Strona 5 z 7 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 41 do 50 z 61

Wątek: Bieszczadzkie okruchy

  1. #41
    Bieszczadnik Awatar yamat
    Na forum od
    12.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    139

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    nadal sie z nim kumpluje i nadal sobie pomagamy....jak mówią:"na przyjaciól trzeba ciężko pracować" ;-)

  2. #42
    Bieszczadnik Awatar bacza
    Na forum od
    07.2017
    Rodem z
    Warmia (Olsztyn)
    Postów
    163

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez zbyszek1509 Zobacz posta
    Obecnie to takich kumpli, nawet ze świecą nie znajdzie. . To były dobre czasy .
    Fakt - czasy się zmieniły... Sam pamiętam, jak ok. 1986 r. koledzy motocykliści sobie pomagali, nawet z paliwem, które na kartki było... Ew. zwrot kosztów, najczęściej "w naturze".
    Obecnie czytam (i jestem członkiem) forum motocyklowo-podróźniczego i... ludzie jeżdżą po "Dalekich Stanach" (Kirgi-, Kazach- itd, Afgani- [nawet] -Stan). I wychodzi, że - im trudniejsze warunki życia w danym rejonie, tym większa chęć (traktowana jako konieczność raczej) do pomocy potrzebującemu.
    Znak czasów - czy tylko "u nas nie trzeba, bo już mamy..... Assistance, pewnie On też ma" ?
    Sam parę razy doświadczyłem sytuacji, gdy - bez pomocy Dobrych Ludzi, byłaby Kicha .
    Niech chęci pomocy potrzebującym trwają dalej !

  3. #43
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2016
    Postów
    100

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    zbieram te Wasze okruchy i karmię się nimi nieśmiało i zebrała się we mnie odwaga by i moim okruchem podzielić się z Wami:
    mój Starszy Brat jezdził w Bieszczady i opowiadał jak to Fajnie i jak Fajnie i ... tak cały czas. Zachciałem i ja w te Bieszczady , ale akurat moją drużyną harcerską jakoś nikt z chorągwi nie interesował się tak bardzo, by zaproponować nam wyjazd w Bieszczady pomimo corocznych wyjazdów do Suchych Rzek. Ale udało mi się załapać na wyjazd, moja Dziewczyna z usteckiej drużyny jechała z kilkoma druhnami na zaproszenie Super Druhny z Krakowa właśnie do Suchych Rzek,pojechałem i ja . Pamiętam dokładnie dzień wyjazdu, ja miałem dojechać ze Szczecina do Słupska i tam dosiąść się do dziewczyn- łatwizna, niestety akurat tego dnia była coroczna zmiana rozkładu jazdy PKP i mój pociąg odjechał 20 min wcześniej... o zgrozo, niby ok 230km ale następny bezpośredni pociąg miałem za 5h(czyli za póżno) . Jechałem naokoło z przesiadkami ale zdążyłem w Słupsku dosiąść się.
    Póżniej nudna jazda z Krakowa autokarem i jesteśmy... klękajcie narody- jak dziś pamiętam widok: z tyłu most a przed nami wznosi się Połonina Wetlińska,z lewej fascynujący garb Hnatowe Berdo a z prawej Hulskie(zastanawiałem się wtedy co to jest???), piękności myślałem sobie a jak cieszyłem się na zdobywanie tych wszystkich dopiero co poznanych Gór, ja już wtedy a nawet zaraz bardzo chętnie wystartowałbym na wędrówkę ale niestety nie wszystkim tak się spieszyło.
    Budowaliśmy obóz... nuuuuda
    Budowaliśmy pionierkę....nuuuda
    Chodziliśmy na nudne apele....nuda,nuda, nuda
    nuda przez cały czas a JA CHCIAŁEM W BIESZCZADY nie chciałem tam tylko być , chciałem Je zobaczyć i pochodzić po nich
    Pewnego dnia przed śniadaniem zamieszanie na podobozie(czas ok. pobudki, przed śniadaniem) , ktoś coś gada ,warta kogoś szuka- mnie szukali, Brat przyszedł mnie odwiedzić!!! Ależ to była sensacja na podobozie a ja to już chciałem się pakować i uciekać z Bratem, ale niestety Dziewczyna zrobiła smutną minę i zostałem, a brat wrócił do swoich po obiedzie
    I takie to były moje Bieszczady nudne na 100% nic nie widziałem, nigdzie nie byłem poza kilkoma spacerami na plac zrywkowy na Hulskie gdzie stała jakaś chata , co do istnienia której bardzo się dziwiłem, bo wyglądała jak szopa a był i niby kominek i poddasze, a raczej antresola, nasza Super Druhna z Krakowa niewiele na ten temat wiedziała. Oj ale jeden raz zabrali nas w Góry, kazali się ubrać, buty zasznurować i pooosziiiiśmy na Smerek, niby fajnie ale mgła była od samego rana do samego wieczora, nic nie widziałem ale i tak podobało mi się; te chmury sunące po po połoninie, to strome podejście na przełęcz Orłowicza, szkoda, że tylko tyle mam wspomnień z Suchych Rzek. Oj zapomniałbym, mam jeszcze super wspomnienie z tamtego czasu,kąpaliśmy się w potoku, niby nic, ale po prawej stronie mostu stojąc przodem do połoniny woda wypłukała w dnie głęboki dół na ok.1,5m, taki mini basenik. Kąpałem się tam i do dzisiaj pamiętam tysiące zimnych szpilek , które kłuły w ciało a za chwilę zimno odchodziło i przychodził dziwny błogi stan, wręcz ukojenie.
    W owym czasie Brać Harcerska zbierała się w Wołosatem na koncerty harcerskie, nasz obóz również tam się wybierał w całości: na pieszo przez połoniny(Hurraaa, myślałem sobie, będzie wędrówka), lecz niestety dałem się wówczas namówić na zdobywanie różnych sprawności harcerskich i jako "kwatermistrz praktykant" musiałem dopilnować załadunku plecaków na stara, jechać z tymi plecakami na pace do Wołosatego i tam z grupą zołnierzy rozbić NSy dla wszystkich ... i tyle widziałem.
    I znowu pokazywano mi nowe szczyty, pokazano Tarnicę, a ja musiałem układać grafik wart..., żal, czułem wielki żąl.
    Nie pamiętam kto i jak zaproponował wyjście na Tarnicę, padały nazwy wówczas obco brzmiące Halicz,Rozsypaniec(które brzmią w głowie do dzisiaj), ale pamiętam jak szliśmy, we mgl

  4. #44
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    No nie! Tak w pół słowa przerwać?! I to w decydującym momencie!

  5. #45
    Bieszczadnik
    Na forum od
    09.2016
    Postów
    100

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    ..mhm, coś zjadło część moich okruszków,postaram się dokończyć

    (...)ale pamiętam jak szliśmy,we mgle i deszczu,który złapał nas po drodze,do okrycia mieliśmy tylko jedną pałatkę. Ale to nic,podobało mi się,było pięknie,woda ze zródełka gdzieś pod Tarnicą smakowała jak eliksir i takie ostre podejście na sam szczyt, a póżniej powrót stromo w dół przez las, który sobie nazwałem bajkowym. Wróciliśmy cali mokrzy,zmęczeni i głodni a ja byłem przeszczęśliwy i pokazywałem wszystkim gdzie byłem. To było piękne przeżycie,miałem za sobą jako harcerz już sporo wędrówek po pomorzu ale szczególnie zapamiętałem tamtą na Tarnicę.
    I takie to były moje Bieszczady, były tuż,tuż a nieosiągalne. Wracałem z mocnym postanowieniem, że jeszcze tu wrócę. Od kogoś usłyszałem i pózniej sam powtarzałem, że "w Bieszczady jedzie się tylko raz a pózniej to już tylko się wraca".
    Jakoś tak nie wiem kiedy zleciało ponad 25 lat i nie wróciłem, a żal pozostał, ogień tęsknoty tlił się jednak cały czas podgrzewając chęć wyjazdu i oto jedziemy z Bratem, wracamy w Bieszczady. Plecaki już prawie spakowane, jeszcze tylko pięć dni i zamiast karmić się okruchami wspomnień będziemy zajadać grube pajdy...

  6. #46

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Moja trwająca do dziś bieszczadzka przygoda zaczęła się dość późno, bo dopiero w 1990. Znaczy wcześniej coś tam pamiętam jakąś Solinę czy przejazd wielką obwodnicą z rodzicami ale nic ponadto.
    W pamiętnym 1990 trafiłem z drużyną i kilkoma innymi na obóz w Ustrzykach Górnych. Pięknie położone miejsce, na patelni w zakolu rzeki zaraz za mostkiem po prawej wjeżdżając od strony Lutowisk.
    Podróż autobusem marki "ogórek" z przyczepą ochrzczoną przez nas jako "korniszon" już była emocjonująca. Do "ogórka" jeszcze wrócę.
    Warunki polowe na miejscu też wspominam ciepło
    - poczynając od kuchni polowej z etatem palacza, którego jedynym obowiązkiem było jej uruchomienie codziennie rano (co dla mieszczuchów nie było takie proste);
    - subtelnie w pewnym oddaleniu położonych sławojek;
    - sąsiadujących z obozem lokalsów w postaci gniazda żmij. Jako, że było koło bramy wejściowej, po pewnym czasie na nikim z obozowiczów nie robiły już wrażenia, a wręcz przeciwnie na odwiedzających;
    - zaopatrzenie w wodę, a mianowicie jej noszenie w wiadrach ze źródła w Parku na drugim brzegu. Przejście było po wąskim mostku, a że, jak wspomniałem, były lokalne żmije i lubiły się wygrzewać na kamyczkach, parę razy skończyło się kąpielą niosącego wodę (żmija leżała akurat na zejściu z kładki).
    Wspominam zakupy w sklepie w Ustrzykach, gdzie trzeba było zamawiać ile chlebów chcemy na następny dzień; ba, nie tylko chlebów, owoce kupowaliśmy na sztuki, chodziło się z kilkoma plecakami i przynosiło to wszystko. Po jakieś poważniejsze zakupy (i po kasę do banku) delegacja jeździła do Sanoka PKSem.
    Pierwsze wyjścia w góry to była Caryńska, pamiętam też Tarnicę i Bukowe Berdo. No i Rawkę. Długie podejście od Ustrzyk.
    Wracając z obozu kierowca nie mógł się zadziwić czemu "ogórek" nie chce wyjechać pod górki. No nic dziwnego, skoro w "korniszonku" (który służył na terenie obozu jako magazyn) wieźliśmy z powrotem chyba z tonę drewna (legalnie zakupionego do palenia pod kuchnią).

    Parę zdjęć tu https://goo.gl/photos/d6zh9h6M36HSYMzz7

    Po powrocie jakoś tak szybko doszedłem z kolegą do wniosku, ze wakacje sie jeszcze nie kończą i warto by było się wybrać ponownie. No i się wybraliśmy we dwóch chyba 2 tygodnie później, mając w planie "zrobienie" trasy Wołosate-gniazdo Tarnicy, nastepnie przez połoniny, Smerek, Okrąglik do Cisnej.
    Oczywiście z całym prowiantem, namiotem, kocherkiem (chyba na benzynę). Plecaki ważyły ponad 15kg. Ale plecaki już ze stelażem rurkowym.
    Obie połoniny podczas burzy mózgów przeszliśmy w jeden dzień, trochę dnia brakło i po ciemku schodziliśmy ze Smereka. I przez rzeczkę także. I rozbijaliśmy namiot. Rano okazało się, że spaliśmy kolo oczyszczalni ścieków w Smereku. Ale nawet nie śmierdziało (a może nam to nie przeszkadzało).
    Dochodząc do Cisnej (po drodze pierwsza w życiu kontrola dokumentów przez WOP pod Okrąglikiem) mieliśmy już serdecznie dość i wróciliśmy dzień wcześniej niż to było w planie. Oficjalnym powodem był brak cukru do herbaty ;-)

    Potem bywały też obozy wędrowne, rajdy itp. Ale ten pierwszy będzie zawsze pierwszy.

    Od tego czasu już tylko wracam.
    Ostatnio edytowane przez uszatek_mis ; 22-08-2017 o 14:28

  7. #47
    Bieszczadnik Awatar yamat
    Na forum od
    12.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    139

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    w tym sklepie też miałem przygodę...braliśmy jakiś prowiant na wędrówkę( zamnówiony dzień wcześniej- a jakże) i kolega poprosił o rachunek. Pani szczęsliwa nie była ale wyjeła kwit i zapytała na kogo ma wypisać. Kolega mówi: "9 amarantowa drużyna"....
    -Jaka?- Pani się zaniepokoiła.
    -Dziewiąta.
    - Jak to napisać?
    -No..normalnie..cyferką, arabską..
    To było far far away przed ISIS I tym podobnymi ale Pani kierowniczka nie zdzierżyła i pognałą nas w świat przeklinając pod nosem, że arabskiego to ona się uczyć nie będzie ;-)
    I było bez rachunku....

  8. #48
    Powsimorda h.c.
    Awatar Marcowy
    Na forum od
    09.1998
    Rodem z
    Zacisze
    Postów
    2,663

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Aneks do zdjęcia, czyli krótka historia pewnych butów.

    buty.jpg

    Moje pierwsze górskie buty kupiłem w sklepie Jedności Łowieckiej w mieście onegdaj wojewódzkim. Właściwie to trudno powiedzieć, że butki te były górskie - skórzane traperki za kostkę, z usztywnionym (chyba metalowym) czubkiem i dziwną falowaną podeszwą. Ale wyglądały bojowo i profesjonalnie. Przymierzyłem je i od razu poczułem się jak prawdziwy góral.

    Zostałem szczęśliwym posiadaczem rzeczonych wczesnym latem 1989 roku, jako że szykowałem się na jesienny wyjazd w Riłę. Żeby kupić trapery pracowałem cały miesiąc w magazynach Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Bogiem a prawdą, nie harowałem zbyt ciężko, bo w kraju był kryzys, więc magazyny nie miały co magazynować. Ale PRL-owski system gospodarczego myślenia nadal miał się świetnie, więc puste hale nie przeszkadzały dyrekcji WPHW zatrudniać latem pracowników sezonowych delegowanych przez Ochotnicze Hufce Pracy. Gdy te nisko wykwalifikowane robole wyzbierały już wszystkie pety z terenu zakładu i powyrywały trawę spomiędzy trylinki, miały fajrant i mogły się opalać na stertach pustych palet. Byle za zakładem, a nie od frontu, żeby się nie rzucać w oczy.

    Wypłata za ten miesiąc harówki wystarczyła na zakup przydziałowych dewiz (bułgarskich lewów), zakup wspomnianych butów i dwóch par grubych skarpet. Skarpety rozsypały się po pierwszym założeniu, jeszcze w trakcie "docierania" traperek na nizinach, podobnie jak sznurowadła do butów, które zastąpił niezniszczalny sznurek do namiotów. Same traperki przetrwały dzielnie z 10 lat katowania ich na szlakach, a jedyną odniesioną raną w tym czasie była lekko odklejona podeszwa, którą mistrz szewski przykleił lepiej niż w fabryce. Traperki sprawdziły się w każdym terenie i przy każdej aurze, o czym może świadczyć poniższe zdjęcie (Karkonosze'92).

    P8270001.jpg

    Trzewiki z Jedności Łowieckiej pociągnęłyby pewnie dłużej, bo z zewnątrz nic im nie dolegało, jednak kompletnie wytarł się w nich bieżnik. Już jako nowy nie miał oszałamiającej przyczepności za sprawą dość niezwykłej rzeźby - było to coś w rodzaju falującej kratki - ale z czasem podeszwa stała się niemal idealnie płaska i groziła kontuzją nawet po drodze do warzywniaka za rogiem. Gdy w końcu przypadkowo wdepnąłem w jakąś tajemniczą substancję ropopochodną, która wżarła się w skórę obrzydliwymi plamami, buty przestały się nadawać do jakiegokolwiek użytku. I odeszły razem z XX wiekiem do obuwniczego świata równoległego, w którym do dziś błyszczą i pachną dopiero co wyprawioną skórą.

    A już wkrótce niewiarygodna historia kurtki puchowej, która każdą wrażliwą jednostką porządnie wstrząśnie...

  9. #49
    Bieszczadnik Awatar Slav
    Na forum od
    10.2014
    Postów
    300

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez Marcowy Zobacz posta
    A już wkrótce niewiarygodna historia kurtki puchowej, która każdą wrażliwą jednostką porządnie wstrząśnie...


    Może taki wstęp ?

  10. #50
    Powsimorda h.c.
    Awatar Marcowy
    Na forum od
    09.1998
    Rodem z
    Zacisze
    Postów
    2,663

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez Slav Zobacz posta
    Może taki wstęp ?
    Kiedyś Wojciech Mann genialnie sparodiował Wołoszańskiego. Skórzana marynarka, ręce skrzyżowane na piersi i tekst:

    - A już za tydzień o dwóch nieznanych wybuchach jądrowych na Kielecczyźnie.

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Limeryki bieszczadzkie
    Przez Piskal w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 45
    Ostatni post / autor: 10-07-2010, 18:58
  2. Aleksander Sołżenicyn – Okruchy.
    Przez Gryf w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 13-11-2006, 16:54
  3. Czasopisma bieszczadzkie
    Przez yorick w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 08-11-2005, 19:01
  4. Bieszczadzkie...
    Przez Ewa_natta w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post / autor: 03-09-2004, 19:13

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •