez dokumentów. Przekroczenie chociażby granicy PL-SK bez posiadania przy sobie dokumentów jest (chyba) traktowane tak samo, jak przekroczenie granicy wbrew przepisom (czyli nielegalnie).
PABLO
DZIEŃ 6 - 17X - Sobota
W nocy zaczyna padać. Deszcz wypuszcza nas z namiotów dopiero przed 9.00. Mgła totalna więc z sesji foto miejsca biwakowego nici
Zwijamy obóz i ewakuujemy się do doliny, nie ma sensu pchać się w wysokie góry w taką pogodę.
Górna część doliny Cormaia.
Do tej pory szło się w miarę wygodnie ścieżką. Zabawa się zaczyna gdy ścieżka dochodzi do potoku. Pojawia się i znika, przekracza wielokrotnie wzburzony strumień.
Ścieżka się poszerza, potok się powiększa, przekraczanie coraz trudniejsze...
W końcu ścieżka przeszła w drogę i pojawiły się mosty/przepusty, nie trzeba już przekraczać potoku, ostatnie przekraczanie nie obeszło się bez zdejmowania butów. Pojawiają się drzewa liściaste i eksplozja barw...
Podziwiamy jesienne kolory oraz kaskady potoków wpadających do potoku głównego.
Okoliczności przyrody piękne ale kilometry w kościach czuć coraz bardziej.
W końcu dochodzimy do pierwszych zabudować wsi Cormaia. Na mapie wygląda na sporą, w rzeczywistości nie napotkaliśmy nawet sklepu
Po kolejnych kilometrach marszu i w deszczu powracamy do kwatery i auta. Pogoda nie wpuściła nas na główny grzbiet gór Rodniańskich. Trudno, skróciliśmy wyjazd ale jesteśmy zadowoleni z tego co udało nam się przejść. Było pięknie.
Wcześnie rano wracamy do Polski. W polskich górach spotykamy się z ekipą, która nie wjechała do Rumunii i spędzamy jeszcze jedną noc w górach przy ognisku, rumuńskim piwie i węgierskim winie...
KONIEC
coshoo, dzięki za opowieść w kolorze :)
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki