Jakoś tak we czwartek po południu plecak zawołał do mnie wielkim głosem. Miał prawo, stał spakowany od piątku i... i nic, bo w poprzedni weekend nigdzie nie pojechałem. A teraz? Mówią, że zima w Bieszczady zawitała, że przykryła liście pierwszą zimową kołderką, że biało na połaci. No ale jak tu wierzyć w biel, skoro za oknem (szybki rzut oka za okno)... no niemożliwe... za oknem biało!
Ze złośliwym uśmiechem popatrzyłem na plecak, otworzyłem klapę i wszystko ze środka wyrzuciłem. Trzeba zrobić przegląd, bo plecak był spakowany na jednodniową wycieczkę a szykują się dwa dni w górach. W porywach do trzech!
W piątek rano pobudka nie taka znów wczesna i dawaj rydwanem powozić do samej Hoczwi, pod kościół. To tu auto zostanie na dni kilka a kierowca sobie pospaceruje. Buty na nogi, plecak na plecy i w drogę. Kilometr asfaltem a potem w bok - w białe. Niewiele tego było, ale i tak szkoda było śladami kalać. W końcu to mój pierwszy bieszczadzki śnieg tej zimy!
Zakładki