Strona 4 z 7 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 31 do 40 z 61

Wątek: Bieszczadzkie okruchy

  1. #31
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,127

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez mercun Zobacz posta
    W góry latem?! W życiu!
    O! widzę , że jesteś z mojej partii, prowokacja sie nie udała.
    Latem w Bieszczady to niezbyt dobry pomysł (znam lepsze )
    ... ale, ale , ...sądząc po przytoczonych "okruchach" większość z nas zaczynała swoją górską przygodę właśnie latem.

  2. #32
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,127

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Dorzucę własny okruszek.
    Pierwsza wyprawa w Bieszczady. Jedziemy we dwóch z kolegą.
    Przygotowaliśmy się sprzętowo. Mieliśmy namiot , koce i jeden plecak (na dwóch)
    Plecaki wówczas nie miały stelaży rurkowych ani pasów biodrowych.
    Nasz plecak był już i tak unowocześniony, miał stalowe blachy które odpychały zawartość od pleców, dzięki czemu plecy oddychały.
    Zmienialiśmy się na przemian tragarzowo, raz jeden nosił plecak a w tym czasie drugi niósł namiot
    Namiot z kocami nie był ciężki , ważył może z 15 kilo.
    Na zdjęciu prezentuję sposób noszenia tego namiotu

    .
    z drugiej strony zdjęcia jest adnotacja WBII Magura Stuposiańska 17.30

  3. #33
    Bieszczadnik Awatar Piotr Niedziela
    Na forum od
    06.2016
    Rodem z
    Jura/Warszawa
    Postów
    182

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Z mojego pierwszego wyjazdu w Bieszczady w 1975 nie ocalało żadne zdjęcie, ale smak odgrzewanego bigosu na śniadanie pamiętam do dziś. Jedliśmy śniadanie w Kremenaros ( pamiętam kilka lat później noclegi w tym miejscu, jak w nocy harcowały myszy). Było coś do zjedzenia, ale pojawił się komunikat, że zostały 3 porcje bigosu wczorajszego, zjadłem go, no i ten smak czuję do dziś - pozytywnie.
    Z tamtego czasu niezapomniane wspomnienie długiej gry w brydża. Czasem trzeba w grze zrobić przerwę.... I po powrocie do gry moi przeciwnicy wylicytowali i ugrali szlema w bez atu. I nagle zapaliła mi się czerwona lampka - coś tu nie gra. Popatrzyliśmy na karty i okazało się, że w czasie przerwy kumpel tasujący karty ułożył je figura i blotka na przemian, mój partner przełożył - dla nich dobrze i dostali wszystkie 40 punkty i stąd szlem maksymalny.
    Lata osiemdziesiąte. Wędrując po Biesach trzeba było mieć wszystko, bo niczego nie było. Śpimy sobie w bacówce pod Rawkami na samej górze i jeden z nas w kuchni turystycznej ( od tamtego wydarzenia kuchnia została przeniesiona pod schody wejściowe ) na dole przy łazienkach poszedł zrobić herbatę. Czekamy z kanapkami z konserwy turystycznej i nagle czujemy swąd spalenizny. Wraca nasz kumpel z opalonymi brwiami, ma herbatę, ale oznajmia wszem i wobec, że prawie spalił bacówkę.
    Co się stało?
    Otóż kilka dni wcześniej drzwi do łazienek pomalowano lakierem bezbarwnym. Mirek rozpalając maszynkę benzynową zostawił kilka kropli paliwa na podłodze i gdy zapalił prymus zapalił lont paliwowy przeniósł ogień i zapalił się lakier na drzwiach. Przytomnie chwycił jakieś wiadro z wodą i ugasił palące się drzwi
    .
    Oczywiście, następnego dnia nie było żadnego wyjścia na szlak, bo musieliśmy drzwi w kolorze czerni doprowadzić do koloru buku, czyli potłuczone szkło, zdarcie spalenizny i malowanie od nowa.
    Takich pięknych wspomnień w czasie prawie stu wędrówek dane mi było przeżyć wiele.

  4. #34
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Ale przyjemnie nakruszone :)

  5. #35
    Powsimorda h.c.
    Awatar Marcowy
    Na forum od
    09.1998
    Rodem z
    Zacisze
    Postów
    2,663

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez mercun Zobacz posta
    A pojawią się jakieś foty?
    Co prawda odpowiedziałem przecząco, ale... dlaczego tylko Heniu ma wrzucać fotki z czasów, gdy był młody i szczupły?

    Znalazłem dziś trzy zdjęcia, które układają się w krótką historię. Prawie jak komiks. Nie pamiętam, kto robił te fotki (na pewno nie ja), ale pamiętam kiedy. Nawet są opisane: Ustrzyki Górne, wrzesień 1989.

    Wspomnienia odżyły. Było to tak:

    Ostatni tydzień wrześniowego pobytu przesiedzieliśmy z Albertem na kempingu w UG. Czas dzieliliśmy sprawiedliwie między ogniska na kempingu a stół pod Pulpitem. Było sennie i słonecznie, a w dzień ciepło. Turyści pojawiali się w postaci szczątkowej - albo indywidualni szaleńcy, albo wycieczki, które wysypywały się z autokaru, zamawiały frytki i piwo, przełykały pośpiesznie i w milczeniu, a potem znikały w kłębach spalin ze zdezelowanych sanosów, ozdobionych tabliczką WYCIECZKA za przednią szybą.

    Ale dawało się odczuć, że jest już po sezonie. W nocy temperatura spadała poniżej zera, a my budziliśmy się zziębnięci w namiotach i gorączkowo przetrząsaliśmy plecaki w poszukiwaniu czegokolwiek, co nadawałoby się jeszcze do wciągnięcia na grzbiet.

    Na kempingu poznaliśmy bardzo fajnych ludzi z Wrocławia, Szczecina i Piły, którzy podzielali nasze pasje górsko-ogniskowo-pulpitowe. I było miło. A sala konsumpcyjna przed Pulpitem wygladała tak:

    P7230383.jpg

    W prawym dolnym rogu widać kundelka, który się do nas przyplątał i został ochrzczony imieniem Misiek. Spał przy ognisku, łaził za nami wszędzie, także do Pulpitu, gdzie sępił jedzenie u gości. Oprócz nas stałymi bywalcami lokalu byli jedynie wiecznie zawiani jagodziarze pozujący na zakapiorów. Mieli jeden stały numer, który uwielbialiśmy obserwować.

    Gdy przy Pulpicie formowała się kolejka autokarowych turystów, a panowie nie mieli ochoty stawać na jej końcu, jeden z nich rozbierał się do pasa, a ze spodni wyciągał szeroki pas nabijany ćwiekami i z metalową klamrą. Przewieszał go sobie przez szyję, po czym wolnym, lekko chwiejnym się krokiem przechodził wzdłuż kolejki, podchodził do lady i zamawiał, co tam chciał. Towarzyszyła mu absolutna cisza. Nigdy nikt nie zaprotestował.

    Panowie w końcu się z nami zaprzyjaźnili, ale - nie wiedzieć czemu - byli niechętni Miśkowi. Odganiali psiaka, a gdy jeden zrobił to dość brutalnie, poderwaliśmy się od stolika i z czerwoną mgiełką na oczach ruszyliśmy pomścić zwierzę w stronę stolika jagodziarzy. Panowie również się podnieśli i sprawnym ruchem wyszarpnęli ze spodni pasy, ewidentnie już nie w celu postraszenia kogokolwiek. Zapachniało krwawym starciem. Mieliśmy przewagę liczebną, ale było widać, że jagodziarze są zdecydowanie bardziej doświadczeni w kwestii mordobicia. Na szczęście rozważniejsze koleżanki w ostatniej chwili nas odciągnęły i do konfrontacji nie doszło. Ale atmosfera pod Pulpitem wyraźnie zgęstniała, więc postanowiliśmy wrócić na kemping. Oczywiście z Miśkiem i z tradycyjnymi zakupami na wieczór (to ta skrzynka pośrodku).

    P7230384.jpg

    Jakoś tak się działo, że ajent kempingu całymi dniami pozostawał nieuchwytny. Po prostu człowieka nie było. Zwłaszcza jeśli chcieliśmy się dowiedzieć, kiedy w prysznicach będzie woda. Oczywiście zimna, bo ciepłej w ofercie z zasady nie było. Ale zawsze - ZAWSZE - gdy wracaliśmy wieczorem na kemping z pełną skrzynką, witał nas u wejścia uśmiechnięty od ucha do ucha i pobierał haracz za wniesienie zakazanego towaru na teren zbiorowego miejsca noclegowego. Nie był pazerny, więc tę jedną butelkę piwa odstępowaliśmy mu bez szemrania. A potem były tańce i śpiewy przy gitarze i ognisku. I nie przeszkadzało nam, że czasem nie było gitary ani ogniska.

    P7230385.jpg

    Kiedyś odwiedził nas - mieszkający przez płot - znany ustrzycki rzeźbiarz. Bardzo chciał się dowiedzieć, czy to czasem nie my przerobiliśmy napis na jego szyldzie z: TWÓRCA LUDOWY na: STWÓRCA LODÓWY. Żałowaliśmy, ale to nie my. I Andrzej grał nam i śpiewał do rana.

    A innym razem rano, przy tlącym się jeszcze ognisku, natknęliśmy się na jednego z jagodziarzy, który spał czule przytulony do Miśka. Może zatem tamten konflikt między człowiekiem i zwierzęciem był li tylko przejawem męskiej, szorstkiej przyjaźni?

    A jeden z nas przywiózł sobie stamtąd małżonkę, z którą żył długo i szczęśliwie. Ale to temat na inną opowieść.
    Ostatnio edytowane przez Marcowy ; 23-07-2017 o 20:11

  6. #36
    Forumowicz Roku 2018
    Kronikarz Roku 2018
    Forumowicz Roku 2017
    Kronikarz Roku 2014
    Ekspert Roku 2013
    Korespondent Roku 2008
    Awatar sir Bazyl
    Na forum od
    09.2005
    Rodem z
    Resmiasto
    Postów
    3,102

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Smakowite te okruchy, jakby się coś jeszcze udało wydobyć z zakamarków to podsyp, proszę.
    Ostatnio edytowane przez sir Bazyl ; 24-07-2017 o 18:53
    "Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski

  7. #37
    Bieszczadnik Awatar Kura8210
    Na forum od
    03.2017
    Postów
    35

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Wlasnie za takie historie uwielbiam to forum i forumowiczów.pozdrawiam

  8. #38
    Bieszczadnik Awatar yamat
    Na forum od
    12.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    139

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Może i ja coś dorzucę?
    Nie będzie tak malowniczo jak u Marcowego ale klimat Biesowski...

    Który to był rok nie pamiętam ale wiem,że sprzed telefonii komórkowej co jest ważne.
    Z dwoma kumplami wsiadliśmy w auto...cała noc w drodze i rano parkujemy przed Kremenarosem...
    Niby zmęczeni, pijani tylko i wylącznie atmosferą ;-) postanawiamy od razu zaatakować gory....
    O łażeniu pisać nie będę bo przecież każdy wie....co i jak się czuje...
    Dzień ma się ku końcowi, próbujemy się dostać z powrotem do Górnych i nagle kumpel mówi..."kur....mam dziurę w kieszeni"
    News w sumie sam w sobie niezbyt dramatyczny ale okazało się, że w tejże kieszeni miał kluczyki do auta.......
    konsternacja...można tłuc szybę....wyjąć śpiwory i kasę ale jak wrócimy? poza tym auto służbowe- jak się potem wytłumaczyć, że szyba wytłuczona, fura przyjechałą na kablach a złodzieje nie ma....
    akurat byliśmy przy ośrodku "Smerek"...kołaczemy do drzwi...Turystów nie ma bo oczywiście grubo poza sezonem...Otwiera pan "Cieć"...tłumaczymy co i jak i prosimy , czy można skorzystać z telefonu....
    Można....korzystamy...ale..uwaga...kiedyś korzystanie polegało na czymś innym niż teraz...mianowicie:
    Pan Cieć, uchwyciła jedną ręką telefon chwytem mocnym, stalowym..przyciskając słuchawkę do korpusu nie przymierzając jak chop przyciska babe po powrocie z popasu owiec, drugą ręką złapał wystający z boku korpusu telefonu przedmiot wygięty figlarnie a popularnie "korbką" nazwany...zakręcił...czekamy...napięcie...aż słychać jak wiatr hula..
    Jest polączenie...Miła Pani się pyta:
    -halo? co zamawiane?
    - Radomsko tel nr....
    -Przyjełam, proszę czekać!
    Słuchawka na widełki czekamy...Zeby nam się nie nudziło raczymy się z Panem Cieciem czymś tam, czego oczywiście Pan Cieć w czasie służby absolutnie spożywać nie mógł....I...jest, brzęczy podskakuje..nie Cieć oczywiście a słuchawka..
    -Halo? Jest polączenie, Proszę mówić!
    - Cześć Adam..
    -Cześć...
    - Co robisz?
    - A w sumie nic...
    -A wiesz, że to się dobrze składa? Moze byś się kulnął kurcgalopkiem do mojego domu i podrzucił mi zapasowe klucze od fury?
    - Dobra..nie ma problemu...A gdzie jesteś?
    - W Ustrzykach Górnych..
    - Gdzie???????
    - No w Górnych...
    - Człowieku...to 500 km...
    - No dokładnie 585...
    - A skoro tak to jade...czekajcie...
    Uściskaliśmy sie z Panem Cieciem gratulując mu wzoro wypelnianej służby i dalej do Górnych.... Ktoś nas chyba nawet troche podwiózł...
    Koniec końców....ubłagaliśmy obsługę w Kremenarosie, żeby nam pokój otworzyli...koce dali i obiecaliśmy, że rano wszystko zapłacimy..
    Zaufali, uwierzyli...Z tej radości poszliśmy zaszaleć do Kremenarosa "Restauracji"..
    A że kasa w aucie a przy sobie jakieś torebki herbaty i jeden paprykarz pytamy:
    - wrzątek jest?
    - Jest-odpowiada miły Pan- ale zimny...
    Wrósilismy do pokoju na tarczy....

  9. #39
    Bieszczadnik Awatar yamat
    Na forum od
    12.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    139

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    a ten kumpel....przyjechał nad ranem...kluczyki przekazał...i pojechał z powrotem bo na popołudnie umówiony z rodziną ;-)

  10. #40
    Bieszczadnik Awatar zbyszek1509
    Na forum od
    04.2007
    Rodem z
    Gostynin
    Postów
    810

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez yamat Zobacz posta
    a ten kumpel....przyjechał nad ranem...kluczyki przekazał...i pojechał z powrotem bo na popołudnie umówiony z rodziną ;-)
    Obecnie to takich kumpli, nawet ze świecą nie znajdzie. . To były dobre czasy .

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Limeryki bieszczadzkie
    Przez Piskal w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 45
    Ostatni post / autor: 10-07-2010, 18:58
  2. Aleksander Sołżenicyn – Okruchy.
    Przez Gryf w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 13-11-2006, 16:54
  3. Czasopisma bieszczadzkie
    Przez yorick w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 08-11-2005, 19:01
  4. Bieszczadzkie...
    Przez Ewa_natta w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post / autor: 03-09-2004, 19:13

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •